Od dzisiaj dziennikarz, który opublikuje czyjąś wypowiedź bez autoryzacji, nie będzie już karany. Pod jednym warunkiem – wypowiedź musi być identyczna z tym, co powiedział rozmówca.
Wchodząca w życie nowelizacja ustawy – Prawo prasowe (Dz.U. z 2017 r. poz. 2173) utrzymuje obowiązek autoryzacji wypowiedzi cytowanych przez dziennikarzy. Jednocześnie jednak wprowadza w tym zakresie ułatwienia.
Przede wszystkim nowe przepisy wyznaczają cytowanemu rozmówcy sztywne terminy na odpowiedź – 6 godzin w przypadku wypowiedzi dla dziennika lub 24 godziny w przypadku czasopism. Dotąd zdarzało się, że niektóre osoby nawet całymi tygodniami nie autoryzowały swych wypowiedzi, co w praktyce oznaczało, że nigdy się nie ukażą. Od dzisiaj, jeśli ktoś nie zrobi tego w wyznaczonym przez ustawę czasie lub też wprost odmówi autoryzacji, dziennikarz będzie mógł opublikować jego słowa.
Co istotne, za autoryzację nie będzie można uznać propozycji nowych pytań, nowych informacji czy nawet zmiany kolejności wypowiedzi. Jaka ingerencja będzie więc dopuszczalna? Przepisy nie dają tu jednoznacznej odpowiedzi. Sytuacje sporne będzie musiał rozstrzygać sąd.
Za brak autoryzacji, co do zasady, wciąż mają grozić kary, ale łagodniejsze niż dotychczas. Do wczoraj było to zagrożone nawet ograniczeniem wolności. Od dzisiaj jest to już tylko wykroczenie karane grzywną do 5 tys. zł. Nowe przepisy zobowiązują jednak dziennikarza do powiadamiania rozmówcy – jeszcze przed uzyskaniem od niego wypowiedzi – o prawie do autoryzacji. Nie wprowadzono natomiast osobnej sankcji za to, że dziennikarz nie dopełni tego obowiązku.
Jednocześnie, nawet publikując wypowiedź bez autoryzacji, dziennikarz będzie mógł uniknąć kary. Zgodnie z art. 49b ust. 2 nie będzie jej podlegać ten, kto „publikuje wypowiedź identyczną z udzieloną przez osobę udzielającą informacji”. Mówiąc wprost – jeśli dziennikarz spisze słowo w słowo to, co powiedział jego rozmówca, to tak naprawdę nie musi zawracać sobie głowy autoryzacją. Oczywiście lepiej, aby zachował wówczas nagranie rozmowy, by móc się wybronić w sytuacji spornej.
Konieczność wprowadzenia tych zmian wiązała się z zakwestionowaniem dotychczasowych zasad autoryzacji przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. W wyroku z 5 lipca 2011 r. (skarga nr 18990/05) uznał on, że polskie prawo może zniechęcać dziennikarzy do stawiania wnikliwych pytań z obawy przed zablokowaniem publikacji podczas autoryzacji.
Przy okazji nowelizacja wyczyściła prawo prasowe z zaszłości jeszcze z czasów PRL. Dlatego też w art. 2, który nakazuje organom państwa stwarzać prasie warunki niezbędne do wykonywania jej zadań, pojawiło się odwołanie do Konstytucji RP, a nie, jak to było wcześniej, do konstytucji PRL.
Z przepisów zniknął też nakaz przestrzegania przez dziennikarzy „ogólnej linii programowej określonej w statucie lub regulaminie redakcji”. Zamiast tego pojawiło się prawo do odmowy wypełnienia polecenia służbowego, które kłóciłoby się z zasadami rzetelności, obiektywizmu i staranności zawodowej. Dziennikarz może też nie zgodzić się na publikację materiału, jeśli wprowadzono do niego zmiany wypaczające jego sens.