Najbardziej atrakcyjne będą te największe, np. niespłacane kredyty hipoteczne – oceniają przedstawiciele krajowych firm windykacyjnych
Około 1,6 mld zł – tyle wynosi wartość zaangażowania zagranicznych inwestorów na polskim rynku wierzytelności. Tak przynajmniej ocenia to Krzysztof Borusowski, prezes firmy BEST (czołówka branży windykacyjnej). Te 1,6 mld zł to część aktywów specjalnych funduszy zajmujących się skupowaniem długów, za którą kryje się zewnętrzny kapitał.
– To stanowi ponad 40 proc. łącznej wartości aktywów netto funduszy sekurytyzacyjnych zarządzanych przez krajowe TFI – mówi Borusowski.
Krzysztof Mędrala, wiceprezes Casus Finanse, mówi, że wchodzenie zagranicznych inwestorów na polski rynek za pośrednictwem funduszy to w ostatnich latach standard. Czy 40 proc. aktywów to dużo? Zagranica mogłaby kupować znacznie więcej, ale trudno jej zdobyć przyczółki na polskim rynku. Zwłaszcza inwestorom niebranżowym – funduszom i bankom inwestycyjnym – którzy nie zajmują się ściganiem dłużników, tylko traktują kupowanie długów jak każdą inną inwestycję, na której można zarobić.
Prot Zastawniak, dyrektor zarządzający do spraw sekurytyzacji w Pragma Inkaso, twierdzi, że duży ruch w interesie był kilka lat temu, gdy profesjonalny obrót wierzytelnościami w Polsce dopiero raczkował.
– Inwestowały u nas fundusze zarówno z finansowych hubów, jak londyńskie City czy Wall Street, a także bardziej butikowi przedstawiciele kapitału z rynków skandynawskich i Szwajcarii. Krajowe firmy windykacyjne współpracę z nimi traktowały jak źródło finansowania zakupów – opowiada Zastawniak. Pomagało to, że transakcji było mniej, ale ich jednostkowa wartość była wyższa, a szanse na zysk większe.
Wraz z rozwojem rynku zagraniczne zainteresowanie polskimi długami malało – choć się nie skończyło. Zastawniak podkreśla, że jeden z inwestorów zagranicznych uplasował się na pierwszym miejscu pod względem wielkości transakcji, zarówno w roku 2012, jak i 2013. Ale przedstawiciele polskich windykatorów raczej chłodno oceniają perspektywy dla zagranicznej ekspansji.
– Inwestorzy zagraniczni potwierdzają zainteresowanie polskim rynkiem zakupu wierzytelności, jednak wielu z nich czeka na duże portfele zabezpieczone. Dla przykładu perspektywa niektórych banków to inwestycje przekraczające znacznie 100 mln euro, jednakże dotychczas takich transakcji na rynku polskim nie ma – tłumaczy Anna Gawęska, prezes wrocławskiego Ultimo.
To oznacza, że zainteresowani dużymi długami inwestorzy znajdą dla siebie coś interesującego dopiero wtedy, gdy polskie banki zaczną masowo sprzedawać złe kredyty zabezpieczone hipotekami. Na razie rynek wierzytelności hipotecznych rzeczywiście jest w powijakach. W tym roku doszło do jednej dużej transakcji, gdzie sprzedano dług o wartości 710 mln zł – czyli licząc z grubsza 170 mln euro.
Według Prota Zastawniaka obcy kapitał nie garnie się do polskich długów również dlatego, że stały się one mało rentowne. – Mamy do czynienia z najgorszym selektywnym portfelem wierzytelności po bezskutecznych egzekucjach, sporym przeterminowaniu i średniej cenie 20 proc. w stosunku do zaangażowanego kapitału. Na tak ułożonym rynku trudno o jakieś przełomowe transakcje – ocenia Zastawniak.