Polisolokaty to tylko reklamowe foldery i diabelskie sztuczki agentów. Większość państw Unii już sobie z nimi poradziła. Tylko Polska, Bułgaria, Litwa i Luksemburg nic nie zrobiły, by uregulować ich sprzedawanie.
Spójrz tylko, co moja żona z córkami kupiły za fantastyczny produkt finansowy – stary przyjaciel, jednocześnie klient mec. Anny Lengiewicz, był wyraźnie poirytowany, wyciągając z aktówki papiery. Tłumaczył: kobiety wpłaciły 5 tys. zł w coś, co miało być ubezpieczeniem, zarazem bezpieczną lokatą na przyszłość. Po roku okazało się, że kwota stopniała do 3,5 tys. zł, a ubezpieczyciel żąda, aby wpłacić kolejne 5 tys., bo inaczej stracą wszystko tytułem „opłaty likwidacyjnej”. – Nie jestem idiotą, nie dam już im ani grosza. Ale to wielki skandal, trzeba coś z tym zrobić – mówił. Prawniczka słuchała z zainteresowaniem.
Lengiewicz, która jest współwłaścicielką kancelarii LWB, do tej pory zajmowała się niemal wyłącznie sprawami gospodarczymi oraz doradzała firmom. Niejedną bardzo skomplikowaną umowę widziała w życiu. Ale ten „produkt” był szczególny – na jego analizie spędziła wiele nocy. W końcu podjęła się zadania i po 3,5 roku udało się jej uzyskać prawomocny wyrok Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w Warszawie, uznający za bezprawne pobieranie opłaty likwidacyjnej przez Aegon Towarzystwo Ubezpieczeń na Życie SA – bo właśnie w tej firmie żona jej pierwszego klienta zakupiła owo ubezpieczenie. Ale to nie koniec.
Pozostało
96%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama