Wszystko wskazuje na to, że nadchodzący okres zimowy będzie obfitował w zajadłe spory i walki, których areną będą media i sale sądowe. Wszystko do momentu, kiedy linia orzecznicza sądów się ujednolici i jedna ze stron uzna, że dalsza walka jej się zwyczajnie nie opłaca.
Kiedy 3 października 2019 r. Trybunał Sprawiedliwości UE ogłaszał w Luksemburgu wyrok w sprawie Dziubak (C-260/18) frankowicze otwierali szampana i to zarówno w przenośni jak i dosłownie (na konferencji prasowej Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu tuż po ogłoszeniu ww. orzeczenia). Wielu kredytobiorców oczami wyobraźni widziało już kres walki sądowej z bankami, kalkulowało na co przeznaczą pieniądze, które oszczędzą na skutek unieważnienia lub „odfrankowienia” umowy kredytowej waloryzowanej kursem CHF.
W szczególności osobami, które mogły czuć się „wygrane” było małżeństwo Państwa Dziubak, gdyż formalnie to na pytania wystosowane przez Sąd Okręgowy w Warszawie rozpoznający ich sprawę Trybunał udzielił odpowiedzi. Raiffeisen Bank, będący stroną pozwaną w tej sprawie, nie uznał jednak, że wyrok TSUE kończy temat. Jak wynika z doniesień medialnych, na ostatniej rozprawie w dniu 4 listopada 2019 r. bank wniósł o oddalenie powództwa. Co więcej, bank przekonywał, że unieważnienie umowy będzie niekorzystne dla kredytobiorców, gdyż w takim scenariuszu bank będzie się domagał od nich wynagrodzenia za korzystanie przez 11 lat z kapitału wypłaconego po zawarciu umowy kredytu, co może doprowadzić do utraty przez nich mieszkania. Powiało chłodem. W odpowiedzi kredytobiorcy zwrócili się do Rzecznika Praw Obywatelskich z wnioskiem o przystąpienie do sprawy, a ten zgodził się, prosząc sąd o zakreślenie terminu na zajęcie stanowiska w sprawie, co ostatecznie spowodowało odroczenie rozprawy do dnia 3 stycznia 2020 r.
Działanie banku wpisuje się w zapowiedzi Prezesa Związku Banków Polskich, który tuż po ogłoszeniu orzeczenia Trybunału sugerował, że w przypadku unieważnienia umów kredytu banki mogą występować przeciwko kredytobiorcom z roszczeniami o wynagrodzenie za korzystanie z ich kapitału. Wypowiedź tę oceniano w kategoriach próby zastraszenia frankowiczów oraz ochłodzenia ich zapału i ochoty do występowania na drogę sądową. Rzecznik Finansowy publicznie wyraził jednoznaczną opinię co do tego, że nie dostrzega podstawy, na jakiej banki mogłyby dochodzić takich roszczeń.
I słusznie, to banki konstruowały umowy kredytu w sposób faworyzujący ich w relacji z konsumentami, wpisując do nich nieuczciwe postanowienia umowne. Konstruowanie roszczeń, które umożliwiłoby im dochodzenie w rzeczywistości wynagrodzenia wyższego od oprocentowania wynikającego z umowy (marża + LIBOR), która została uznana za nieważną, całkowicie przeczy idei prawa ochrony konsumentów i przesłaniu dyrektywy Rady 93/13/EWG z dnia 5 kwietnia 1993 r. w sprawie nieuczciwych warunków w umowach konsumenckich. Mając nadto na uwadze 3-letni okres przedawnienia roszczeń banku względem kredytobiorców, zapowiedzi płynące z sektora bankowego w dalszym ciągu należy oceniać w kategoriach straszenia kredytobiorców.
Banki pokazują jednak, że nie podporządkują się łatwo werdyktowi z Luksemburga i na wszelkie sposoby będą starały się zarówno powstrzymać falę pozwów, jak i zminimalizować negatywne skutki związane z rozstrzygnięciem TSUE. Stawka, przez którą należy rozumieć olbrzymią skalę roszczeń, jest zbyt wysoka. A światło soczewki ogniskującej najcięższe działa wytoczone przez obie strony sporu pada właśnie na sprawę, od której wszystko się zaczęło, tj. spór Państwa Dziubaków przeciwko Raiffeisen Bank. Frankowiczów czeka zatem wyjątkowo gorąca zima. Czy można liczyć na to, że po 3 stycznia 2020 r. temperatura sporu opadnie? Obawiam się, że jedynie nieznacznie, a może nawet wzrosnąć, jeżeli banki odważą się spełnić swoje zapowiedzi i wystąpią przeciwko frankowiczom z roszczeniami, którymi obecnie tylko straszą. Uważam, że dopóki banki nie poniosą wystarczającej ilości porażek, a orzecznictwo sądowe nie będzie jednolite, banki będą walczyć na różne sposoby.
Problematyka spraw „frankowych” przypomina sytuację, która kilka lat temu dotyczyła tzw. polisolokat i nienależnie pobieranych opłat likwidacyjnych w przypadku ich rozwiązania przez konsumentów. Początkowo towarzystwa ubezpieczeń oferujące tego rodzaju produkty żarliwie broniły swoich racji aż do prawomocnego zakończenia postępowania. Obecnie chętnie zawierają ugody, w przypadku zaś sporów sądowych ich pełnomocnicy najczęściej nie stawiają się na rozprawach, a apelacje od wyroków zasądzających zwrot opłat likwidacyjnych już w zasadzie się nie zdarzają. Chłodna kalkulacja zysków i strat doprowadziła do przekonania, że ubezpieczycielom nie opłaca się inwestować w spór, który skazany jest na przegraną. Podobnie w sprawach „frankowych” – dopóki banki będą widziały szansę na korzystne rozstrzygnięcie, będą walczyły.
Bartosz Czupajło, adwokat, partner Kancelarii Adwokackiej Czupajło & Ciskowski