Od 13 lipca polskie firmy pożyczkowe nie będą już mogły reklamować swojej oferty za pośrednictwem czołowej wyszukiwarki na świecie. Poinformowało o tym właśnie samo Google na swoim blogu.

David Graff, dyrektor Global Public Policy w Google, stwierdził, że firma nie chce przykładać ręki do promowania produktów szkodliwych lub wprowadzających w błąd. Za takie zaś amerykański potentat uznał "chwilówki". Zasady obejmą pożyczki, w których okres spłaty jest krótszy niż 60 dni. Zdaniem Google'a tego typu produkty w nadmierny sposób obciążają finansowo konsumentów i często są niespłacane, co prowadzi do zaciskania się pętli długów na szyjach osób znajdujących się w tarapatach finansowych.

Nowa polityka reklamowa amerykańskiego potentata będzie obowiązywała na całym świecie, więc będzie dotyczyła także polskich konsumentów oraz działających nad Wisłą firm pożyczkowych. Dla jasności: Google planuje jedynie nie przyjmować od przedsiębiorców reklam "chwilówek". Póki co "ban" nie będzie dotyczył algorytmu wyszukiwania. Mówiąc prościej: nadal jeśli użytkownik będzie chciał znaleźć za pomocą wyszukiwarki oferty poszczególnych firm pożyczkowych, będzie mógł to uczynić.

Rozczarowany pomysłem Amerykanów jest Jarosław Ryba, prezes Związku Firm Pożyczkowych. Jak wskazuje, ruch z reklam Google’a to dotychczas jeden z popularniejszych sposobów pozyskiwania klientów przez internetowe firmy pożyczkowe. Według danych pozyczkaportal.pl średnia cena kliknięcia w AdWords (system reklamowy Google’a) dla przedsiębiorców dla fraz związanych z pożyczkami to 3,64 zł. Średni rynkowy koszt pozyskania jednego klienta tą drogą to 102,83 zł.
- Google podjęło swoją decyzję głównie na bazie amerykańskich i brytyjskich doświadczeń. Rynek polski, oferta i mechanizmy ochrony klienta są jednak diametralnie różne, dlatego decyzja wyszukiwarki jest nieadekwatna do naszej lokalnej specyfiki. Oczywiście każdy wydawca może decydować, jakie produkty będzie reklamował, choć nie może to nosić znamion nieuzasadnionej dyskryminacji, co kwestionowałby polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów – wskazuje prezes Ryba. I dodaje, że w tym przypadku o dyskryminacji będzie można mówić, jako że restrykcje nie obejmą chociażby SKOK-ów oraz banków, także tych oferujących produkty z krótkim terminem spłaty.

- Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś dopuszcza reklamy krótkoterminowych pożyczek bankowych, SKOK-ów, platform social-lendingowych, a banuje instytucje pożyczkowe, mimo że wszyscy wyżej wymienieni działają w obrębie tej samej ustawy: o kredycie konsumenckim – zaznacza Jarosław Ryba.

Jego zdaniem tak jak być może działania amerykańskiego potentata ma sens w odniesieniu do rynku amerykańskiego czy brytyjskiego, tak jest zupełnie niepotrzebna w Polsce. Tym bardziej że – co skrzętnie przytacza prezes ZFP – pozytywną rolę funkcjonowania firm pożyczkowych na rynku docenia nawet Komisja Nadzoru Finansowego, która w 2012 roku stwierdziła, że „rozwój tych form działalności pożyczkowej może wywierać presję konkurencyjną na sektor bankowy, co może być korzystne z punktu widzenia interesów klientów oraz gospodarki”.

Trzeba wszakże pamiętać, że zupełnie inaczej na „chwilówki” patrzy UOKiK, który wielokrotnie zaznaczał, że wiele firm przedstawia konsumentom skrajnie niekorzystne dla nich umowy oraz wprowadza w błąd w swoich reklamach.

- Osoby potrzebujące „szybkiej gotówki” często nie są świadome ryzyka i możliwych konsekwencji wynikających z niefrasobliwego zawarcia umowy pożyczkowej – podkreśla UOKiK w jednym ze swoich ostatnich stanowisk.