Pod uwagę wzięliśmy ceny oferowane przez dziesięć dużych banków. Zgodnie z przyjętymi przez nas założeniami obecnie za utrzymanie konta oraz karty debetowej płaci się średnio 10,69 zł miesięcznie. Jesienią ubiegłego roku identyczny koszyk usług kosztował niemal złotówkę mniej.
Dlaczego banki podnoszą ceny? Instytucje reagują w ten sposób m.in. na spadającą prowizję od obsługi transakcji kartami (interchange). Spadek przychodów z tego tytułu ma zostać zrekompensowany właśnie zwiększonymi wpływami z opłat od klientów indywidualnych.
– Ale podwyżkami prowizji banki chcą rekompensować sobie również spadający wynik odsetkowy spowodowany niskimi stopami procentowymi – wskazuje Piotr Sadza, ekspert z firmy doradczej Deloitte. Dlatego po fali podwyżek cen wywołanych dokonanymi i planowanymi obniżkami interchange szykują się kolejne, związane z utrzymywaniem się na niskim poziomie stóp procentowych.
– W moim odczuciu banki muszą się przyzwyczaić do tego, że przyjdzie im działać w środowisku niższych stóp przez dłuższy czas – uważa Sadza.
W żadnym z analizowanych przez nas banków w ciągu ostatniego roku nie odnotowaliśmy obniżek cen. Największy wpływ na nasze obliczenia miały podwyżki w tabelach opłat w trzech instytucjach. Chodzi o Alior Bank, Euro Bank oraz Citi Handlowy.
Wzrost opłat jest nieunikniony
Eksperci prognozują, że prowizje bankowe będą rosnąć. Wpływ na takie zjawisko ma mieć wiele czynników. Wśród nich wymienia się m.in. wzrost wymogów kapitałowych, spowalniającą akcję kredytową, niskie stopy procentowe i redukcję opłaty interchange, jaką banki inkasują za transakcje kartami w sklepach. Zwłaszcza ta ostatnia przyczyna miała być głównym winowajcą zmian w cennikach.
Z naszej analizy wynika, że podwyżki cen usług bankowych trwają nieprzerwanie od kilku lat, ale w ostatnim roku zwolniły. Jak to wyliczyliśmy? Określiliśmy profil hipotetycznego klienta – użytkownika konta osobistego i karty debetowej wydanej do rachunku. Założyliśmy, że jego miesięczne dochody wynoszą 1,5 tys. zł netto. Są to pieniądze otrzymywane jednorazowo z rachunku w innym banku z tytułu pensji. Klient wypłaca pieniądze z konta cztery razy w miesiącu po 100 zł z bankomatu własnego lub wskazanego przez bank jako własny. To uwaga ważna w przypadku tych instytucji, które nie zbudowały własnej sieci urządzeń, a swoim klientom wskazują bankomaty innych banków jako własne. Na przykład klienci mBanku mogą korzystać z urządzeń BZ WBK i Euronetu jak z własnych.
Ponadto założyliśmy, że nasz hipotetyczny klient dwa razy w miesiącu wypłaca po 50 zł z bankomatu obcej instytucji. Tyle samo razy płaci kartą debetową w sklepie, za każdym razem wydając 60 zł. Płaci też pięć rachunków, np. za media lub czynsz, wykorzystując serwis bankowości elektronicznej.
W naszych wyliczeniach uwzględniliśmy oferty dziesięciu banków, obsługujących ponad 22 mln kont osobistych. Do porównań wzięliśmy konta kierowane do klientów o różnym portfelu, np. w Millennium jest to konto podstawowe, a w BPH – konto dla najbardziej wymagających klientów. Chodziło o to, aby w wyliczeniu wziąć pod uwagę możliwie różne segmenty rynku. Pominęliśmy wpływ money backu na zmniejszenie miesięcznych kosztów związanych z obsługą rachunków. Ze względu na minimalne oprocentowanie środków gromadzonych na kontach nie uwzględniliśmy wpływów odsetek od oszczędności.
Po podliczeniu kosztów obsługi rachunków w poszczególnych bankach wyciągnęliśmy średnią. Okazało się, że przeciętnie za korzystanie z konta i wydanej do niego karty trzeba płacić 10,69 zł miesięcznie. Rok temu było to 9,89 zł, więc nasz hipotetyczny klient musi płacić ponad 8 proc. więcej niż przed rokiem. Na wzrost wpływ miały zmiany cenników w trzech bankach. Największy w Citi Handlowym. Tu pojawiła się prowizja od podjęcia gotówki z bankomatu obcej sieci w wysokości jednego złotego od każdej transakcji. Ponadto z 9,5 zł do 12 zł wzrosła prowizja za utrzymanie konta. Opłatę tę bank może obniżyć niektórym osobom, ale naszego hipotetycznego klienta to nie dotyczy. Aby mógł na to liczyć, jego dochody musiałyby być o tysiąc złotych wyższe.
Dwaj pozostali winowajcy wzrostu cen to Alior i Euro Bank. W obu przypadkach podrożały koszty związane z użytkowaniem karty wydanej do rachunku. W tym pierwszym opłata za plastik wzrosła z 5 do 6 zł. I to tylko dlatego, że nasz hipotetyczny klient może traktować Alior jako swój bank główny, bo przelewa do niego całe wynagrodzenie. Gdyby nie to, za kartę musiałby płacić 10 zł, a do tego bank pobierałby 8 zł prowizji za utrzymanie konta. Nieco mniej wymagający jest Euro Bank, ale tu podwyżka była dotkliwsza. W porównaniu z poprzednim badaniem prowizja za kartę Visa wzrosła z 1,95 zł do 3,45 zł miesięcznie. Karta z logo MasterCard jest nieco droższa – kosztuje 3,95 zł, ale w naszym zestawieniu uwzględniamy tańszy plastik.
W ciągu ostatniego roku prowizje zmieniły się na niekorzyść klientów jeszcze w kilku bankach, których oferty braliśmy pod uwagę w analizie. Podwyżki nie wpłynęły jednak na wyniki ze względu na to, że przy naszych założeniach nie miałyby wpływu na koszty obsługi. Chodzi np. o mBank, który podniósł prowizję za korzystanie z karty z 2 do 4 zł dla tych osób, które płacą bezgotówkowo w sklepie na kwotę niższą niż 100 zł miesięcznie.
Pocieszające jest to, że podwyżki w bankach nieco wyhamowały. O ile w ciągu ostatnich 12 miesięcy korzystanie z usług tych instytucji według przyjętych przez nas założeń podrożało o 8 proc., o tyle rok wcześniej zanotowany przez nas wzrost wyniósł ponad 20 proc.
Niestety, wiele wskazuje na to, że to wyhamowanie jest przejściowe. Eksperci podkreślają, że w najbliższym czasie liczyć się musimy z kolejną falą zmian cenników.
Komentarze (22)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarsze- do 20: Thor39 z IP: 31.174.38.* (2013-10-16 08:55) Dostałem telefon.Miły.Propozycja pożyczki na 19%.Uśmiałem się i z przekorą zaproponowałem pożyczenie bankowi pieniędzy na 10%.Nie byli zainteresowani.Dlaczego???
http://dobry.org.pl/
pomnażalnych, że wszystkie podstawowe potrzeby całej ziemskiej populacji mogą być zaspokojone.
C: Właśnie. A tymczasem przed straganem z gnijącymi bananami człowiek umiera z głodu.
M: Dlaczego koniecznie z gnijącymi?
C: Bo te banany nie znajdą już nabywcy, a mimo to są niedostępne dla umierającego.
M: Rozumiem. Zaraz ci odpowiem. Dystrybucja (rozdzielanie) dóbr pomnażalnych jest wadliwa. Ten
człowiek umiera, bo nie ma pieniędzy. Jeśli zaspokojenie potrzeb zależy od posiadania pieniędzy,
a wszelkich dóbr mamy w nadmiarze – to dystrybucja pieniądza musi być wadliwa.
Sytuacja jest absurdalna. Ta historia może mieć ciąg dalszy. Dwie małpy, zajadając banany zrywane
z bananowca, zastanawiały się, czy człowiek jest od nich mądrzejszy. Aby to sprawdzić, jedna udała się
do miasta. Po powrocie stwierdziła: człowiek nie jest mądrzejszy od małpy, bo widziałam pewnego
głupiego człowieka, który umierał z głodu, siedząc przy straganie pełnym bananów.
C: Czy można to zmienić?
M: Oczywiście. Prawa ekonomii, czyli rządzące gospodarką, nie są prawami naturalnymi. Opierają się
na umowach społecznych, zawartych między ludźmi. Wyrazem tych umów jest prawo.
C: Jak zmienić to prawo?
M: Trzeba zacząć od analizy systemu gospodarczego i jego zasad. Zacznijmy od tego, co gnębi nas
najbardziej. Są to: bezrobocie i kredyty. Zgodzisz się ze mną?
C: Tak.
M: Zacznę od kredytów. Musimy rozróżnić dwa pojęcia często ze sobą mylone. Pożyczka i kredyt.
Pożyczki może udzielić każdy, kto posiada pieniądze. Może to robić prywatnie. Może to robić
także w formie działalności gospodarczej. Taka działalność nazywa się działalnością finansową i żeby
ją wykonywać, wystarczy zarejestrować się w Urzędzie Gminy i uzyskać wpis do rejestru
przedsiębiorców.
Kredytów mogą udzielać tylko banki na podstawie specjalnych zezwoleń rządowych. Ich działalność
reguluje ustawa Prawo bankowe.
Kredyt to pożyczanie nieistniejących pieniędzy.
Zatem:
Pożyczka – dostarczanie realnych pieniędzy.
Kredyt – dostarczanie „pustych pieniędzy.
”
3
C: Czy to ty wprowadziłaś termin „pustego” pieniądza, czy potwierdza ten fakt nauka?
M: Literatura określa ten pieniądz jako brany z powietrza lub pieniądz „z niczego”. W żadnym
wypadku nie jest to moim pomysłem.
C: Jak można „pożyczyć” coś, co nie istnieje? I w dodatku jak ktoś może tymi „pustymi” pieniędzmi zapłacić
za kupno mieszkania?
M: Na końcu tej książeczki znajdziesz „Historię o złotniku”, czyli historię powstania światowego
oszustwa zwanego kredytem. Ja spróbuję wytłumaczyć ci dwie rzeczy:
−
po pierwsze, że można coś kupić, płacąc długiem, czyli pieniądzem, który jeszcze nie istnieje;
−
po drugie, że można dostarczyć, przekazać komuś do użytku coś, co nie istnieje.
Zacznę od weksla indosowanego (nie mylić z wekslem gwarancyjnym), czyli mówiąc w uproszczeniu
zapłaty długiem.
Prawo wekslowe i czekowe pozwala na zapłatę za dobra (towar lub usługę) wekslem, czyli papierem,
na którym napisano: „Ja, X, zobowiązuję się do zapłacenia dnia (np. za dwa lata) kwoty 50 000 zł panu
Y lub na zlecenie pana Y. Podpis X.”
W zamian za weksel na kwotę 50 000 zł ja, X, otrzymuję od pana Y towar o wartości 45 000 zł.
Czy mam towar? Tak. Czy wydałam pieniądze? Nie. Czym zapłaciłam? Długiem.
Taki dług (weksel) może być przedmiotem obrotu, tzn. pan Y może go sprzedać. Po roku
pan Y potrzebuje gwałtownie pieniędzy. Sprzedaje weksel panu Z za np. 46 000 zł. Pan Y zarobił
1000 zł (sprzedał na weksel towar o wartości 45 000 zł, a dostał za weksel 46 000 zł). Pan Z cieszy się,
że za rok za swoje 46 000 zł dostanie 50 000 zł. Wreszcie ja, X, wykupuję weksel.
Podsumowując: Czym zapłaciłam za towar? Długiem, czyli przyszłym dochodem. Zatem dług jest
środkiem płatniczym. Wystawiając weksel mogę w zamian otrzymać także pieniądze (pożyczanie na
weksel).
C: A co się stanie, gdy nadejdzie termin wykupu weksla, a ty, X, nie będziesz miała pieniędzy?
M: Jeśli pożyczkodawca się zgodzi, zapłacę nowym wekslem, tym razem na kwotę np. 55 000 zł. Taki
sposób regulacji długu jest odpowiednikiem rolowania obligacji, o czym będziemy mówić później.
C: Zatem rolowanie to jest spłata długu długiem?
M: Tak. A teraz opowiem ci, jak można dostarczyć, przekazać komuś do użytku coś, co nie istnieje.
Posłuży temu historyjka o domkach na Lanzarote.
Wybudowałam pięć domków na Lanzarote, aby je wynajmować. To dobry interes. Na Lanzarote cały
rok jest ciepło i nie pada deszcz. Obok kilka innych osób wybudowało takie same domki. Nie
mieszkają na Lanzarote. Prosili, abym także administrowała ich domkami. Zgodziłam się. Podpisałam
dziesięć całorocznych umów najmu na wszystkie domki. Moje i administrowane. Moi klienci nie
wiedzą, kiedy będą z nich korzystać. Jednak w umowie zapisałam, że o ich przyjeździe muszę być
uprzedzana. Mam dziesięć domków i dziesięć umów. Ale wiem także, że moi najemcy mają tylko
miesiąc urlopu w roku. Nie jestem głupia. Podpisuję dalsze roczne umowy najmu na domki
4
od numeru 11 do 100. Na domki, których nie ma. Wiem, że nigdy nie przyjeżdża na raz więcej niż
dziesięć osób (mają tylko miesiąc urlopu). Czuję się bezpieczna.
Jeśli jednak zdarzy się, że przyjedzie więcej niż 10 osób, to pożyczam domek od sąsiada – on robi
to samo. Wzajemnie ratujemy się w potrzebie.
C: A jeśli przyjadą wszyscy na raz i sprawa się wyda?
M: Za oszustwo pójdę za kraty. Oczywiście najemcy będą mnie skarżyć na drodze cywilnej
o odszkodowania, bo jeśli wynajęli domki na rok, to pieniądze z podnajmu należały się im.
Bankom to nie grozi. Są ode mnie sprytniejsze. Ja działam niezgodnie z prawem. Banki działają
zgodnie z prawem. Zgodnie z prawem bankowym. Nie grożą im ani procesy karne, ani cywilne.
Prawo bankowe przewiduje, że bank może udzielić kredytów na kwotę dziesięć razy większą,
niż suma realnych środków pieniężnych (własnych i zdeponowanych), które posiada. Jeśli kapitał
(własne środki) banku wynosi pięć milionów j.p. (jednostek pieniężnych) i zdeponowano w nim pięć
milionów j.p. to bank może pożyć dziesięć milionów j.p. i udzielić kredytów na sto milionów j.p.
Porównując z moimi domkami:
−
moje domki to kapitał banku (pięć milionów j.p.),
−
domki administrowane to lokaty (oszczędności klientów),
−
wynajem dziesięciu domków to pożyczki,
−
wynajem dziewięćdziesięciu fikcyjnych domków to kredyt,
−
pomoc sąsiedzka to pożyczki międzybankowe.
C: Czy nikt tych banków nie kontroluje?
M: Kontroluje. Powołana jest instytucja, która w Polsce nazywa się Krajowy Nadzór Bankowy.
Instytucja ta analizuje bilanse banku i czuwa nad tym, aby proporcja pożyczek do kredytów była
zachowana.
C: Skąd się wziął wskaźnik 1:10 i jak on się nazywa w slangu bankowym?
M: Oglądając telewizję na pewno słyszałaś słowo „lewarowanie”, lub bardziej naukowe określenie
dźwigni finansowej. Otóż, jeśli bank posiada własny kapitał pokryty środkami pieniężnymi
w wysokości 5 mln euro (według polskiego prawa bankowego minimalna kwota wymagana
do założenia banku w Polsce) oraz przyjął depozyty w formie lokat na okres dłuższy niż 5 lat
w wysokości 2 mln euro, to może pożyczyć 7 mln euro i udzielić kredytów na 70 mln euro. Banki
amerykańskie podniosły wskaźnik z 1:10 do 1:33, a w porywach nawet do 1:40. To podwyższanie
wskaźnika nazywa się lewarowaniem. Wskaźnik 1:10 – w Polsce wynosi 1:12 – wynika z praktyki.
Udzielenie kredytów wyższych niż wynikające z tego wskaźnika skutkowało, w epoce niedostatku,
nadmiarem pieniądza na rynku, co groziło inflacją.
Drugi przekręt stosowany przez banki to zaliczanie do lokat długoterminowych bieżących
oszczędności klientów. Zaliczanie bieżących środków do podstawy lewarowania dodatkowo
podwyższa zdolność banków do kreowania „pustego” pieniądza.
C: Co na to Komisja Nadzoru Finansowego?
5
M: Nie wiem, być może w Polsce wszystko przebiega zgodnie z obowiązującym prawem bankowym.
Na świecie jednak standardy działalności bankowej na pewno nie zostały zachowane.
C: Co to znaczy, że bank stracił płynność?
M: To znaczy, że idziesz do banku po gotówkę, a bank odmawia ci wypłaty.
C: Czy naprawdę to się zdarzyło?
M: To się zdarzyło w czasie Wielkiego Kryzysu w latach trzydziestych XX wieku. Natomiast teraz
banki centralne po prostu dodrukowują (emitują) nowe pieniądze: dolary amerykańskie i euro, ratując
banki przed taką sytuacją. Robią to ze strachu przed społecznym niezadowoleniem.
C: Więc uważasz, że największe zło tkwi w kredycie?
M: Nie, nie w kredycie. W odsetku. Kredyt jest konieczny, gdyż uzupełnia na rynku ilość pieniądza
tezauryzowanego (oszczędzanego). Na rynku musi krążyć odpowiednia ilość pieniądza. Jeśli ludność
oszczędza, to pieniądza na rynku jest za mało. Te braki uzupełnia kredyt.
C: Rozumiem. Chciałabyś, żeby kredyt był bezodsetkowy, i żeby nie mogły na nim zarabiać osoby prywatne
(udziałowcy banków).
M: Tak byłoby najlepiej, ale można utrzymać pewne opłaty za korzystanie z kredytu nawet w formie
odsetek, pod warunkiem, że te odsetki będą trafiały bezpośrednio do narodowej kasy, tzn. będą
zasilały budżet państwa
Ten kto nie ma kredytu na plecach, niech zlikwiduje konto i spokój.
W Polsce nie ma obowiązku posiadania konta bankowego.
Jestesmy teraz w takiej chwili jak I RP przed rozbiorami (nareszcie koniec Polski bo będzie w koncu porzadek) i PRL w 1989r. (rozklad instytucji Państwa - korupcja, strajki, chaos).
gubi/nie_wysyła systematycznie wyciągów, choć to obiecał w umowie... A Pan KNF generuje kolejne rekomendacje i zmusza banki do instalacji agregatów prądotwórczych, budowania zapasowych serwerowni, a tu trzeba wrócić do elementarza... banki oferują usługi za pośrednictwem niebezpiecznego Internetu i zatrudniają pracowników, którzy nie wiedzą, że Internet jest niebezpieczny, więc trzeba to naprawić... banki nadużywają swojej pozycji i pobierają pożytki z pieniędzy, które nie są ich, więc może warto takie dochody (przynajmniej) ekstra opodatkować...