Chociaż sport w telewizji bije rekordy popularności, wcale nie jest kurą znoszącą złote jajka. Znacznie łatwiej jest zarabiać na nim pośrednikom i piratom niż stacjom oferującym transmisje
12,99 funta trzeba było zapłacić za legalną możliwość obejrzenia dwóch bramek strzelonych przez Polaków podczas meczu Celtic – Legia na stronie Celtic.tv. Spotkania nie pokazała ani TVP (bo podobno Celtic narzucił zaporowe warunki finansowe za sprzedaż praw do transmisji), ani norweska stacja, która miała do niego prawa, ani nawet polski bukmacher STS, który też chciał
prawa kupić, lecz uznał, że są za drogie. I choć chętnych do oglądania spotkania było sporo, to najwięcej na nim zapewne zarobili piraci.
Serwisy z ukradzionym sygnałem można było bez problemu znaleźć w sieci – wymieniali się ich adresami choćby kibice na stronach poświęconych Legii. Zapewne powtórkę takiej sytuacji będziemy mieli we wrześniu, kiedy tylko dla widzów Cyfrowego Polsatu bezpłatnie będą pokazywane mecze mistrzostw świata w piłce siatkowej mężczyzn. Reszta kibiców będzie je mogła obejrzeć tylko płatnie (opłata ma wynieść blisko 100 zł). Nie wiadomo więc, czy Polsat, który podobno za prawa do tych transmisji zapłacił aż 15 mln zł, odzyska choćby te
pieniądze, nie mówiąc o zarobku.
I wcale nie jest to wyjątkowa sytuacja. – Wydarzenia sportowe, choć potrafią przyciągnąć bardzo wielu widzów, nie powodują, że za nimi idą rekordowo duże zyski – przyznaje Wojciech Kowalczyk, dyrektor
marketingu w biurze reklamy mediów tematycznych Atmedia. – Proszę choćby spojrzeć na najnowsze dane o wynikach finansowych TVP.
Telewizja publiczna chwali się, że osiągnęła rekordowy zysk. Udało jej się to zapewne po części dzięki zwiększonym wpływom reklamowym z bloków towarzyszących mundialowi w Brazylii. Tyle że to wyliczenie nie uwzględnia kosztów opłaty licencyjnej i kosztów transmisji, które na pewno były ogromne. – Gdyby je uwzględnić, to rekordowego zysku by nie było – twierdzi Kowalczyk.
TVP potwierdziła nam, że w wyliczeniu opłat nie ma, ale nie chciała podać ich wysokości.
Najpewniej powtórzy się więc historia sprzed czterech lat. Poprzednie mistrzostwa oglądało na antenach TVP średnio 3,12 mln widzów, a publiczny nadawca zarobił na reklamach prawie 80 mln zł. Ale to dane cennikowe. Eksperci rynkowi oceniają, że prawdziwy przychód z reklam był niższy i nieznacznie tylko przekroczył koszt zakupu praw do transmisji, który oscylował wokół 50 mln zł.
Nadawcy dużych wydarzeń sportowych mogą czuć się wygrani, gdy reklamy w ogóle pokryją koszty transmisji. Prawa do ich pokazywania to duży wydatek i podlegający sile negocjacyjnej poszczególnych stacji. Na przykład w 2012 r. TVP zapłaciła spółce Sportfive 6,2 mln euro, a
Polsat już tylko 900 tys. euro za to samo, a mianowicie za prawa do pokazania meczów towarzyskich i eliminacyjnych do brazylijskiego mundialu.
W ostatnich dniach emocje wzbudziła dyskusja przy okazji decyzji Polsatu Sport o zakodowaniu transmisji siatkarskiego mundialu. Marian Kmita, szef Polsatu Sport, przyznaje, że kiedy okazało się, że nie ma rządowego wsparcia dla mistrzostw i kiedy wycofała się spółka Skarbu Państwa, która miała być ich sponsorem, jego stacja próbowała te prawa odsprzedać telewizji publicznej. Kmita nie zdradza szczegółów oferty, ale z tego, co się dowiedzieliśmy, wynika, że TVP zaproponowała zaledwie 4 mln zł, kiedy same koszty przekazu sygnału telewizyjnego mają wynieść 5 mln zł. Dla porównania za prawa do Euro 2012 TVP zapłaciła 33 mln euro. W rezultacie Polsat i TVP się nie dogadały, a stacja Zygmunta Solorza-Żaka zdecydowała się wydarzenie zakodować.
– Nadawcy w Polsce zgodnie z ustawą o radiofonii i telewizji są zobowiązani nieodpłatnie pokazywać tylko wymienione w niej „ważne wydarzenia”. A za takie ustawa uznaje jedynie olimpiady i niektóre mecze piłkarskie – tłumaczy Karol Laskowski, prawnik z kancelarii Salans FMC SNR Denton Oleszczuk.
– Sport jest popularny, więc wszyscy chcą mieć dobrą ofertę – zastrzega jednak Kowalczyk. – Są dwie podstawowe metody zarabiania na nim. Pierwsza to widowiska z wieloma milionami widzów, jak choćby skoki Kamila Stocha podczas olimpiady, które oglądało 14 mln osób i przy których można dużo drożej sprzedawać reklamy. Druga metoda to tworzenie kanałów sportowych z dobrą ofertą, które są wabikiem na klientów platform cyfrowych. Jestem pewien, że gdyby nie sport, nc+ miałaby mniej niż dwa miliony obecnych abonentów – dodaje ekspert.
36 proc. dla takiej części widzów oferta sportowa jest decydująca przy wyborze telewizji
15,5 mln osób oglądało otwierający Euro 2012 mecz Polska – Grecja, to rekord transmisji sportowych