Procesory made in Poland? To nie pomyłka. Inżynierowie z Digital Core Design zajmują się ich projektowaniem od ponad 15 lat
Czym właściwie się państwo zajmują? – usłyszeli podczas kontroli skarbowej właściciele Digital Core Design z ust urzędniczki gdzieś na początku swojej historii. Jacek Hanke, prezes DCD, wziął wtedy na siebie wytłumaczenie urzędniczce, na czym polega działalność firmy. Widząc rosnące przerażenie w jej oczach, zaproponował, że może będzie prościej, jeśli wszystko jej spisze zdaniami zrozumiałymi dla laika. Przy następnej kontroli inna urzędniczka zapytała ostrożnie, czy DCD nie zmieniło przypadkiem profilu działalności. Odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała, że nie. Po czym z teczki wyjęła pismo, które dla jej koleżanki przygotował Hanke.
Nic dziwnego, że działalność DCD przyprawiła urzędników skarbówki o zawrót głowy. Z polskiej perspektywy projektowanie procesorów to działalność egzotyczna, żeby nie powiedzieć hardcore’owa („core” znaczy właśnie „procesor”, „rdzeń”). W potocznym odbiorze zajmują się tym zazwyczaj firmy z odległej Doliny Krzemowej. Tymczasem z układów bytomskiej firmy korzystają producenci szeroko rozumianej automatyki przemysłowej, aparatury medycznej, urządzeń komunikacyjnych, samolotów, pociągów, statków, samochodów, a także elektroniki użytkowej. Wśród klientów DCD znajdziemy takich światowych gigantów jak Sony, Bosch, Siemens, Philips, Caterpillar, Thales, Bombardier, General Electric czy Toyota.
Chociaż układy, które projektuje bytomska firma, wywodzą swoje DNA jeszcze z pionierskich czasów informatyki, to inżynierowie z Bytomia do mistrzostwa doprowadzili sztukę unowocześniania ich i wyciskania ze starych architektur ile się da. W efekcie oferowane przez nich rozwiązania są ponad 60 razy szybsze niż oryginalne konstrukcje jeszcze z lat 80.
Dlaczego przemysł wciąż trzyma się tak starych konstrukcji? Hanke tłumaczy, że mają na to wpływ dwa czynniki. – Po pierwsze, styka się z nimi każdy student informatyki, a więc każdy późniejszy inżynier w firmie już je zna. Po drugie, to są sprawdzone konstrukcje, można na nich polegać. Układy oparte na starych architekturach montuje się nawet w misjach kosmicznych. Dla porównania: silnik spalinowy to też stara konstrukcja, która po wielu usprawnieniach jest w użyciu do dziś – mówi prezes DCD.
Digital Core Design swoje procesory projektuje, ale ich nie produkuje. Zarabia na sprzedaży własności intelektualnej (a właściwie na licencjonowaniu), którą stanowi sam projekt procesora, implementowany później przez klienta w układach FPGA – kostkach, które same z siebie nie potrafią nic robić. Dopiero po wyposażeniu je w odpowiedni kod – np. zaprojektowany przez DCD – układ FPGA ożywa i może spełniać określone funkcje. W branży elektronicznej taki model działalności biznesowej, opartej na licencjonowaniu opracowanych przez siebie konstrukcji, bez zabawy w ich rzeczywistą produkcję, jest bardzo popularny.
Tak działa np. brytyjski ARM, którego procesory znajdziemy w większości telefonów komórkowych. Tak naprawdę jednak są to procesory oparte na licencji, której ARM udziela innym firmom, które już na własną rękę zajmują się jej implementacją i produkcją właściwych układów, które następnie trafiają do telefonów. W ten sposób projektant procesorów nie musi się angażować w kosztowną zabawę związaną z budową i utrzymaniem własnych fabryk, a klient nie ponosi kosztów związanych z całym procesem projektowania i wdrażania układu. – To jest praktyka optymalna kosztowo, bowiem wyprodukowanie nowego układu od początku do końca może kosztować kilka milionów dolarów – mówi Hanke. Stąd popularność tego typu rozwiązań u klientów nawet wielkiego formatu. Zaś branża oparta na takim modelu rośnie z roku na rok o co najmniej 10 proc. Według analityków z firmy Markets and Markets osiągnie w 2020 r. wartość 5,6 mld dol.
Jacek Hanke, Piotr Kandora i Tomasz Krzyżak, czyli założyciele firmy, od samego początku przyjmowali, że będą działać właśnie w ten sposób. Poznali się na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Wybrali także tę samą specjalizację – projektowanie układów scalonych. Jeszcze w trakcie studiów założyli, że będą się zajmować tym, czego nauczono ich na specjalizacji. Firma powstała mniej więcej dziesięć miesięcy po otrzymaniu dyplomów.
Przez pierwsze dwa lata absolwenci projektowali swój pierwszy układ po godzinach, poświęcając dni robocze na zapewnianie usług informatycznych, które dawały pieniądze na bieżącą działalność. Jednocześnie zajęli się budową siatki przedstawicieli za granicą, którzy mieli pomóc w sprzedaży tworzonego po godzinach dziecka. – Przestaliśmy pracować 6 dni w tygodniu mniej więcej trzy lata po założeniu firmy – mówi Hanke. Pierwszy procesor był gotowy w 2000 r. i od razu znalazł nabywcę w Niemczech – pomimo sceptycyzmu związanego z tym, że to procesor z Polski.
Następnych kilkanaście lat, jak mówi Hanke, to okres organicznego wzrostu i zdobywania coraz to nowych klientów na coraz trudniejszym rynku. Hanke wspomina, że kiedy zaczynali działalność, firm takich jak Digital Core Design było niewiele. Dzisiaj konkurencja jest znacznie silniejsza. Pomimo tego w swojej kategorii DCD należy do wielkiej czwórki. – Kiedy prowadzimy rozmowy z klientami, cały czas spotykamy się z kontrofertami tych samych konkurentów – mówi Hanke.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego działalność DCD jest z polskiego punktu widzenia egzotyczna: nie ma u nas zbyt wielu firm, które potrzebowałyby procesorów z Bytomia.
– Fajnie byłoby porozmawiać z jakimś polskim inżynierem. Niestety w ciągu 15 lat działalności nie mieliśmy ani jednego klienta z Polski – wzdycha Hanke.

Rynek, na którym działa DCD, w 2020 r. będzie wart 5,6 mld dol.