Niemal wszyscy eksperci mówią jasno: reakcja organów państwa jest spóźniona. Ale lepiej teraz niż wcale. Bo chociaż ostatnie dwa lata to odrodzenie się tworów piramidalnych, przypominających Amber Gold, to organy państwa nadal działają wolno. Wyłamał się z tego właśnie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Poinformował wczoraj, że w sprawie jednej z piramid wydał decyzję, a przed innymi podmiotami mogącymi być piramidami ostrzega.
– Konsumenci powinni uważać na oferty łatwego i szybkiego zysku w zamian za to, że kupią „kupony”, „pakiety inwestycyjne”, „świadectwa uczestnictwa”, kryptowalutę itp. Takie obietnice istnieją tylko w reklamach. Trzeba być czujnym, gdy ktoś obiecuje pieniądze za to, że namówi do zainwestowania inne osoby. To może być piramida finansowa – ostrzega prezes UOKiK Marek Niechciał. – Zawiadamiamy organy ścigania oraz prowadzimy postępowania w sprawach, w których podejrzewamy, że konsumenci mogą tracić pieniądze – dodaje.
Eksperci chwalą komunikat UOKiK. – Gdy urząd publikuje ostrzeżenie przed potencjalną piramidą finansową, ląduje ono we wszystkich mediach. Może to uchronić tysiące konsumentów, którzy później się z nią zetkną – komentuje Tomasz Jaroszek z portalu Doradca.tv.
Cuchnący parabiznes
Urząd poinformował, że wydał decyzję w sprawie piramidy Recyclix. Informację o nieprawidłowościach podał jako pierwszy DGP w marcu br. To po naszym tekście tworem zainteresowały się organy ścigania. Biznes w uproszczeniu miał polegać na inwestowaniu w odpady. Człowiek wpłacał Recycliksowi pieniądze, w zamian za to otrzymywał wirtualne śmieci. Firma skupowała odpady, po czym je rzekomo przetwarzała i sprzedawała. Zyskiem miała dzielić się z inwestorami. Ile można było na tym zarobić? 14 proc. miesięcznie. Co – z uwagi na procent składany – daje blisko 400 proc. w skali roku.
UOKiK ustalił jednak, iż do zakupu śmieci najprawdopodobniej w ogóle nie dochodziło. Cała działalność opierała się na ściąganiu nowych osób do systemu. Gdy przybywało ich coraz mniej, zaczęły się problemy z wypłatami.
Prezes UOKiK w wydanej decyzji zobowiązał spółkę do oddania inwestorom wszystkich pieniędzy, które ci zainwestowali.
– Dobrze, że decyzja została wydana, ale ma charakter raczej symboliczny. Nie ma wątpliwości, że spółka nie zwróci pieniędzy konsumentom, skoro popadła w finansowe tarapaty znacznie wcześniej – spostrzega adwokat Dominik Jędrzejko, partner w kancelarii Kaszubiak Jędrzejko i autor bloga NieuczciwePraktykiRynkowe.pl. – Wszelkie komunikaty o spółkach, które już upadły, z reguły nie dają żadnego wymiernego efektu i poszkodowanym już nie pomogą – potwierdza Tomasz Jaroszek.
Kryptowaluta, której nie ma
UOKiK ostrzega też przed inwestowaniem w DasCoina. To projekt, o którym zrobiło się głośno przed miesiącem. DGP o nim poinformował jeszcze w kwietniu 2017 r. Spółka oferująca DasCoina przedstawia go jako kryptowalutę, alternatywę dla bitcoina. Aby móc go wydobywać, najpierw trzeba wykupić licencję. Pieniądze można zaś otrzymać za wciągnięcie do systemu kolejnych osób. Rzecz w tym, że DasCoin obecnie jest wart zero: nie można go ani wymienić na produkty, ani na pieniądze.
„Kryptowaluta DasCoin nie istnieje, organizatorzy dopiero obiecują rozpoczęcie jej »wydobycia«. Tak naprawdę nie wiadomo, czym jest DasCoin, w związku z tym konsumenci wpłacają pieniądze za coś, czego nie ma” – podkreśla UOKiK. Richard Wright, rzecznik prasowy spółki oferującej DasCoina, w rozmowie z nami sugeruje, że komunikat UOKiK jest jedynie efektem niezrozumienia modelu biznesowego firmy przez urzędników.
Zastrzeżenia do Lyonessa
UOKiK poinformował, że prowadzi też postępowanie w związku z działalnością firmy Lyoness. Zdaniem urzędu spółka oferuje korzyści materialne, które są uzależnione od wprowadzania innych osób do programu. Wcześniej uczestnik wpłaca zaliczki na zakup bonów lub kart podarunkowych bądź dokonuje zakupów u partnerów handlowych. W październiku Fernando Grave, prezes Lyoness Europe AG, w rozmowie z nami zarzekał się, że firma nigdy nie umożliwiała zarabiania na rekrutowaniu członków.