Promocje na elektronikę nakręcają popyt na kredyty ratalne, sprzedaż mieszkaniowych też wygląda lepiej niż rok temu. Ale inne sprzedają się słabo.
W październiku liczba nowo udzielonych kredytów gotówkowych była o 32,1 proc. niższa niż rok temu – wynika z danych Biura Informacji Kredytowej. Ich łączna wartość spadła o 28,5 proc.
Powody? Co najmniej dwa. Pierwszy to wyhamowanie konsumpcji prywatnej przy jednoczesnej zmianie jej profilu. Ludzie wydają mniej, a jeśli już, to na dobra trwałego użytku. Równolegle w danych z gospodarki nie widać tąpnięcia w dochodach gospodarstw domowych, nie było też eksplozji bezrobocia, czego obawiano się najbardziej na początku pandemii. Z opublikowanych wczoraj informacji GUS wynika, że w październiku stopa bezrobocia wyniosła jedynie 6,1 proc. A dane o aktywności ekonomicznej ludności w III kw. (również opublikowane wczoraj) rysują bardzo dobry obraz rynku pracy, ze wzrostem liczby pracujących o 370 tys. w ciągu kwartału i zwiększeniem aktywności zawodowej we wszystkich grupach wiekowych. – Konsumpcja maleje, a jednocześnie napływ dochodów nie jest zbyt zaburzony, przez co rośnie stopa oszczędności gospodarstw domowych. Mówiąc inaczej, ludzie nie potrzebują kredytów i to jest czynnik decydujący – mówi Marcin Czaplicki, ekonomista banku PKO BP.
ikona lupy />
DGP
Według niego banki chętnie udzielałyby ich więcej, bo to dla nich opłacalny produkt. Można tak sądzić, biorąc pod uwagę, że oprocentowanie kredytów konsumpcyjnych w czasie pandemii spadło o 1,9 pkt proc., a RRSO (rzeczywista roczna stopa oprocentowania uwzględniająca dodatkowe koszty kredytu lub pożyczki) jedynie o 1,1 pkt proc. – Co oznacza, że spadek stóp procentowych banki niwelują prowizjami. I w najbliższych kwartałach tę część prowizyjną będą zapewne chciały rozbudowywać, by uzyskiwać większą dochodowość. Bo na części odsetkowej będzie o to trudno – mówi Marcin Czaplicki.
Profesor Waldemar Rogowski, główny analityk BIK, zwraca uwagę, że niższa sprzedaż kredytów gotówkowych może wynikać również z większej ostrożności banków. Rogowski zwraca uwagę, że największy spadek zaliczyły kredyty na wysokie kwoty, powyżej 50 tys. zł. W ciągu 10 miesięcy 2020 r. udzielono ich o 33,1 proc. mniej niż rok wcześniej, a pod względem wartości spadek wyniósł już 36,2 proc. Tymczasem to właśnie w nich szkodowość jest największa. Ekspert BIK przyznaje, że zmiana zwyczajów konsumpcyjnych może być drugim powodem spadku sprzedaży – teza, że ludzie obecnie nie potrzebują wspierać się kredytem na swoje bieżące potrzeby, jest uprawniona. Ale nie zrezygnowali całkiem z finansowania zakupów przez zaciąganie długu, o czym świadczy duży wzrost sprzedaży kredytów ratalnych. W ciągu 10 miesięcy banki sprzedały ich o 2,9 proc. więcej niż rok temu, a łączna wartość udzielonych kredytów wzrosła o 2,7 proc. – Ich wzrost należy wiązać z m.in. dużymi akcjami promocyjnymi proponowanymi przez firmy zajmujące się handlem elektroniką, sprzętem RTV/AGD czy meblami – mówi Waldemar Rogowski.
W danych BIK można znaleźć też kolejne potwierdzenie teorii, że dość odporny na pandemię jest rynek mieszkaniowy. Szybkie odbicie popytu na mieszkania zaraz po odmrożeniu gospodarki wiosną spowodowało nie tylko dalsze wzrosty cen na rynku pierwotnym (przynajmniej w dużych miastach), lecz także przełożyło się na wzrost zainteresowania kredytem hipotecznym. O ile początkowo banki dość nieufnie podchodziły do klientów, zaostrzając kryteria przyznawania takich kredytów, o tyle w III kw. zaczęły zmieniać zdanie i nieco odkręciły śrubę. Widać to po sprzedaży w październiku – wartość nowo udzielonych kredytów na zakup mieszkań w tym właśnie miesiącu była o 3,4 proc. wyższa niż rok wcześniej, choć ich liczba nadal była na minusie (spadek o 3,2 proc.).
– Banki po wakacjach poluzowały wymagania m.in. w zakresie wkładu własnego. Jednak w październiku mieliśmy nawrót pandemii w postaci drugiej fali. Ważna będzie więc reakcja banków, które w warunkach rosnącej niepewności mogą zdecydować się na ponowne zaostrzenie polityki kredytowej, co będzie skutkować kolejną ograniczoną dostępnością kredytu – podkreśla Waldemar Rogowski.
Na razie jednak nie ma przesłanek, by twierdzić, że bankowcy znów usztywnią swoją postawę. Szkodowość kredytów hipotecznych nie wzrosła, a nawet zmalała: BIK wylicza tzw. indeks szkodowości i ten spadł o 0,1 pkt. Choć, jak zastrzega analityk biura, uwzględniane są w nim opóźnienia 90-dniowe, więc dopiero mniej więcej w grudniu będzie wiadomo, jaki wpływ na obsługę długu miał początek jesiennej fali COVID-19. A Marcin Czaplicki zwraca uwagę, że nie tylko odsetek kredytów niespłacanych jest istotny z punktu widzenia banku, lecz także to, że kredyty hipoteczne są najmniej obciążone regulacyjnie, a rynek mieszkaniowy nie wykazuje oznak jakiegoś przegrzania, co mogłoby się skończyć załamaniem koniunktury.