Dyskusja o powstaniu powszechnego samorządu gospodarczego w Polsce trwa już ponad ćwierć wieku. Niestety każda próba przedstawienia sensownej koncepcji funkcjonowania instytucji, która reprezentowałaby wszystkich przedsiębiorców, kończy się wystąpieniem chóru krytyków, powtarzających jak mantrę te same argumenty przeciwko powszechnemu samorządowi, że nie wiadomo po co, że będzie upolityczniony, że za dużo kosztuje. Stereotypy te powiela Jeremi Mordasewicz, krytykując („O samorządzie gospodarczym bez emocji”, DGP z 30 marca) projekt ustawy o samorządzie gospodarczym autorstwa BCC.

Warto przytoczyć najważniejsze argumenty przedstawiciela Konfederacji Lewiatan. Pierwszy dotyczy nieprzedstawienia analizy kosztów i efektów wprowadzenia samorządu gospodarczego i brak dowodów na pozytywne efekty jego funkcjonowania. Kolejnym zarzutem jest brak określenia celów i zadań, jakie miałby spełniać samorząd gospodarczy. Jeremi Mordasewicz wątpi również, czy istnieje coś takiego jak wspólnota interesów wszystkich przedsiębiorców, którzy reprezentują różne branże, różnią się wielkością i nie stworzyli nigdy wspólnego stanowiska w sprawie składek na ZUS, OFE czy przystąpienia do UE i strefy euro. Autor słusznie zauważa, że w Polsce poważnym problemem jest niska aktywność społeczna, w tym także przedsiębiorców. Wyciąga jednak błędnie wniosek, że przy niskim poziomie aktywności powoływanie ustawowe samorządu nie ma sensu. Do litanii zastrzeżeń przedstawiciel Lewiatana dorzuca także wielokrotnie powtarzane argumenty o potencjalnym upolitycznieniu samorządu gospodarczego czy możliwości jego przeistoczenia się w kolejną zbiurokratyzowaną instytucję.
Odnosząc się do tych zarzutów, przede wszystkim należy podkreślić, że każda dyskusja na temat samorządu gospodarczego powinna rozpoczynać się od odpowiedzi na kilka fundamentalnych pytań. Po pierwsze, czy państwo właściwie spełnia swoją funkcję jako instytucja, której obowiązkiem powinno być dbanie o rozwój przedsiębiorczości? Drugie pytanie brzmi: czy przedsiębiorcom w Polsce dano możliwość aktywnego zaangażowania się w procesy, które decydują o rozwoju gospodarczym, wpływaniu na kształt prawa dotyczącego przedsiębiorczości itd.? W konsekwencji zapytać należy, czy samorząd gospodarczy jest w stanie rozwiązać te problemy? Zdaniem KIG przedsiębiorcy dużo lepiej niż państwo radzą sobie w wielu obszarach związanych z działalnością gospodarczą, które pozostają obecnie w gestii państwa. Sądownictwo polubowne, promocja gospodarcza, certyfikacja, rejestry gospodarcze, edukacja zawodowa, wsparcie innowacyjności – to tylko kilka przykładów.
Jeremi Mordasewicz tych fundamentalnych pytań unika, co każe przypuszczać, że w jego opinii polityka państwa w obszarze przedsiębiorczości jest zadowalająca, a przedsiębiorcy nie chcą wpływać na decyzje dotyczące życia gospodarczego, ponieważ mają odmienne interesy, są skłóceni albo po prostu im się nie chce. Receptą ma być konsolidacja obecnych organizacji pracodawców i oczekiwanie, aż przedsiębiorcy pod wpływem jakiejś tajemniczej siły uaktywnią swój potencjał. Jeżeli jednak w ciągu 25 lat nie udało się rozwiązać wielu podstawowych problemów hamujących rozwój przedsiębiorczości, takich jak złe prawo, nieprzyjazny system podatkowy czy nieprzychylna postawa administracji wobec przedsiębiorców, to czy można liczyć, że nagle zostaną one rozwiązane? Albo czy przedsiębiorcy, z których większość nadal pozostaje poza organizacjami biznesu, nagle masowo zaczną zgłaszać członkostwo do Konfederacji Lewiatan lub innych organizacji? Naszym zdaniem nie, dlatego rozsądną alternatywą jest powstanie samorządu gospodarczego. Samorządu, którego zdanie miałoby wiążący wpływ na decyzje rządu, a tym samym pokazałoby przedsiębiorcom, że mają wpływ np. na środowisko prawne, w jakim funkcjonują. Samorządu, który nie stanowiłby konkurencji dla obecnie funkcjonujących organizacji, zostawiając im swobodne pole do działania. Jedną z propozycji organizacyjnych samorządu gospodarczego jest na przykład stworzenie powszechnego przedstawicielstwa przedsiębiorców na poziomie wojewódzkim i krajowym, przy zachowaniu funkcjonowania organizacji typu członkowskiego (izby, zrzeszenia, organizacje pracodawcze). Samorząd byłby instytucją publicznoprawną, reprezentującą ogół interesariuszy z danej dziedziny życia społecznego. Nie byłby jednocześnie ani organizacją pracodawców, której cele to przede wszystkim prowadzenie negocjacji ze związkami zawodowymi, ani instytucją lobbystyczną zabiegającą jedynie o interesy swoich członków. Dziś samorząd obligatoryjny wydaje się już przeżytkiem. Do współczesnych realiów bardziej pasowałby typ przedstawicielski – taki, jaki reprezentuje nasz samorząd terytorialny. Co ważne, taki typ samorządu dawałby szansę wszystkim przedsiębiorcom na pełniejsze uczestniczenie w życiu gospodarczym i mógłby stać się impulsem do wyzwalania ich większej aktywności społecznej. Do tej pory nie dano im takiej szansy.
Głównym uzasadnieniem przemawiającym za stworzeniem samorządu gospodarczego powinna być odpowiedź na fundamentalne pytanie: czy biurokracja państwowa jest w stanie sama, bez regulacji ustawowych, ustąpić pola w wyżej przeze mnie wymienionych obszarach.
Oczywiście słuszne pozostają pytania Jeremiego Mordasewicza o koszty stworzenia samorządu gospodarczego i jego strukturę. Ważne jest także to, aby zadbać o stworzenie mechanizmów, które zabezpieczałyby tę instytucję przed upolitycznieniem albo przekształceniem w kolejny nieefektywny urząd państwowy. Są to jednak postulaty do dyskusji, a nie argumenty przesądzające o bezsensowności idei samorządu.
Pytanie o samorząd gospodarczy to przede wszystkim pytanie o przyszłość polskiej gospodarki oraz o możliwość wpływania przedsiębiorców na warunki, w jakich będą funkcjonowali. Warto dać wreszcie przedsiębiorcom tę szansę.