Media były nie tylko sceną ostatniej kampanii wyborczej, lecz często także jej tematem i jednym z głównych aktorów.



Nauczona doświadczeniem sprzed czterech lat Platforma Obywatelska przed wyborami do Sejmu i Senatu nie szczędziła pieniędzy na reklamy w internecie. Tylko na Facebooku w ostatnich 30 dniach kampanii (11 września – 10 października br.) wydała na spoty ok. 1,3 mln zł. Dodatkowe 120 tys. zł przeznaczyła na kampanię w tym medium Małgorzata Kidawa-Błońska, warszawska jedynka Koalicji Obywatelskiej. Natomiast Prawo i Sprawiedliwość, które poprzednio właśnie w sieci odkryło nowe złoża głosów, wyasygnowało tylko 81 tys. zł.
Tym razem partia Jarosława Kaczyńskiego miała inną tubę wyborczą – radio i telewizję, z przyzwyczajenia nazywane jeszcze publicznymi, de facto funkcjonujące już jednak jak media rządowe. Pisząc o nich, organizacja Reporterzy bez Granic (RSF) stwierdziła, że zostały zmienione „w ośrodki rządowej propagandy” wychwalające partię, która jest u władzy. Te słowa padły w komunikacie wyrażającym niepokój o rezultat niedzielnych wyborów parlamentarnych – czy jeszcze bardziej nie zaszkodzi wolności mediów w Polsce.
O ile telewizje komercyjne funkcjonują od ramówki do ramówki, o tyle Telewizja Polska mobilizuje się przede wszystkim na wybory. Jej głównym celem nie jest bowiem dodatni wynik finansowy, lecz utrzymanie Zjednoczonej Prawicy przy władzy. W najgorętszym okresie kampanii, od 27 września br., Towarzystwo Dziennikarskie prowadziło monitoring „Wiadomości” TVP, „Faktów” TVN i „Wydarzeń” Polsatu. Porównanie tych programów wykazało, że flagowy serwis informacyjny telewizji publicznej nie spełniał ustawowych wymogów pluralizmu i bezstronności. „Wiadomości” według TD sprzyjały wyłącznie partii rządzącej „przez promowanie jej kandydatów, programu i osiągnięć, a pomijały, piętnowały i ośmieszały kandydatów i polityków opozycji”. Dysproporcje czasowe w relacjonowaniu kampanii poszczególnych komitetów były znaczne. Przez 10 dni „Wiadomości” wyemitowały 42 materiały o PiS – wszystkie pozytywne – i 31 o Koalicji Obywatelskiej – wszystkie negatywne. Innym komitetom poświęcono pięć tematów.
„Wiadomości” prowadziły agitację na rzecz partii rządzącej – kwituje TD, dodając, że ta „zmasowana propaganda” zniosła równość szans i „zasadniczo podważa wiarygodność wyboru Polaków”.
Pauline Adès-Mével, szefowa RSF na Unię Europejską i Bałkany, obawia się, że nic nie powstrzyma rządu zdeterminowanego, by przebudować fundamenty ustroju i „zrepolonizować” media. Organizacja podkreśla, że niezależni dziennikarze, prywatne telewizje i zagraniczne grupy medialne „stały się wrogami rządu, który chce je wyeliminować, aby wzmocnić swoją kontrolę nad kluczowymi instytucjami państwa, takimi jak Trybunał Konstytucyjny”.
Dobitnie wyraził to Zbigniew Gryglas, poseł mijającej kadencji i kandydat z listy PiS w obecnych wyborach. W podkaście opublikowanym przez Storytel mówił mianowicie o wyeliminowaniu z dziennikarstwa „czarnych owiec”. Ma się tym zająć samo środowisko, które w drugiej kadencji zostanie na nowo zorganizowane. Zapowiedziano to w programie wyborczym, gdzie partia rządząca zaprezentowała założenia ustawy „o statusie zawodowym dziennikarza”. Nowy samorząd dbałby „o standardy etyczne i zawodowe, dokonywał samoregulacji oraz odpowiadał za proces kształtowania adeptów dziennikarstwa”.
W czerwcu ub.r. premier Mateusz Morawiecki publicznie stwierdził, że 80 proc. mediów w Polsce „jest w rękach przeciwników politycznych”, „we wściekły sposób” atakujących rząd. Ale w niedawnej kampanii wyborczej znacznie głośniej brzmiało 20 proc. mediów wściekle walczących o jego drugą kadencję. Tak wściekle, że najgłośniejsze procesy w trybie wyborczym politycy wytaczali nie swoim oponentom, lecz TVP i jej pracownikom. Borys Budka z PO wygrał sprawy z telewizją i Samuelem Pereirą kierującym jej portalem informacyjnym, a Krzysztof Brejza z tej partii – z Cezarym Gmyzem, korespondentem TVP w Niemczech. Do sądu poszła też Konfederacja Wolność i Niepodległość, którą „Wiadomości” pominęły w sondażu przedwyborczym (miała w nim 5 proc. głosów). Partia uzyskała trzykrotne przeprosiny. TVP pokazała je tylko dwa razy – za pierwszym razem w materiale o „kuriozalnym” wyroku w tej sprawie.
Kiedy jesienią 2015 r. PiS dochodził do władzy, w rankingu wolności mediów byliśmy na 18. miejscu. W tegorocznym spadliśmy na 59. Do dna wciąż jeszcze daleko, bo zestawienie obejmuje 180 krajów świata. Tworzący je Reporterzy bez Granic obawiają się jednak, że w razie niedzielnej porażki „obrońców praworządności” Polska znajdzie się „w obozie europejskich reżimów autorytarnych”. W dużej mierze za sprawą mediów. I na ich szkodę.