Komisja Nadzoru Finansowego nie dysponuje wystarczającymi uprawnieniami, aby w pełni dbać o przejrzystość na rynku spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych (SKOK) – mówił wczoraj na blisko sześciogodzinnym posiedzeniu sejmowej Komisji Finansów Publicznych przewodniczący KNF Andrzej Jakubiak. Przedstawiał on posłom informację na temat sytuacji SKOK-ów. Jak wynika z wyliczeń, aby członkowie niewypłacalnych kas otrzymali gwarantowane im pieniądze, potrzebne będzie 2,5–3 mld zł. Ten koszt poniosą podatnicy.
Komisja Nadzoru Finansowego nie dysponuje wystarczającymi uprawnieniami, aby w pełni dbać o przejrzystość na rynku spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych (SKOK) – mówił wczoraj na blisko sześciogodzinnym posiedzeniu sejmowej Komisji Finansów Publicznych przewodniczący KNF Andrzej Jakubiak. Przedstawiał on posłom informację na temat sytuacji SKOK-ów. Jak wynika z wyliczeń, aby członkowie niewypłacalnych kas otrzymali gwarantowane im pieniądze, potrzebne będzie 2,5–3 mld zł. Ten koszt poniosą podatnicy.
– Obecne problemy wynikają z okresu między 2009 r. a początkiem 2013 r. – tłumaczył Andrzej Jakubiak.
Jego zdaniem właśnie w tym czasie nastąpił gwałtowny wzrost depozytów, jako że SKOK-i oferowały konkurencyjne na rynku oprocentowanie. Nie poszło za tym jednak zwiększenie środków własnych kas. A dopiero nowelizacja ustawy o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych z 2012 r. umożliwiła komisji sprawowanie nadzoru nad systemem.
– Siła polskich banków bierze się z tego, że mają one znaczną część kapitału w gotówce. W SKOK-ach tak nie jest. W wielu przypadkach kasy skupiały się na operacjach księgowych, w wyniku których pojawiał się zysk. Niestety tylko na papierze – kontynuował szef KNF.
Jednak zdaniem Rafała Matusiaka, prezesa Kasy Krajowej SKOK, powód kłopotów kas jest zupełnie inny.
– Przez 20 lat, na mocy poprzednich przepisów, nie upadła żadna kasa i nikt nie miał problemów z wypłacalnością – przekonywał sugerując, że problemy zaczęły się dopiero od czasu, gdy nadzór sprawuje KNF.
Dodał, że Kasa Krajowa otwarta jest na dialog z komisją, ale nie dostrzega zainteresowania drugiej strony.
Jak mówił przewodniczący KNF, działania, które może podjąć jego urząd, są ograniczone. Jako przykład podał brak możliwości efektywnej kontroli spółek, którym SKOK zleca konkretne zadania. Z takimi firmami zawierane są umowy z kilkuletnim okresem wypowiedzenia, a ich zerwanie obarczone jest dotkliwymi karami finansowymi.
Z informacji udzielonych przez Andrzeja Jakubiaka wynika również, że SKOK-i obchodziły ustawowe regulacje. Przykład? Zgodnie z art. 10 w związku z art. 3 ust. 1 ustawy o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych (t.j. Dz.U. z 2012 r., poz. 855 ze zm.) kasy mogą udzielać pożyczek wyłącznie osobom fizycznym. Komisji Nadzoru Finansowego znane są jednak przypadki, w których faktycznym beneficjentem były firmy.
– Pożyczkę dostali po prostu wszyscy członkowie zarządu. Każdy po milion złotych – wyjaśniał posłom przewodniczący KNF.
Dla niektórych parlamentarzystów te informacje były szokujące.
– Powinniśmy poważnie rozważyć powołanie sejmowej komisji śledczej – mówi poseł PO Marcin Święcicki.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama