Sytuacja wielu przedsiębiorców operujących na tym rynku się pogarsza. Szukają więc dodatkowego źródła finansowania. Potencjalny duży zysk klientów oznacza jednak dla nich duże zagrożenie
Jak twierdzą eksperci, niebawem większość firm pożyczkowych może zniknąć z rynku. Będzie to efektem wprowadzenia ustawy antylichwiarskiej tworzonej przez Ministerstwo Finansów, rozwoju upadłości konsumenckiej oraz faktu, że w związku ze spadkiem stóp procentowych spadły też maksymalne odsetki, których można się domagać od pożyczkobiorców. Prawdopodobnie na rynku pozostaną najwięksi gracze. W związku z tym firmy robią teraz wszystko, co mogą, aby do nich albo dołączyć, albo wśród nich pozostać.
Biznes na obligacjach
Spółki Marka oraz Mikrokasa zdecydowały się wyemitować obligacje na rynku GPW Catalyst, oferując zdecydowanie wyższe oprocentowanie (niemal dziesięcioprocentowe), niż można uzyskać dzięki standardowej lokacie bankowej bądź obligacjom Skarbu Państwa. Produkt ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Jak informuje Mikrokasa, „spółka oferowała obligacje o wartości 2 mln zł, natomiast inwestorzy wpłacili ponad 4,6 mln zł”. Marka także może pochwalić się imponującym wynikiem: „z pierwszej emisji obligacji spółka pozyskała 2 mln zł. Inwestorzy złożyli zapisy na kwotę 2,482 mln zł”. Koszt jednej obligacji wynosił 1 tys. zł, a oferowane one były klientom indywidualnym.
Śladem Marki i Mikrokasy chcą pójść kolejne firmy. Skąd takie zainteresowanie firm pożyczkowych obligacjami?
– Polski rynek jest bardzo konkurencyjny i spółki te muszą się rozwijać, aby nie pozostać w tyle w stosunku do konkurencji – mówi Przemysław Krzemieniecki, certyfikowany doradca w Alternatywnym Systemie Obrotu oraz prawnik w kancelarii Kochański Zięba Rapala i Partnerzy.
Jak przyznaje Jarosław Konopka, prezes zarządu Marka SA, klienci indywidualni są mniej wymagający niż instytucje.
– Z jednej strony banki traktują nas jako swoich konkurentów, których nie chcą finansować. Z drugiej strony, gdy decydują się finansować nasz biznes – żądają zabezpieczeń, których nasza firma nie posiada. Natomiast inwestorzy obligacyjni są bardziej elastyczni – mówi Konopka.
Ryzykowna gra
Wielu osobom obligacje kojarzą się z bezpieczną inwestycją kapitału. Eksperci jednak przestrzegają, że to mit.
Przykład Marki, która w 2013 r. zanotowała stratę w wysokości ponad 9 mln zł, może o tym świadczyć. Spółka deklaruje jednak, że wyszła już na prostą, a ujemny bilans był efektem restrukturyzacji.
– Nie traktowałbym tych obligacji jako tak samo bezpiecznych jak np. te skarbowe. Raczej jako coś pomiędzy tym, co powszechny konsument rozumie jako obligacje, a grą na giełdzie – przestrzega Paweł Kuglarz, partner w kancelarii Wolf Theiss.
Jak tłumaczy, jest wiele powodów, aby podchodzić do takich ofert z dużą rezerwą.
– Trzeba pamiętać, że oferowane zabezpieczenie jest nieraz drugiego stopnia. To nie są np. bezpośrednio nieruchomości, lecz wierzytelności klientów tych firm, które mogą okazać się nie do odzyskania – mówi mec. Kuglarz. I dodaje, że ryzyko nieściągalności pożyczek znacząco się zwiększyło po wejściu w życie nowych, bardziej liberalnych przepisów o upadłości konsumenckiej (Dz.U. z 2014 r. poz. 1306).
Z tymi uwagami nie zgadza się prezes zarządu Mikrokasy SA Andrzej Brzeski.
– Nie sądzę, aby upadłość konsumencka spowodowała wzrost ryzyka dla naszych obligatariuszy – wyjaśnia. To stanowisko znajduje odzwierciedlenie w memorandum informacyjnym przedstawianym inwestorom. Jak czytamy, „spodziewany odsetek należności nieściągalnych ze względu na upadłość dłużnika można uznać za minimalny”.
Konkurencyjny rynek
Przed pochopnymi inwestycjami przestrzega Jarosław Ryba, prezes zarządu Związku Firm Pożyczkowych.
– Istotnym ryzykiem dla inwestorów są nowe przepisy szykowane w Ministerstwie Finansów. Wśród większości firm pożyczkowych panuje przekonanie, że zmiany ich nie dotyczą. Dlatego być może nie eksponują tych informacji w prospektach. Tymczasem sejmowe poprawki mogą wywrócić projekt do góry nogami i wprowadzić dodatkowe ograniczenia, np. zakaz udzielania pożyczek w domach klientów – mówi prezes Ryba.
Jego zdaniem istotne ryzyko jest związane także z narastającą konkurencją na rynku. Z danych ZFP wynika, że w internecie w zeszłym roku średnie ceny pożyczek spadły o 15 proc. Co prawda rynek nadal szybko rośnie, ale coraz większą ochotę na ten segment mają banki, które niedawno zaproponowały, aby wyłączyć je spod nowych regulacji dla sektora pożyczkowego.
– Gdyby tak się stało, przedsiębiorstwa bankowe będą mogły prowadzić rywalizację o klientów z uprzywilejowanej pozycji – przestrzega Jarosław Ryba.
Uregulować problem
Eksperci są niemal jednomyślni: potrzebna jest większa świadomość konsumentów na rynku finansowym. Niektórzy prawnicy formułują także wiele zastrzeżeń do funkcjonowania państwa.
– Mamy niewydolny system prokuratury, która bardzo często nie posiada kompetencji do prowadzenia postępowań gospodarczych – uważa Michał Jaskólski, wspólnik w kancelarii Świeca i Wspólnicy. – Zdarza się też tak, że nawet w przypadku, w którym dojdzie do skazania osób łamiących prawo, kary są symboliczne, a z jednej zamkniętej firmy pożyczkowej rodzą się trzy następne – uzupełnia prawnik.
Zwolennikiem restrykcji oraz szerszego nadzoru nad rynkiem jest także prezes Mikrokasy. – Są bardzo różne firmy pożyczkowe. My jak najbardziej jesteśmy za tym, aby ustawodawca uregulował nasz rynek poprzez proponowane zmiany w ustawie, a w szczególności rejestr przedsiębiorców. Uważamy, że dzięki temu ograniczony zostałby negatywny wydźwięk, który przylgnął do całej branży – deklaruje Andrzej Brzeski.