Ponad 200 lokali wykupiło do tej pory licencje na publiczne pokazywanie meczów UEFA Euro 2016. Większość z nich to puby i hotele. Ale zgłosiło się też kilka siłowni, a nawet szpital. Polsat wymaga licencji od właścicieli kin, hoteli, sklepów, czy siłowni, jak również apartamentów, a nawet biur.
– Mamy kilkaset zamówień – mówi Tomasz Matwiejczuk, rzecznik Polsatu.
Na liście oficjalnych stref kibica w poniedziałek widniały jednak tylko Szczytno i Aleksandrów Łódzki. Większość samorządów uznała bowiem, że na zakup licencji ich nie stać, dlatego stref nie będzie ani w stolicy (tu wyjątkowo ze względów bezpieczeństwa, z uwagi na szczyt NATO), ani w Poznaniu, Krakowie czy Trójmieście. Kwoty dla największych miast sięgają nawet 260 tys. zł.
Regulamin, a przede wszystkim cennik sprzedaży licencji, ogłoszony przez stację Zygmunta Solorza-Żaka, która posiada prawa do transmisji wszystkich 51 meczów, budzi kontrowersje. Zwłaszcza że niemal połowę meczów (24) będzie można obejrzeć w otwartym kanale Polsatu, a 11 będzie równolegle transmitować TVP.
– Oferta Polsatu rodzi poważne wątpliwości prawne - twierdzi Jakub Woźny, radca prawny, wspólnik Kancelarii Prawnej Media.
Dla przykładu, jeśli pięciu pracowników zechce razem obejrzeć mecz w pracy, to – według zapisów licencyjnych - właściciel biura będzie musiał zapłacić – najmniej 183,27 zł. Ostateczna cena zależy od wielkości lokalu i liczby telewizorów: lokal do 50 mkw. zapłaci 1250 zł, większy (do 1000 mkw.) – 20 tys. zł brutto. Zdaniem Woźnego nieuzasadnione jest jednak oczekiwanie Polsatu, aby zezwolenie pozyskiwał każdy podmiot wynajmujący apartamenty czy prowadzący biura.
– Nie uwzględnia ono orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE, zgodnie z którym warunkiem publicznego odtwarzania jest m.in. jego odbiór przez dosyć znaczną grupę nieokreślonych osób. Także zamiar odtwarzającego (właściciela apartamentu czy biura) nie jest bez znaczenia – mówi prawnik.
– O ile więc apartament nie będzie wynajmowany w celu organizacji publicznego oglądania meczów, jest mało prawdopodobne, by działalność taka wymagała uzyskania odrębnej licencji. Podobnie można skomentować sytuację sklepów, w których odtworzenie ma charakter uboczny i nieistotny wobec głównego świadczenia – mówi Woźny i przytacza przykład fryzjera z Wałbrzycha, który wygrał z ZAIKS-em batalię o tantiemy za puszczanie klientom muzyki z radia.
Zgodnie z artykułem 24 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych (t.j. Dz.U z 2016 r. poz. 666) każdy może korzystać z ogólnie dostępnych kanałów telewizyjnych, lecz jedynie w zakresie własnych potrzeb. Gdy publiczne odtwarzanie programów wiąże się z osiąganiem korzyści majątkowych, trzeba nabyć licencję.
Transmisje z meczów napędzają pubom biznes, bo przyciągają klientów i nakręcają sprzedaż. Ale, jak twierdzi Woźny, prawa nadawcy w zakresie publicznego odtwarzania są ograniczone wyłącznie do „miejsc dostępnych za opłatą wstępu”. W przypadku wątpliwości sprawę będzie rozstrzygał sąd. Zgodnie z art. 116 prawa autorskiego osobie, która bez uprawnienia lub niezgodnie z warunkami umowy rozpowszechnia program, grozi do dwóch lat pozbawienia wolności. Jeżeli działanie to wiązało się z osiąganiem korzyści, można trafić do więzienia nawet na trzy lata.
Polsat już potwierdził w rozmowie z DGP, że będzie wysyłał w Polskę kontrolerów, którzy sprawdzą, czy mecze pokazywane są legalnie.