Kamery w sklepach, badania wody – kosmiczna wiedza schodzi na ulice
We wrześniu 2011 r. świat zelektryzowała sensacyjna wiadomość, jakoby neutrina – trudne do wykrycia, ultralekkie cząstki elementarne – poruszały się z prędkością większą od światła. Zaskakujące wyniki ogłosili naukowcy z włoskiego ośrodka badawczego w Gran Sasso.
We wrześniu 2011 r. świat zelektryzowała sensacyjna wiadomość, jakoby neutrina – trudne do wykrycia, ultralekkie cząstki elementarne – poruszały się z prędkością większą od światła. Zaskakujące wyniki ogłosili naukowcy z włoskiego ośrodka badawczego w Gran Sasso.
Fizycy na całym świecie pozostali jednak sceptyczni. Gdyby kontrowersyjne pomiary potwierdziły się w innym eksperymencie, łamałoby to teorię względności Einsteina, w której prędkość światła stanowi nieprzekraczalną barierę.
W przypadku tak rewolucyjnych doniesień podstawową kwestią jest upewnienie się, że wynik pomiarów nie jest efektem błędów aparatury. Pomiar tak dużych prędkości wymaga niebywałej precyzji i bezbłędnej synchronizacji wielu urządzeń, więc badacze z Gran Sasso poprosili o pomoc kolegów z Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN). Tak się złożyło, że w Genewie pracowały już ultradokładne urządzenia synchronizujące opracowane przez Creotech. Polską firmę poproszono o dostarczenie takich układów do Gran Sasso. Uzbrojeni w dokładniejszy sprzęt naukowcy z włoskiego laboratorium powtórzyli pomiary. Neutrina nagle zwolniły. Okazało się, że Albert Einstein miał rację.
Creotech produkuje wyspecjalizowaną i niestandardową elektronikę, a lista ośrodków badawczych, do których ją dostarcza, jest imponująca. Oprócz wspomnianego już CERN, w którym urządzenia firmy pracują w wielkim zderzaczu hadronów, elektronika Creotechu pracuje także w innym akceleratorze cząstek, Niemieckim Synchrotronie Elektronowym DESY w Hamburgu. Korzystają z nich też naukowcy z rosyjskiego ośrodka badań nad cząstkami w Dubnej. Trafią także do budowanego obecnie europejskiego reaktora termojądrowego ITER, przed którym stoi zadanie ujarzmienia reakcji stojącej za energią gwiazd, czyli fuzji termojądrowej. Ponadto Creotech dostarcza komponenty firmom pracującym dla amerykańskiej Agencji Zaawansowanych Projektów Badawczych Obrony (DARPA). A zdobyte przy okazji budowy instrumentów badawczych doświadczenia firma wykorzystuje do budowy bardziej przyziemnych wynalazków.
Dwóch z trzech założycieli firmy to wykładowcy akademiccy. Prezes zarządu dr Grzegorz Kasprowicz naucza na Politechnice Warszawskiej, a przez wiele lat pracował w CERN. Jego brat Paweł Kasprowicz jest specjalistą od mechatroniki zaangażowanym w prace Mars Society, organizacji pozarządowej promującej badania Czerwonej Planety. Doktor Grzegorz Brona, dyrektor ds. finansowych i rozwoju, wykłada w Instytucie Fizyki Doświadczalnej na Uniwersytecie Warszawskim i także ma za sobą dwuletni epizod w CERN. To właśnie w genewskim ośrodku badawczym wykiełkowała idea założenia własnej firmy, która będzie na komercyjnych warunkach oferować aparaturę badawczą.
Wcześniej jednak założyciele współpracowali przy budowie specjalnej kamery, która miała być sercem polskiego teleskopu. Eksperyment nazywał się Pi of the Sky (co fonetycznie jest zbliżone do angielskiego „pie of the sky”, czyli „kawałek nieba”) i miał za zadanie obserwację rozbłysków gamma, czyli wybuchów światła wyemitowanego w następstwie potężnych zdarzeń kosmicznych. Kamera została zainstalowana w obserwatorium astronomicznym Las Campanas w Chile, na południowym obrzeżu pustyni Atacama, na wysokości 2,4 tys. m. Polscy naukowcy mieli szczęście, niedługo po instalacji kamery miał bowiem miejsce taki właśnie rozbłysk. Chociaż rozbłysk gamma GRB 080319B (jak się on fachowo nazywa w klasyfikacji astronomicznej) obserwowało wiele sztucznych par oczu, polska kamera zarejestrowała go jako pierwsza. Naukowy portal internetowy Science Daily donosił, że dzięki Pi of the Sky powstał pierwszy na świecie film z narodzin czarnej dziury.
Co prawda technologia, dzięki której możliwy był sukces z neutrinami i na której oparte są urządzenia firmy pracujące w akceleratorach, jest efektem międzynarodowej współpracy naukowców pracujących w CERN, to jednak właśnie Creotech jest odpowiedzialny za jej implementację. Wcześniej takie instrumenty kosztowały po 3 tys. euro za sztukę. CERN zwrócił się do Creotechu z pytaniem, czy byłby w stanie wykonać je za połowę tej ceny. Dzięki wysiłkom polskich inżynierów są dzisiaj dostępne za ok. 1 tys. euro.
Ale Creotech to nie tylko sprzęt dla laboratoriów badawczych. Doświadczenie zdobyte przy konstrukcji aparatury dla największych światowych laboratoriów firma wykorzystuje przy produkcji bardziej przyziemnych urządzeń. Na swojej stronie firma podkreśla to zagadkowymi pytaniami: „Co miejski autobus ma wspólnego z czarnymi dziurami w kosmosie?” i „Jaki wpływ na wodę w basenie ma misja na Marsa?”. Rozwiązanie łamigłówek jest proste. Doświadczenia zdobyte podczas konstrukcji kamery dla Pi of the Sky firma wykorzystała przy produkcji inteligentnych kamer, które służą m.in. liczeniu klientów wchodzących do sklepu, a także kamer monitoringu reagujących na konkretne wydarzenia, instalowanego np. w autobusach. Z kolei doświadczenia zdobyte podczas współpracy z Centrum Badań Kosmicznych nad komputerem pokładowym dla sond międzyplanetarnych przydało się do konstrukcji kontrolera jakości wody w basenach pływackich.
Równie ambitnie wyglądają plany Creotechu na przyszłość. Firma chciałaby się mocniej związać z raczkującą w Polsce branżą kosmiczną. Między innymi w tym celu Creotech zainwestował we własny clean room, czyli ultraczyste pomieszczenie, w którym montuje się aparaturę mającą potem trafić w kosmos. We współpracy z Centrum Badań Kosmicznych PAN Creotech buduje tam komponent, który w 2015 r. trafi na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Inwestują także w półautomatyczną linię do produkcji elektroniki. Docelowo kosmos miałby odpowiadać za połowę przychodów firmy. – Planujemy, że za 5 lat będziemy mieli 20 razy większe przychody, a zatrudnienie wzrośnie z obecnych 14 do 40–50 osób – mówi Jacek Kosiec, dyrektor odpowiedzialny za kosmiczną część Creotechu. Rekrutować będą się głównie spośród absolwentów kierunków technicznych na polskich uczelniach. W ten sposób firma chce zrealizować jeszcze jedną misję. Dać ciekawą, ambitną pracę ludziom po dobrych studiach.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama