Przepisy regulujące pracę dziennikarzy mają już ponad 30 lat. Na razie nie zapowiada się, by miały się zmienić
/>
„Organy państwowe zgodnie z Konstytucją Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej stwarzają prasie warunki niezbędne do wykonywania jej funkcji i zadań” – tak zaczyna się art. 2 ustawy – Prawo prasowe (Dz.U. z 1984 r. nr 5, poz. 24), co chyba najlepiej obrazuje, jak bardzo nie przystaje ona do dzisiejszej rzeczywistości. Chociaż pochodząca z 1984 r. regulacja była pisana pod kątem kneblowania prasie ust, to wciąż obowiązuje. Co prawda, po zmianach ustrojowych w Polsce część przepisów (np. o cenzurze) usunięto lub zmodyfikowano, ale wiele innych w niezmienionej formie przetrwało ponad 30 lat. Przykład pierwszy z brzegu: ustawa wymaga rejestracji dzienników i czasopism w sądzie wojewódzkim, a te zastąpiono okręgowymi 16 lat temu.
– Od lat wszyscy doskonale wiedzą, że ta ustawa jest zła i wymaga gruntownego przemodelowania. Problem w tym, że ścierają się tu interesy grup, które trudno pogodzić. Mam na myśli przede wszystkim polityków, dziennikarzy i wydawców. I właśnie z powodu tego konfliktu ustawa trwa w nieznacznie tylko zmienionej formie – ocenia Dominika Bychawska-Siniarska, dyrektorka merytoryczna „Obserwatorium Wolności Mediów w Polsce” Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Grzywną w internautę
Jak zła jest ustawa? Bardzo. – Nieprecyzyjna jest nawet sama definicja prasy – nie wiadomo, kogo dotyczą przepisy prawa prasowego, a tym samym, kto może korzystać z przywilejów oraz musi dochować obowiązków w nim przewidzianych – mówi Maciej Hoffman, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy.
Im dalej, jeśli chodzi o lekturę ustawy, tym więcej niejasności. Wciąż nie jest chociażby przesądzone, jakie strony internetowe mogą być traktowane jako dzienniki czy czasopisma. Wiadomo jedynie, że część z nich może zostać za takie uznana, co potwierdził Sąd Najwyższy w postanowieniu z 26 lipca 2007 r. (sygn. akt IV KK 174/07). Konsekwencje tego są ogromne, gdyż prawo prasowe wciąż wymaga rejestracji dziennika lub czasopisma. Co prawda, ostatnia nowelizacja zmieniła przepisy w tym zakresie i brak rejestracji nie stanowi już przestępstwa, tylko wykroczenie, niemniej wciąż grozi za to grzywna. A jak pokazuje orzecznictwo sądów, w zasadzie każda strona internetowa, portal miejski, a nawet blog mogą zostać uznane przez sąd za dziennik lub czasopismo. Przykładowo w wyroku z 24 lutego 2014 r. (sygn. akt I C 1045/13) Sąd Okręgowy w Lublinie jako dziennik zakwalifikował serwis internetowy gminy Lubartów. Z kolei w postanowieniu z 18 stycznia 2013 r. Sąd Apelacyjny w Łodzi (sygn. akt I ACa 1032/12) podobnie uznał w przypadku bloga.
– W mojej ocenie każdy powinien mieć wybór. Jeśli chce korzystać z praw, ale i podlegać obowiązkom przewidzianym w prawie prasowym, to powinien mieć możliwość rejestracji swej strony internetowej. Prawo nie powinno jednak do tego zmuszać – ocenia Dominika Bychawska-Siniarska.
W pewnym stopniu założenie to miała zrealizować zgłoszona przez posłów PSL nowelizacja prawa prasowego. Leżący już od trzech lat w Sejmie projekt nie znosi rejestracji stron internetowych, a nawet wprowadza jednoznaczne zapisy ustanawiające taki obowiązek. Likwiduje za to sankcje za wydawanie prasy bez rejestracji. Internauci mają więc sami decydować, czy chcą rejestrować swój serwis. Projekt nie ma jednak żadnych szans na przyjęcie w tej kadencji.
Autoryzacja bez końca
Zmorą wielu dziennikarzy jest obowiązek autoryzacji wypowiedzi. – Przepis ten pozwala blokować publikację konkretnego materiału poprzez przedłużanie w czasie autoryzacji – zauważa Maciej Hoffman. Nie ma bowiem żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o czas autoryzacji. Nic nie stoi na przeszkodzie, by rozmówca powiedział dziennikarzowi, iż autoryzuje swoją wypowiedź w ciągu tygodnia albo... miesiąca.
Co gorsza, prawo prasowe nie tylko przewiduje obowiązek autoryzacji, ale również sankcje za jego niewypełnienie.
– Chyba nie ma drugiego kraju na świecie, który przewidywałby karę ograniczenia wolności za brak autoryzacji. Tymczasem mimo wytycznych Europejskiego Trybunału Praw Człowieka ten przepis wciąż obowiązuje w polskim prawie. Sytuację skomplikował wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2008 r., który uznał go za zgodny z konstytucją – zauważa Dominika Bychawska-Siniarska.
Wydawcy od lat powtarzają, że trzeba zmienić nie tylko prawo prasowe, ale i autorskie. Zwracają uwagę na powszechny w internecie problem kradzieży treści.
– Prawo przewiduje wiele regulacji pozwalających na korzystanie z utworów bez zgody twórcy bądź posiadacza praw, np. przepisy o dozwolonym użytku. Przy obecnych możliwościach technicznych są one nadużywane do – często nielegalnego – bardzo szerokiego wykorzystywania cudzej twórczości do własnych celów biznesowych. Kopiowanie elektroniczne i rozpowszechnianie nigdy nie były tak łatwe, jak obecnie – podkreśla Maciej Hoffman.