W internecie kwitnie sprzedaż polis na życie powiązanych z Ubezpieczeniowym Funduszem Kapitałowym. Sprzedających zmusza do tego zwykle trudna sytuacja finansowa, a kupujący widzą w tym świetny interes.
W internecie kwitnie sprzedaż polis na życie powiązanych z Ubezpieczeniowym Funduszem Kapitałowym. Sprzedających zmusza do tego zwykle trudna sytuacja finansowa, a kupujący widzą w tym świetny interes.
Ogłoszenia dotyczą produktów praktycznie wszystkich towarzystw. Najczęściej sprzedawane są niedawno zawarte polisy – roczne lub dwuletnie, czyli takie, przy zerwaniu których właściciel nie odzyskałby od ubezpieczyciela ani złotego. Takiej sytuacji dotyczy np. ogłoszenie o sprzedaży polisy Generali OmniProfit, którą właściciel zawarł w maju tego roku, wpłacając 1,8 tys. zł, a gdy okazało się, że za rok musi znów wpłacić identyczną kwotę, postanowił się produktu pozbyć.
W innym przypadku sprzedający tłumaczy, że do pozbycia się polisy zmusił go wyjazd za granicę. – Mam teraz utrudniony kontakt z agentem, od którego kupiłem ubezpieczenie na dziesięć lat – wyjaśnia. Minęły już dwa lata, a saldo na rachunku wynosi 14,5 tys. zł.
Jednak w dziewięciu przypadkach na dziesięć chodzi o sprawy finansowe. Wprost pisze o tym pan Zbigniew, który kupił produkt AXA – Plan Inwestycyjny Systematicus. Uzbierał na nim 6,6 tys. zł, w zamian za cesję chce 4 tys. zł. – Nie jestem w stanie kontynuować opłacania polisy ze względów finansowych, dlatego chciałbym sprzedać ten produkt w formie cesji praw do polisy – deklaruje sprzedawca.
Są i tacy, którzy chcą odzyskać blisko 100 proc. zgromadzonych środków – właściciel polisy o nazwie Spektrum Plus wykupionej na 30 lat, na której zgromadził blisko 10,2 tys. zł, wystawił ją na sprzedaż za 10 tys. zł.
Pośrednicy przy sprzedaży produktów ubezpieczeniowych opowiadają, że gdy już dochodzi do transakcji, sprzedający muszą zweryfikować swoje oczekiwania co do kwoty, jaką są w stanie uzyskać za polisę. – Ubezpieczeni chcieliby osiągnąć cenę, która stanowi 80–90 proc. wartości polisy. Ale to nie jest możliwe – wyjaśnia Marek Kołowacik, prezes Financial Life, firmy zajmującej się doradztwem i pośredniczeniem przy sprzedaży ubezpieczeń na rynku wtórnym. – Z reguły odzyskują 55–60 proc. wpłaconych środków – dodaje.
Kołowacik zapewnia jednak, że na wtórnym rynku handlu polisami nie ma przegranych. Sprzedający jest zadowolony, bo udaje mu się uzyskać kwotę znacznie wyższą, niż byłby w stanie odebrać z towarzystwa ubezpieczeniowego. Towarzystwo nie traci inwestora, bo polisa nie zostaje zerwana, a składki nadal są opłacane. Z kolei kupujący otrzymuje produkt inwestycyjny z wysoką premią już w momencie zakupu.
Kto kupuje ubezpieczenia na rynku wtórnym?– W Polsce jest wiele osób, które mają pieniądze i szukają ciekawych form zainwestowania – odpowiada enigmatycznie prezes Financial Life. Zapewnia przy tym, że handel polisami jest w świetle naszego prawa jak najbardziej legalny. – Sprzedający dokonuje cesji na rzecz kupującego, zapewniając mu określoną premię za przejęcie jego zobowiązań, ale i przyszłych korzyści – wyjaśnia Kołowacik.
Jego firma w ostatnim czasie doradzała przy kilkudziesięciu tego typu transakcjach. Z obserwacji Kołowacika wynika, że zainteresowanie tak z jednej, jak i z drugiej strony jest coraz większe.
Zakłady ubezpieczeniowe nie chcą komentować tego zjawiska, tym bardziej że przeciwko niektórym z nich wniesiono sprawy do sądu. Od Aegonu np. 168 poszkodowanych domaga się wypłaty blisko 1,8 mln zł. Argumentują, że zostali oszukani bądź wprowadzeni w błąd. Nikt im nie powiedział, że raz zadeklarowaną kwotę muszą dopłacać co roku, a często pierwsza wpłata to były oszczędności ich życia. W imieniu poszkodowanych pozew złożyła kancelaria LWB, a reprezentuje ich miejski rzecznik konsumentów.
– Ci, którzy zdają sobie sprawę, że na drodze sądowej niekoniecznie muszą cokolwiek wywalczyć, a jeśli nawet, to będzie to bardzo długo trwało, wolą sprzedać polisę nawet za niższą cenę – zaznacza Marek Kołowacik.
Wtórny rynek ubezpieczeń od lat funkcjonuje w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Za oceanem w połowie lat 80. do handlu polisami zmusił ubezpieczonych wybuch epidemii AIDS oraz bardzo wysokie koszty leczenia. Część chorych posiadała polisy ochronne, często opiewające na pokaźne sumy ubezpieczenia. Znaleźli się więc tacy, którzy sfinansowali leczenie, a w zamian stali się jedynym beneficjentem polisy ubezpieczeniowej chorego, zyskując 2–3 razy tyle, ile wyłożyli. Nieco później podobny rynek rozwinął się na Wyspach, gdzie w latach 90. nasiliło się zjawisko rozwodów, które często prowadziły do pogorszenia się sytuacji finansowej jednego z małżonków. Był on więc zmuszony pozbyć się polisy, jednak najczęściej zrywał ubezpieczenie, tracąc większość zgromadzonych środków. Zjawisko stało się tak powszechne, że nadzór finansowy w 2002 r. nakazał ubezpieczycielom informować klientów pragnących zerwać polisę o możliwości odsprzedaży polisy na rynku wtórnym w celu uzyskania większego świadczenia.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama