Obowiązująca od piętnastu lat ustawa o Komisji Trójstronnej wymaga głębokich zmian. Niezależnie od tego, jak oceniać skuteczność funkcjonowania tego gremium – a jest ona, co tu dużo mówić, nader dyskusyjna – to ustawowy zakres kompetencji Komisji jest dosyć wąski. Za wąski, by mogła ona stać się faktycznym narzędziem łagodzenia i rozwiązywania nieuniknionych konfliktów społecznych. Tak naprawdę tylko ekscentryczni radykałowie z obu skrzydeł, czyli liberalni i etatystyczni ultrasi, woleliby zastąpienia rozmów przy stole negocjacyjnym waleniem w tenże stół pięścią. Jak się kończą takie buńczuczne zapowiedzi, pokazuje konflikt w spółkach węglowych wiosną tego roku.
Trójstronna Komisja do Spraw Gospodarczo-Społecznych ma w swoich kompetencjach dialog w sprawie wynagrodzeń i świadczeń społecznych oraz „w innych sprawach społecznych lub gospodarczych”. Z jednej strony zawężenie do spraw płacowych, z drugiej niedookreślone kompetencje w innych kwestiach. A wiadomo, że każdy taki enigmatyczny zapis pozostawia pole do swobodnej interpretacji dla władzy, co z kolei może rodzić konflikty – dodajmy: wokół ciała, które te konflikty ma rozładowywać. Projekt społeczny, zgłoszony w maju 2014 r., nadaje Radzie Dialogu Społecznego kompetencje w zakresie m.in. tworzenia warunków do rozwoju społeczno-gospodarczego i wzrostu dobrobytu dzięki zwiększeniu międzynarodowej konkurencji polskiej gospodarki i spójności społecznej. Rada ma pomagać w osiągnięciu pokoju społecznego i w jakości polityki społeczno-gospodarczej. Przedmiotem dialogu społecznego mają stać się wszelkie kwestie, związane z tą polityką.
Tak szerokie kompetencje Rady oznaczają, że będzie trudno sprowadzić ją do roli fasadowego ciała. Przedstawiciele środowisk związkowych zyskają narzędzie realnego nacisku na rząd i przedsiębiorców, a prywatny biznes możliwość pozyskiwania partnerów związkowych dla wybranych pomysłów. Jeśli te dwie, pozornie kierujące się sprzecznymi interesami grupy, dojdą w kluczowych kwestiach do porozumienia, będą miały do dyspozycji niezwykle ważne pole nacisku na decydentów. A w perspektywie coraz większego fiskalizmu obecnie rządzącej ekipy taki sojusz nie jest wcale niemożliwy.
Jedną ze słabości obecnie obowiązującej ustawy o Komisji Trójstronnej są kryteria wyłaniania reprezentacji pracodawców. Niestety, spośród trzech projektów nowych regulacji projekty rządowy i pracodawców powielają obecne rozwiązania. Projekt społeczny pozostawia tę kwestię do ustalenia w przyszłości. Oznacza to, że do negocjacyjnego stołu nie będą mogły zasiąść izby gospodarcze, będące ogniwami gospodarczego samorządu. Izby branżowe i regionalne zrzeszają najważniejszych pracodawców, znają doskonale problematykę kontaktów z pracownikami i mogą służyć pomysłami na sprawne rozwiązanie wielu problemów. Całkiem niezrozumiałe jest ich pominięcie w reprezentacji pracodawców.
Nieporozumieniem jest uznanie za wyłączną reprezentację polskich pracodawców organizacji, które są de facto instytucjami lobbingowymi lub grupują przede wszystkim wielkie spółki Skarbu Państwa, a ich szefowie aktywnie angażują się w politykę. Zamiast wykluczać, nowa ustawa powinna poszerzać grono prowadzących dialog. Szczególnie, że w porównaniu z wieloma państwami Unii Europejskiej (np. Niemcami i Włochami) polskie prawo i tak traktuje samorząd gospodarczy po macoszemu. Nowa, rozsądna ustawa regulująca dialog społeczny ma szansę to zmienić.
Ustawa o dialogu społecznym musi być maksymalnie precyzyjna. Jak wspomniałem – nie może być źródłem nowych konfliktów, skoro ma pomagać w rozwiązywaniu istniejących. Koniecznie powinna definiować pojęcie „organizacji pracodawców” – i to w sposób, który nie wykluczy izb gospodarczych i ich zrzeszeń. Skoro mamy poprawiać prawo, to nie możemy opierać się na kontrowersyjnych zapisach, a kierować się zdrowym rozsądkiem. Nie sądzę zresztą, by renomowane organizacje pracodawców miały coś przeciwko temu. Przecież stawką jest skuteczność dialogu społecznego.