Ubezpieczyciel zatrzymał 98 proc. środków zgromadzonych na lokacie? Sądy odwoławcze: miał do tego prawo
/>
Osoby, które postanowiły walczyć w sądach z drakońskimi opłatami pobieranymi przy likwidacji polisolokat, zaczynają przegrywać w sądach II instancji. Te uznają bowiem, iż zapisy umowne pozwalające ubezpieczycielom na pobieranie tak wysokich kwot, dotyczą de facto głównych świadczeń stron. A te – zgodnie z kodeksem cywilnym – nie mogą być uznane za niedozwolone postanowienia umowne.
Wygrana w I instancji
W umowach dotyczących polisolokat mowa jest o świadczeniu wykupu. Jest to kwota, jaką zatrzyma ubezpieczyciel w wypadku, gdy klient zrezygnuje z umowy przed upływem terminu, na jaki została zawarta. Zazwyczaj jest ona określona procentowo i bardzo wysoka; czasami wynosi nawet 100 proc. wpłat – na tyle świadczenie wykupu określił np. Aegon. Nic więc dziwnego, że w powszechnym odbiorze zapisy te traktowane są jako nakładające na klienta drakońsko wysokie opłaty likwidacyjne.
Mimo to zdarzali się ubezpieczeni, którzy decydowali się na wcześniejszą likwidację polisolokaty. Wśród nich znaleźli się M.K. oraz K.W. U obydwu świadczenie wykupu zostało określone w sposób bardzo niekorzystny (w przypadku K.W. wynosiło aż 98 proc. wpłaconych składek). Po tym, jak ubezpieczyciele zatrzymali środki zgromadzone na rachunkach, konsumenci postanowili walczyć o ich zwrot przed sądami. W I instancji walkę tę wygrali. Sądy rejonowe bowiem uznały, że zapisy ogólnych warunków umów (OWU) mówiące o wysokości świadczenia wykupu stanowią niedozwolone postanowienia umowne. A zgodnie z art. 3851 kodeksu cywilnego takie postanowienia konsumenta nie wiążą. „(...) Opłata (świadczenie wykupu – red.) jest rażąco wygórowana i niewątpliwie nie znajduje uzasadnienia w wartości świadczenia wzajemnego pozwanego (towarzystwa ubezpieczeniowego – red.) ani poniesionych przez pozwanego kosztach, związanych z zawarciem umowy” – czytamy w uzasadnieniu wyroku wydanego przez sąd rejonowy w sprawie z powództwa M.K.
Z kolei w wyroku, jaki zapadł w I instancji w sprawie K.W., sąd podkreślił, że głównym celem tak sformułowanych zapisów było uniemożliwienie konsumentowi rozwiązania umowy przed okresem, na jaki została zawarta. Tak więc zdaniem sądu rejonowego „takie postanowienie umowne narusza dobre obyczaje w kształtowaniu stosunków umownych pomiędzy przedsiębiorcami a konsumentami”.
Świadczenie główne
Byli właściciele polisolokat nie cieszyli się jednak długo z wygranej. Towarzystwa ubezpieczeniowe wniosły bowiem apelacje od wyroków. A sądy odwoławcze przyznały im rację. Dlaczego? Chodzi o drugie zdanie przywoływanego już art. 3851 k.c. Zgodnie z nim za niedozwolone postanowienia umowne nie mogą zostać uznane zapisy określające „główne świadczenia stron, w tym cenę lub wynagrodzenie, jeżeli zostały sformułowane w sposób jednoznaczny”. A sądy II instancji za takie właśnie uznały postanowienia OWU mówiące o świadczeniu wykupu.
W uzasadnieniu wyroku w sprawie K.W. czytamy, że zgodnie z umową świadczeniem głównym było: po stronie ubezpieczonego – obowiązek płacenia miesięcznej składki przez cały okres trwania umowy, a po stronie ubezpieczyciela – obowiązek realizacji jednego z trzech świadczeń. A z OWU jasno wynika, że jednym z nich jest właśnie świadczenie wykupu.
Sądy w obydwu sprawach podkreśliły też, że istotnym elementem umowy jest również podział okresu jej trwania na dwa etapy: okres bazowy oraz okres po jego zakończeniu. „Z podziału tego dla ubezpieczającego wynikają doniosłe skutki tego typu, że zaprzestanie opłacania składek w okresie bazowym powoduje rozwiązanie umowy przez Ubezpieczyciela, a jedynie gromadzone po zakończeniu okresu bazowego środki będą w całości wypłacane ubezpieczającemu (czy też uposażonemu), a żądanie wypłaty tych środków w trakcie okresu bazowego powoduje potrącenie ich części przez Ubezpieczyciela, tym większej, im krótszy jest okres faktycznego trwania umowy” – uzasadnił sąd okręgowy. I skwitował, że skoro świadczenie wykupu jest najważniejszym dla ubezpieczającego celem umowy, to z całą pewnością jest po stronie ubezpieczyciela świadczeniem głównym.
Brak logiki
Wyroki podzieliły ekspertów. Dr Alicja Szczęśniak, adwokat, z tym stwierdzeniem sądu nie chce się zgodzić. Jej zdaniem wcześniejsza likwidacja lokaty jest niczym innym, jak odstąpieniem od umowy polisolokaty.
– Sąd nie powinien był, przeprowadzając wykładnię umowy, bez głębszej analizy zgodzić się z przyjętą w umowie nomenklaturą, zgodnie z którą uprawnienie do wcześniejszej likwidacji polisolokaty jest określone jako świadczenie – komentuje dr Szczęśniak.
Przypomina, że sąd sam wskazał w uzasadnieniu wyroku, że konsument czerpie jakiekolwiek realne korzyści z lokaty dopiero po upływie okresu bazowego.
– Nie można zatem stwierdzić, by uprawnienie konsumenta do wcześniejszej likwidacji polisolokaty – co nie przynosi mu żadnych korzyści – było świadczeniem towarzystwa na rzecz konsumenta, a tym bardziej że jest jednym z głównych świadczeń – uważa adwokat.
Wyjaśnia, że za takie należy uznać wypłatę zainwestowanych w polisolokatę środków po upływie okresu dożycia lub po śmierci ubezpieczonego.
– Możliwość wykupu jest wyłącznie uprawnieniem konsumenta do wcześniejszej likwidacji lokaty – kwituje mec. Szczęśniak.
Podobnie uważa Dariusz Wółkiewicz, adwokat z kancelarii Nowakowski i Wspólnicy.
– Sąd przyznał w sprawie K.W., iż gdyby postanowienia umowy zawierały wprost swoistą karę umowną lub obowiązek zapłaty odstępnego za wcześniejsze rozwiązanie polisy (w postaci tzw. opłaty likwidacyjnej), to można byłoby taką okoliczność uznać za klauzulę niedozwoloną, niewiążącą konsumenta. Natomiast w tej sprawie takich zapisów wprost nie było, choć sam sąd przyznał, iż ubezpieczyciel mógł potrącić swoje świadczenie z kwotą wykupu tak, aby klient otrzymał zaledwie 2 proc. wartości polisy – zauważa mec. Wółkiewicz.
Dlatego też w jego ocenie rozumowanie sądu poszło w dziwnym kierunku. De facto uznał on, że sytuacje, w których w umowie jest wprost napisane, iż ubezpieczyciel nalicza opłatę likwidacyjną w wysokości 98 proc. za wcześniejsze zamknięcie polisy, naruszają prawa konsumentów, ale sytuacje, gdy ubezpieczyciel wypłaca 2 proc. wartości polisy – już nie.
Pojawiają się jednak głosy broniące opisywanych orzeczeń. Jako bardzo rozsądne ocenia je dr Andrzej Jakubiec, adwokat z kancelarii Janeta Jakubiec Węgierski, wykładowca na Uniwersytecie Łódzkim.
– Z uznaniem stwierdzić należy, że sądy nie dały się wyprowadzić na pole prawa konsumenckiego, które przy swojej ogólnej filozofii zmierza chyba ku podważeniu każdej umowy zawartej z przedsiębiorcą, co prowadzi do coraz częstszych, zupełnie absurdalnych orzeczeń – chwali mec. Jakubiec.
Jego zdaniem sądy (choć nie wprost) przyznały, że umowy dotyczące polisolokat to umowy wzajemne. A to oznacza, że świadczenia stron powinny być ekwiwalentne.
– Nieuniknionym elementem działalności ubezpieczeniowej są jej koszty, które siłą rzeczy muszą być pokryte z opłat za zarządzanie zgromadzonym kapitałem. Skoro umowa zawarta jest na czas określony, jej wcześniejsze rozwiązanie przez jedną ze stron musi uwzględniać koszty poniesione przez kontrahenta. Oznacza to, że domaganie się zwrotu całości kapitału jest właśnie próbą naruszenia tej równowagi – ocenia Jakubiec.
Jego zdaniem tego typu pozwy to po prostu próba poszukiwania przez konsumentów ochrony, która się im nie należy.
Możliwość wykupu jest prawem konsumenta do wcześniejszej likwidacji polisy