Spada liczba upadłości firm. To jedna z gwarancji, że coraz głośniej można mówić o końcu kryzysu.

Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych szacuje, że w tym roku liczba bankrutujących przedsiębiorstw zmniejszy się o ok. 5 proc. w porównaniu do 2013 r., w którym ogłoszono upadłość 886 firm. Specjaliści z Coface spodziewają się, że ten rok zamknie się spadkiem nawet o 6–8 proc.

Skąd ten optymizm? Po pierwsze, już w styczniu było widać symptomy poprawy. Sądy gospodarcze ogłosiły upadłość 61 przedsiębiorców. To o 17,3 proc. mniej niż w grudniu i aż o 29,1 proc. mniej niż w styczniu 2013 r. Po drugie, wiele wskazuje na to, że przyspieszenie gospodarcze będzie ten trend umacniać. Grzegorz Sielewicz, główny ekonomista Coface w Polsce, zwraca uwagę, że liczba bankrutów jest zwykle mocno związana ze stanem koniunktury gospodarczej. A ta wyraźnie się poprawia. Ekonomiści sądzą, że już w ostatnich trzech miesiącach roku wzrost gospodarczy mógł przyspieszyć do 3 proc. PKB. Według wyliczeń Coface plajt ubywa, gdy gospodarka rozwija się już w tempie przynajmniej 2,6-proc. przy wzroście konsumpcji rzędu 2,3 proc. Ekonomiści uważają, że i w 2014 r. są spore szanse na przynajmniej 3-proc. wzrost gospodarczy oraz wyraźne odbicie konsumpcji. Bardzo dobre nastroje w firmach, które deklarują, że będą więcej produkować i zwiększą zatrudnienie, mogą być sygnałem, że wreszcie zaskoczy motor, który do tej pory słabo pracował nad wzrostem PKB – czyli popyt krajowy. Dowód to chociażby ostatnie badania PMI – indeksu pokazującego nastroje wśród menedżerów. Wskaźnik urósł do poziomu nienotowanego od stycznia 2011 r., a subindeks zatrudnienia skoczył do wartości rekordowo wysokiej.
Kolejny powód do optymizmu to ciągle rosnący eksport. W ubiegłym roku tylko raz, w marcu, wartość sprzedaży za granicę była mniejsza niż rok wcześniej i to właśnie handel zagraniczny zdecydował, że gospodarka była na plusie.

Ten rok zapoczątkuje odwrócenie trendu, ale nie we wszystkich branżach sytuacja będzie się poprawiała jednakowo szybko.

Ubiegły rok przyniósł wyhamowanie dynamiki upadłości. Eksperci spodziewają się, że w tym roku ich liczba nawet spadnie. Ten trend ma być kontynuowany w kolejnym roku.

Analitycy zauważają jednak, że poprawa wskaźników gospodarczych, z którą mamy teraz do czynienia, działa z pewnym opóźnieniem na sytuację przedsiębiorstw. – Dlatego poprawa w statystykach upadłościowych będzie bardziej zauważalna w drugiej połowie roku – tłumaczy Grzegorz Sielewicz, główny ekonomista Coface Poland.

O tym, że będzie lepiej, jest też przekonany Piotr Soroczyński, główny ekonomista KUKE. – Gospodarka przyspiesza, a więc będzie większa sprzedaż. Gdy wzrośnie sprzedaż, zwiększy się rentowność, co poprawi płynność w firmach – dodaje i wymienia kolejne argumenty: zwiększa się dostępność finansowania bankowego dla firm, łatwiej im uzyskać kredyty obrotowe. Poprawa dochodów gospodarstw domowych razem ze stosunkowo tanim kredytem bankowym powinna zaś przełożyć się na wzrost popytu w niektórych branżach, np. w budownictwie. – Liczymy także na coraz większe inwestycje firm, które też będą impulsem popytowym dla niektórych sektorów, np. budownictwa. Tam spadek liczby bankructw powinien być wyraźny – ocenia Soroczyński.

Grzegorz Sielewicz jest bardziej wstrzemięźliwy w ocenach perspektyw branży budowlanej – jego zdaniem sytuacja raczej się ustabilizuje, niż poprawi. – Pozytywne perspektywy dla branży przyniesie dopiero budżet UE na lata 2014–2020, ale ten impuls odczuwalny będzie najwcześniej pod koniec tego roku, a realnie w roku przyszłym – dodaje.

Jego zdaniem jako pierwsza poprawę powinna odczuć branża transportowa. Powodami tego mają być postępująca poprawa sytuacji gospodarczej Polski i krajów Europy Środkowo-Wschodniej, a także zauważalne już ożywienie w Europie Zachodniej, czyli na głównych rynkach eksportowych Polski.

Na fali poprawy nastrojów wśród konsumentów i firm również przemysł powinien stopniowo zacząć odczuwać wzrost zamówień i poprawę rentowności.

– Część producentów spożywczych już ma się całkiem dobrze, choć jest też znaczna grupa takich, których sytuacja jest zgoła odmienna. Mowa na przykład o producentach mięsa i wędlin, wśród których od dawna panuje nadwyżka mocy produkcyjnych, zaś inwestycje zrealizowane zostały w większości z kredytów, które teraz trzeba spłacać – zauważa Tomasz Starus, członek zarządu Towarzystwa Ubezpieczeń Euler Hermes.

Przyzwoicie wygląda też sytuacja niektórych producentów mebli, chemii czy branży handlowej. Ale tylko detalicznej, bo hurtowa ciągle jest pod bramką, ściśnięta między potężnymi konkurentami konsolidującymi rynek a już mocno skonsolidowanym detalem. Niewielcy lokalni czy też regionalni hurtownicy w zasadzie nie mają szans na przetrwanie w dłuższym okresie.

Według Piotra Soroczyńskiego zmieni się również charakter upadłości. W mniejszym stopniu będą one spowodowane takimi czynnikami jak zator płatniczy. Częściej będzie to efekt indywidualnych błędów popełnianych przez przedsiębiorców. – To będą bardziej naturalne procesy wynikające z obrotu gospodarczego. Ktoś nie trafi z planami sprzedaży, ktoś przeinwestuje. Ryzyko, że trafi się na nieuczciwego kontrahenta, nie zniknie, ale będzie dużo mniejsze niż w 2013 r. – ocenia ekonomista KUKE.

Nasi rozmówcy są umiarkowanymi optymistami w prognozowaniu liczby upadłości również w przyszłym roku. Wszystko zależeć będzie od kondycji gospodarki w 2013 r., a prognozy nie są złe: popyt krajowy ma się odbudować, a dynamika PKB przyspieszyć do 2,8–3 proc. Przy stabilnym poziomie zamówień z zagranicy przedsiębiorcy powinni zwiększać zatrudnienie, co z kolei może się przełożyć na dalszy wzrost konsumpcji.

O tym, że w 2015 r. duża część firm będzie już mocniejsza, jest też przekonany Tomasz Starus. Z drugiej strony, jak podkreśla, nadal będziemy obserwować konsolidację hurtu i detalu, częściowo postępującą dzięki przejęciom, częściowo zaś w wyniku przejmowania rynku po upadłych konkurentach. – Kluczowe pytanie, na które dziś nikt zapewne nie zna odpowiedzi, to w jaki sposób będą wydawane pieniądze z kolejnej perspektywy budżetowej UE. Znaczna ich część zapewne trafi do branży budowlanej, gdzie – z uwagi na źle skonstruowane prawo zamówień publicznych – nadal liczy się głównie bądź wyłącznie cena, a zatem za jakiś czas czeka nas zapewne kolejna lawina upadłości w tej branży – dodaje Tomasz Starus.

Popyt krajowy się odbuduje, dynamika PKB urośnie do 3 proc.

Bartosz Groele adwokat z kancelarii Tomasik, Pakosiewicz i Wspólnicy, wiceprezes Instytutu Allerhanda

Przedsiębiorcy boją się stygmatyzacji

Liczba upadłości potwierdzonych postanowieniem sądu nie jest duża, jeśli porównamy ją do liczby przedsiębiorstw działających na polskim rynku. Jeden z powodów to stygmatyzacja upadłości. Przez przedsiębiorców jest ona ciągle traktowana jako ostateczność, właściciele firm nie mają świadomości, jakie instrumenty daje ogłoszenie upadłości i jaka wiąże się z tym odpowiedzialność. Efekt jest taki, że maksymalnie długo, jak się da, firmy przeciągają działalność, podejmując nawet nieracjonalne ekonomicznie decyzje – np. zadłużając się – żeby tylko funkcjonować i nie składać wniosku o ogłoszenie bankructwa. Koniunktura na proces upadłościowy ma wpływ po upływie roku – dwóch lat. Większy wpływ na spadek liczby upadłości może mieć zmiana prawa upadłościowego i restrukturyzacyjnego, nad którą prace trwają. Choćby nowa, łagodniejsza i bardziej dostosowana do realiów biznesu definicja niewypłacalności, która zwiększy szanse przedsiębiorcy na przetrwanie.

Rafał Hiszpański prezes zarządu Towarzystwa Ubezpieczeń Euler Hermes

Kłopoty u sąsiadów zaszkodzą naszym producentom

Z jednym z większych wzrostów ryzyka upadłości będziemy mieć do czynienia m.in. w krajach Europy Środkowej i Wschodniej, w tym w Republice Czeskiej i Rosji. Są to państwa, do których najbardziej dynamicznie rósł eksport naszych firm w 2013 r. Dlatego istnieje obawa, że może to się odbić negatywnie na wynikach finansowych sporej części polskich eksporterów. Jeśli tak się stanie, to liczba upadłości w tym roku może być podobna do ubiegłorocznej. Warto zauważyć, iż to właśnie w regionie Europy Środkowo-Wschodniej wskaźnik upadłości wzrósł najbardziej. Od 2000 r. zwiększył się o ponad 250 proc. Dla porównania w Europie Zachodniej – o ponad 200 proc., a w Ameryce Południowej czy w regionie Azji i Pacyfiku spadł o mniej więcej połowę. To uświadamia nam skalę powiązania wyników firm z naszego regionu z Europą Zachodnią, która najbardziej ucierpiała w wyniku kryzysu po roku 2007.