Podczas gdy Moskwa wyrzuca kanadyjskie radio i telewizję, Zachód stara się ograniczyć rosyjską propagandę.

Dziennikarze CBC/Radio Kanada mają około trzech tygodni na opuszczenie Federacji Rosyjskiej. Ich wizy i akredytacje zostały cofnięte w odwecie za wydany w Kanadzie zakaz dystrybucji prokremlowskiej stacji RT (Russia Today).
Kanadyjski nadawca publiczny działał w Rosji przez 44 lata. Teraz władze nakazały zamknięcie moskiewskiej redakcji CBC News, w której pracowało dziesięć osób – dziennikarzy oraz pracowników administracji, z których część to Rosjanie. – Oczywiście wiemy, że wolność mediów i prasy w Rosji została poważnie ograniczona. Przypuszczam, że jesteśmy najnowszym tego dowodem – komentował redaktor naczelny kanadyjskiego medium, Brodie Fenlon, na jego antenie. Fenlon zapowiedział, że CBC będzie nadal przekazywać informacje o Rosji, ale spoza jej terytorium.
Władimir Proskuriakow, zastępca szefa misji ambasady Rosji w Kanadzie, powiedział CBC News, że rosyjskie władze wezmą pod uwagę „wszystkie czynniki, sytuację rodzinną itp.” kanadyjskich dziennikarzy. – Pozwolimy im jeszcze wrócić i dokończyć swoje interesy, zamknąć wszystkie transakcje – zadeklarował. – Jeśli będą tego potrzebować, damy im trochę czasu – zapewnił, dodając, że będą to co najmniej trzy tygodnie.
Wyjaśniając powody wyrzucenia CBC z kraju, przedstawiciel rosyjskiej ambasady podkreślił, że żaden „nieprzyjazny krok” wobec Rosji nie pozostanie bez odpowiedzi. Przytoczył tu przykład pierwszego nadawcy usuniętego z Moskwy za ograniczenia wobec Russia Today – niemieckiego radia i telewizji Deutsche Welle. Ta redakcja dostała nakaz zamknięcia jeszcze przed wojną, po tym, jak niemiecki regulator rynku mediów zabronił emisji RT – za brak wymaganej prawem koncesji.
Proskuriakow powiedział ponadto CBC News, że „nie wyklucza” zamknięcia przez Rosję innych zagranicznych redakcji informacyjnych, w tym pochodzących z pozostałych 26 krajów Unii Europejskiej. Po rosyjskiej agresji na Ukrainę Wspólnota wprowadziła bowiem zakaz emisji programów RT i innej rosyjskiej stacji – Sputnik.
Niezależnie od spełnienia tej groźby wszystkie media, które wbrew oficjalnej propagandzie przekazują prawdziwe informacje o agresji na Ukrainę, i tak są już na celowniku Kremla. Przez trzy miesiące wojny na Radio Wolna Europa/Radio Wolność rosyjski sąd nałożył już kary na kwotę 55,8 mln rubli. Jak podaje Reuters – powołując się na relację rosyjskiej agencji RIA – są to grzywny za nieusunięcie „zabronionych treści”, w tym dotyczących konfliktu w Ukrainie, czyli nazywania wojny wojną, a nie „operacją specjalną” – jak chciałaby Moskwa.
Wyciąganie konsekwencji wobec mediów i poszczególnych dziennikarzy za publikacje, które są nie po myśli władzy, stało się w Rosji szczególnie łatwe po przyjęciu w marcu tego roku nowego prawa, tzw. ustawy o fake newsach. Na jej podstawie za kwestionowanie oficjalnej linii władzy w sprawie inwazji na Ukrainę lub krytykowanie rosyjskiego wojska grozi do 15 lat więzienia. Jak informuje BBC, nowe przepisy przyczyniły się już do postawienia w stan oskarżenia kilkudziesięciu osób.
Ale np. na Google (Alphabet) kary sypały się sowicie już w ubiegłym roku, nie tylko za treści uznane przez władze za nielegalne, lecz także za nieprzywrócenie na YouTubie kanału Tsargrad TV, należącego do objętego międzynarodowymi sankcjami rosyjskiego biznesmena. Niewykonanie decyzji sądu w tej ostatniej sprawie kosztowało amerykańskiego giganta co najmniej 1 mld rubli, bo o komorniczym zajęciu takiej kwoty na koncie rosyjskiej spółki Google’a media informowały w kwietniu. Z kolei w ubiegłym tygodniu rzecznik koncernu poinformował Reutersa o całkowitym zajęciu konta w Rosji. W rezultacie Google Russia zawiadomił władze o zamiarze ogłoszenia bankructwa.
Z drugiej strony medialnych zmagań inna platforma internetowa – Twitter – poinformowała o nowych środkach zwalczania rosyjskiej dezinformacji. Yoel Roth, szef ds. bezpieczeństwa tego serwisu społecznościowego, na spotkaniu z dziennikarzami zapowiedział, że Twitter będzie umieszczać ostrzeżenia przy dotyczących wojny wpisach wprowadzających w błąd i ograniczy rozpowszechnianie tweetów zdemaskowanych przez wiarygodne źródła (np. organizacje humanitarne). Takie treści nie będą polecane i nie będzie ich można podawać dalej, co zmniejszy zasięg rażenia propagandy. Według Rotha w ten sposób platforma zapobiegnie szkodom, jakie może wywołać dezinformacja, „przy jednoczesnym zachowaniu i ochronie wolności wypowiedzi”.
Akcja przeciwko kremlowskiej narracji jest częścią nowej polityki serwisu wobec dezinformacji podczas kryzysu, tzn. wojny i innej sytuacji powszechnego zagrożenia życia, bezpieczeństwa lub zdrowia.
Z kolei we Włoszech, jak podaje serwis Politico, komisja parlamentarna wszczęła śledztwo w sprawie rozpowszechniania putinowskiej dezinformacji w mediach. We włoskich programach telewizyjnych dość często pojawiają się bowiem osoby związane z Kremlem lub wspierające jego politykę i bez przeszkód wygłaszają np. tezy o nazizmie w Ukrainie. ©℗