Wyobraźmy sobie taką sytuację: kierowca nagminnie parkuje w miejscu niedozwolonym. Ludzie zaczynają się skarżyć. Policja nie potrafi lub nie chce zaprowadzić porządku. Sąsiedzi się irytują, zaczynają demonstrować niezadowolenie przed Sejmem albo kancelarią premiera. W końcu ktoś wpada na pomysł: napiszmy specjalną ustawę, w której nakażemy kierowcy przestawić samochód.
KOMENTARZ TYGODNIA
I określimy w niej, na jakich warunkach ma to zrobić i w jakim terminie. Ale żeby za bardzo go nie urazić, zrobimy jeszcze zastrzeżenie, że łączna suma mandatów, którymi został do tej pory ukarany, nie może przekroczyć 1500 zł. Absurd? Oczywiście, że tak. Zadziwia więc, że gdy tę historię opowiedzieć nie o parkowaniu, lecz o udzielaniu kredytów frankowych przez banki, mało kto ten absurd dostrzega. Bo przecież do tego właśnie sprowadza się prezydencki projekt, który ma w teorii pomóc frankowiczom – jest on niczym innym, jak próbą wymuszenia na bankach, aby zaczęły w końcu respektować obowiązujące od dawna zasady.