Wielu młodych ludzi stara się dostać pracę w korporacji albo w urzędzie. Potem trochę popracują i wezmą kredyt na „własne” mieszkanie. Banki w Polsce udzieliły już ponad 350 mld zł kredytów na kupno nieruchomości, zatem taka ścieżka życiowa jest powszechna. Logika takiego postępowania jest dosyć prosta: mam stałą pracę, więc mam stały dochód, czyli będę w stanie spłacać kredyt. Obecnie przy niskich stopach procentowych miesięczna rata kredytu rozłożonego na 30 lat jest nieznacznie większa od kosztów wynajmu. Zatem lepiej jest spłacać kredyt przez 30 lat, przynajmniej na koniec będę miał swoje mieszkanie, niż płacić za wynajem, bo po 30 latach płacenia nic nie będę miał. A poza tym mieszkanie to świetna lokata kapitału. Analitycy oczekują, że trend spadkowy cen mieszkań został zahamowany i że teraz będą drożały. To idealny moment, żeby wziąć kredyt.
Niestety, ten wywód jest błędny, a decyzja o kupnie mieszkania na kredyt w większości przypadków skończy się utratą możliwości bogacenia się i szybszego rozwoju zawodowego. Osoba zatrudniona w korporacji lub w urzędzie ma comiesięczny stały dochód, co jest dla niej naturalnym przedłużeniem młodości, bo wtedy miała stałe kieszonkowe od rodziców lub stypendium na uczelni. Dopóki nie ma kredytu, nie ma też ryzyka, że w danym miesiącu musi ponieść stratę, czyli mieć wydatki wyższe niż dochody z pracy.
Ale gdy taka osoba weźmie kredyt, sytuacja się zmienia. Teraz ma co miesiąc obowiązkową kwotę do spłaty. Co więcej, ta kwota może wzrosnąć, gdy zmienią się warunki finansowe, na przykład kurs złotego do franka lub stopy procentowe. Ponieważ żyjemy w czasach, gdy świat jest przytłoczony nadmiernym zadłużeniem, można się spodziewać, że co jakiś czas będą się pojawiały kryzysy, które w przypadku Polski będą prowadziły do ucieczki kapitału portfelowego, recesji lub stagnacji, silnego spadku wartości złotego i wzrostu stóp procentowych oraz marż bankowych. Czyli raty kredytu będą o wiele wyższe niż obecnie. Jednocześnie w takich czasach korporacje będą zwalniały ludzi. Prawdopodobieństwo, że zestaw tych zdarzeń dotknie osobę, która wzięła kredyt na 30 lat, jest wysokie. A gdy bezrobotna osoba nie spłaca kredytu, może stracić mieszkanie.
Ponadto ludzie, którzy kupili mieszkanie na kredyt, są uwiązani w danej lokalizacji, nie mogą łatwo podjąć lepiej płatnej pracy w innym mieście. A osoba, która wynajmuje mieszkanie, może szybko się przeprowadzić do mniejszego w czasach dekoniunktury lub przenieść się do innego miasta i podjąć lepiej płatną pracę. Warto też pamiętać, że Polska wymiera, już w zeszłym roku ubyło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a w ciągu 40 lat ubędzie ponad 6 milionów Polaków. W wymierającym kraju mieszkania będą raczej taniały, niż drożały, poza nielicznymi dobrymi lokalizacjami. Zatem w długim terminie może się okazać, że to kiepska lokata kapitału.
Pracownik na etacie z dużym kredytem mieszkaniowym staje się narażony na ryzyko strat, na które podatna jest także osoba prowadząca własną firmę, czyli w czasach dekoniunktury może ponosić małe straty co miesiąc lub jedną gigantyczną (utrata mieszkania). Ale przedsiębiorca może szybko zakończyć działalność przynoszącą straty, a kredyt mieszkaniowy trzeba spłacać. Ponadto pracując na etacie, nie ma się korzyści, które są udziałem przedsiębiorcy, czyli wysokich zysków, gdy biznes wypali. Z tych powodów większość zadłużonych osób pracujących na etacie nigdy nie dorobi się dużych pieniędzy. Za to w czasach recesji grozi im bankructwo. Zdecydowanie lepiej wynająć mniejsze mieszkanie i uruchomić własny biznes.