W ostatnim czasie nie zdarzyło się, aby rozstrzygnięcia były dla frankowiczów niekorzystne. Oczywiście trzeba się będzie uzbroić w jeszcze większą cierpliwość - mówi Karolina Pilawska, adwokat, wspólnik w TPZ Kancelaria Adwokatów i Radców Prawnych

Karolina Pilawska, adwokat, wspólnik w TPZ Kancelaria Adwokatów i Radców Prawnych / DGP
Z perspektywy nawet zainteresowanej sprawami frankowymi osoby pytania zadane przez stołeczny sąd mogą wydawać się skomplikowane. O co w nich – najprościej mówiąc – chodzi?
W skrócie chodzi o to, czy sposób, w jaki bank ustala kurs waluty, musi być w umowie określony „sztywno”, za pomocą jasnych mierników, tj. czy np. musi to być kurs wynikający z tabel Narodowego Banku Polskiego, powszechnie i łatwo dostępny dla wszystkich. Sąd pyta również, czy dopuszczalne jest ewentualnie odnoszenie się do „miękkich” pojęć, jak choćby bliżej niesprecyzowany kurs rynkowy – ze względu na to, iż jest to długoterminowy stosunek prawny i trudno na okres np. 30 lat wskazać sztywny miernik bądź jeden podmiot uprawniony do jego określania. Wówczas nie mielibyśmy do czynienia z odniesieniem do tabel kursowych publikowanych przez jasno określony i niezależny podmiot, a pojęcie „kursu rynkowego” – ze względu na jego celowe niedoprecyzowanie – byłoby jednostronnie interpretowane przez bank. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że również i na korzyść banku – nawet jeśli byłyby to różnice minimalne, w skali kilkudziesięciu tysięcy kredytów dla podmiotu bankowego byłaby to ogromna różnica.
Jak pani zdaniem powinien na te pytania odpowiedzieć Trybunał Sprawiedliwości UE? A może w ogóle odpowiedź jest zbędna, bo zostało to już wyjaśnione w dotychczasowych orzecznictwie?
Nie kwestionując oczywiście decyzji sądu, mogę nieśmiało stwierdzić, że jestem nieco zaskoczona takim sformułowaniem pytań. Moim zdaniem odpowiedź jest zdecydowanie zbędna – i to z dwóch powodów. Po pierwsze, ta kwestia została już wielokrotnie wyjaśniona zarówno w orzecznictwie TSUE, Sądu Najwyższego, jak i sądów powszechnych. Moim zdaniem obecnie kwestie sporne przy problemach kredytów frankowych zaszły już o wiele dalej – wciąż jest wiele kwestii, które rzeczywiście wymagają jednoznacznych odpowiedzi. Jak choćby powinność stosowania przez sądy teorii dwóch kondykcji, a nie teorii salda przy uznawaniu spornych umów za nieważne (sprawa zawisła przed SN pod sygn. akt III CZP 11/20). Zadanie pytań nie przyczyni się w żaden sposób do ujednolicenia linii orzeczniczej, ponieważ odpowiedź na nie jest już znana. Ogólne pojęcie kursu rynkowego czy transakcyjnego nie spełnia wymogów czytelności i jednoznaczności. Po drugie, pytania dotyczą sytuacji, w której sporna umowa miałaby zostać utrzymana, a luki wypełnione. A to, jak już wiemy, jest absolutnie niedopuszczalne.
Czy fakt zadawania kolejnych pytań przez sądy spowoduje, że większość spraw frankowych się wydłuży? Sądy powinny zawieszać postępowania?
Oczywiście istnieje taka możliwość, że część sądów będzie zawieszać postępowania. Jednak moim zdaniem w tym wypadku byłoby to nieuzasadnione, choć należy pamiętać, że do TSUE zostały zgłoszone jeszcze pytania przez Sąd Okręgowy w Gdańsku, a w Sądzie Najwyższym czekają na rozpoznanie dwa zagadnienia prawne – o wiele istotniejsze dla „spraw frankowych”. Zatem część spraw w sądach powszechnych z pewnością będzie musiała zaczekać na rozstrzygnięcie powyższych. Warto jednak nadmienić, że w ostatnim czasie nie zdarzyło się, aby rozstrzygnięcia były dla frankowiczów niekorzystne. Oczywiście trzeba się będzie uzbroić w jeszcze większą cierpliwość, co jednak w jakimś stopniu zostanie wynagrodzone przez odsetki, które biegną od dnia doręczenia pozwu stronie przeciwnej aż do dnia zapłaty.