W środę wieczorem Sejm zagłosował za przyjęciem tzw. ustawy wiatrakowej, która ma zliberalizować przepisy dotyczące budowy lądowych farm wiatrowych. Na ostatniej prostej rząd zdecydował się dodać tam zapis dotyczący mrożenia cen energii dla gospodarstw domowych, które zapowiedział we wtorek.

Weto prezydenta do ustawy wiatrakowej będzie trudniejsze

To manewr podobny do tego, jaki próbowali przeprowadzić posłowie koalicji rządzącej po wyborach parlamentarnych. Dotychczas mrożenie cen miało dotyczyć pierwszych trzech kwartałów, ale – według oficjalnych wyjaśnień – oszczędności w Ministerstwie Klimatu i Środowiska miały pozwolić na przedłużenie osłon do końca grudnia. Cena 1 MWh ma więc nie przekroczyć 500 zł niezależnie od wniosków taryfowych zgłaszanych przez spółki energetyczne do Urzędu Regulacji Energetyki. Jak tłumaczyła minister Paulina Hennig-Kloska, zapisy te znalazły się w ustawie wiatrakowej ze względu na pośpiech. – Musimy zakończyć proces legislacyjny przed przerwą wakacyjną w Sejmie – powiedziała podczas konferencji. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że innym efektem takiego zabiegu miało być utrudnienie zawetowania prezydentowi ustawy wiatrakowej. A to realne ryzyko, z którym liczy się rząd.

W poniedziałek do projektu ustawy został też dodany zapis dotyczący tworzenia tzw. funduszy partycypacyjnych przez wytwórców energii elektrycznej. Będą do niego co roku wpłacać 20 tys. zł za każdy 1 MW mocy zainstalowanej w elektrowniach wiatrowych. Pieniądze będą potem dzielone między właścicieli domów i mieszkań znajdujących się w promieniu 1 km od turbiny. – To jest przekazanie udziału w zyskach z takiej inwestycji do gospodarstw domowych żyjących w sąsiedztwie turbiny – wyjaśniła Hennig-Kloska. – Chcemy, by inwestorzy dzielili się swoimi zyskami nie tylko z gminą w postaci podatków, lecz także w postaci opłat na rzecz społeczności lokalnej – dodała.

Poprawka została zgłoszona przez posła Stanisława Lamczyka (Koalicja Obywatelska, Zieloni). – Wpływ tej poprawki na wspólnoty lokalne będzie jednoznacznie pozytywny – skomentował Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska. Posłowie koalicji rządzącej podkreślali korzyści wynikające z przejrzystości systemu i rekompensowania ewentualnych niedogodności związanych z umiejscowieniem turbiny w okolicy.

Paulina Hennig-Kloska o ustawie wiatrakowej: "Rząd nic nie będzie wyznaczał palcem"

Przede wszystkim nowa ustawa liberalizuje jednak zasady dotyczące minimalnych odległości farm wiatrowych od budynków, ale jak zaznaczyła minister klimatu i środowiska, głównym elementem deregulacyjnym ma być oddanie decyzji samorządom lokalnym, jeśli chodzi o wyznaczanie obszarów przeznaczonych na rozwój OZE. – Rząd nic nie będzie wyznaczał palcem, kluczowe decyzje z punktu widzenia interesów gminy będą należały do społeczności lokalnych – powiedziała minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska na środowej konferencji prasowej. Dodała też, że skrócone i uproszczone zostaną procedury, dzięki czemu realizacja inwestycji ma przebiegać szybciej. Jest to spełnienie wymagań unijnej dyrektywy RED III. Zakłada ona, że całkowity okres realizacji inwestycji w farmę wiatrową będzie wynosił dwa–trzy lata. Obecnie w Polsce wynosi on nawet do ośmiu lat.

Podczas debaty sejmowej posłowie opozycji skrytykowali rządowy projekt ustawy wiatrakowej. Poseł Prawa i Sprawiedliwości Tadeusz Chrzan zwrócił uwagę, że na mocy nowej ustawy aż 20 proc. polskiego terytorium zostanie udostępnione pod budowę farm wiatrowych. – Już teraz widzimy, że plany budowy wiatraków na mocy obowiązujących przepisów budzą protesty społeczne, organizowane są referenda lokalne mające na celu zablokowanie inwestycji – powiedział. Zwrócił uwagę na ingerencję farm wiatrowych w krajobraz czy obniżenie wartości nieruchomości znajdujących się w ich pobliżu.

Nie tylko turbiny wiatrowe. W rządzie trwa praca nad tzw. ustawą offshore'ową

Temat czerpania korzyści przez mieszkańców z rozwoju odnawialnych źródeł energii jest obecny także w dyskusji o spółdzielniach energetycznych. Obecnie mogą one być tworzone jedynie na terenie gmin wiejskich oraz miejsko-wiejskich przez jednostki samorządu terytorialnego, przedsiębiorstwa i osoby fizyczne. Dlatego dotychczas powstało ich tylko 98 (z czego aż 44 w 2025 r.).

Ministerstwo Klimatu i Środowiska pracuje więc nad przepisami, które umożliwią ich tworzenie w miastach. Domagały się tego m.in. organizacje samorządowe. Początkowo stosowny zapis również miał się znaleźć w ustawie wiatrakowej, jednak został przeniesiony do ustawy offshore’owej, która jest już po etapie konsultacji i uzgodnień. Temu pomysłowi od początku sprzeciwia się jednak Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi.

„Zaproponowana przez MKiŚ zmiana skutkuje zastosowaniem rozwiązań przewidzianych dla zagrożonych ubóstwem energetycznym terenów wiejskich, również do miast, gdzie takie zagrożenie nie występuje” – zgłasza resort rolnictwa. Według ministerstwa, do miast trafiają w związku z tym pieniądze na rozwój infrastruktury energetycznej, choć ich mieszkańcy nie dotykają przerw w dostawach energii elektrycznej.

MKiŚ nie zgadza się jednak z tymi zarzutami. Podkreśla, że umożliwienie funkcjonowania spółdzielni energetycznych w gminach miejskich nie ograniczy potencjału rozwoju spółdzielni na obszarach wiejskich. Zdaniem resortu w miastach również występuje zjawisko ubóstwa energetycznego, z kolei na wieś trafia wiele innych programów do niej skierowanych, np. na budowę sieci dystrybucyjnych na obszarach wiejskich. Podobnie jak w miastach, tam również mogą np. powstawać klastry czy obywatelskie społeczności energetyczne. Resort nie spodziewa się też powstania dużej liczby spółdzielni w miastach. „Do czasu wydania przez Komisję Europejską decyzji stwierdzającej zgodność z rynkiem wewnętrznym zastosowanie przepisów wspierających spółdzielnie energetyczne do gmin miejskich pozostanie zawieszone” – dodaje resort.

Ze spółdzielniami energetycznymi będzie jak z prosumentami?

Podczas konferencji organizowanej przez Polską Zieloną Sieć Jarosław Wiśniewski, radca w MRiRW, który był odpowiedzialny za rozwój spółdzielni energetycznych, sprzeciwiał się jednak takiemu kierunkowi zmian. – Trwają prace i są przymiarki do tego, aby wszystkie spółdzielnie energetyczne przeszły na system net-billingowy. To jest w ramach rozważań, w ramach analiz. Być może zleconych też ze strony MKiŚ – zapewniał.

Zmiana systemu rozliczeń na net-billing z net-metering w spółdzielniach spowodowałaby zmniejszenie opłacalności spółdzielni, podobnie jak to miało miejsce w przypadku prosumentów indywidualnych. Różnicę stanowi jednak konieczność spełnienia poziomu autokonsumpcji w spółdzielniach, co sprawia, że w mniejszym stopniu czerpią energię z sieci. MKiŚ twierdzi jednak, że „nie prowadzi obecnie prac w zakresie wprowadzenia zmian w systemie rozliczeń spółdzielni energetycznych”. W odpowiedzi dla DGP deklaruje też, że umożliwienie funkcjonowania spółdzielni energetycznych w gminach miejskich pozostaje jednym z priorytetów MKiŚ. Dodaje, że podejmuje również inne działania na rzecz wzmocnienia spółdzielni i społeczności energetycznych. "Jednym z przykładów jest wsparcie z KPO – 18 czerwca rozstrzygnięto nabór, w ramach którego 19 klastrów i spółdzielni energetycznych otrzyma dofinansowanie do inwestycji w wysokości ponad 700 mln zł. Dodatkowe 150 mln zł zostanie przeznaczone na wsparcie projektów przed inwestycyjnych" - tłumaczy resort.

Do rozliczenia net-metering rzeczywiście negatywnie podchodzą jednak niektórzy operatorzy systemu. „Odnosząc się do obecnego systemu rozliczeń w spółdzielniach energetycznych, sądzimy, że może on nie wspierać pełnej autokonsumpcji energii przez klientów. To oznacza to, że członkowie spółdzielni mogą nie być wystarczająco zmotywowani do maksymalnego wykorzystywania wyprodukowanej energii, co może prowadzić do problemów podobnych do tych, z którymi borykają się prosumenci” – przekazał nam Tauron Dystrybucja. „Z tego powodu niezwykle ważne jest, aby spółdzielnie energetyczne były rozliczane na zasadach rynkowych. System rozliczeń powinien być bardziej elastyczny i dostosowany do rzeczywistych warunków rynkowych, co mogłoby zwiększyć motywację do autokonsumpcji i poprawić efektywność energetyczną” – dodaje spółka.

Także w uwagach zgłoszonych do projektu ustawy offshore’owej MRiRW napisało, że „nie przedstawiono skutków finansowych dla prawidłowego funkcjonowania krajowego systemu elektroenergetycznego w sytuacji, gdy 100 proc. odbiorców energii w Polsce nie będzie płacić opłat zmiennych dystrybucyjnych oraz niektórych innych opłat”.

MKiŚ uważa, że przepis umożliwiający funkcjonowanie spółdzielni energetycznych w gminach miejskich nie znajduje bezpośredniej analogii do zmian wprowadzonych dla prosumentów indywidualnych. „Spółdzielnie energetyczne zobowiązane są do zapewnienia konkretnego minimalnego poziomu autokonsumpcji, który wynosi obecnie 40 proc., natomiast od stycznia 2026 r. zwiększony zostanie do 70 proc. Podniesienie wartości autobilansowania do tak wysokiego poziomu wesprze oparcie spółdzielni energetycznych na instalacjach biogazowych oraz magazynowych zwiększając jednocześnie pozytywny wpływ spółdzielni energetycznych na krajowy system elektroenergetyczny” – wskazuje resort.

- Spółdzielnie energetyczne nie służą do zarabiania pieniędzy. To jest model do oszczędzania pieniędzy – tłumaczył Krzysztof Solarz, dyrektor Inkubatora Przedsiębiorczości Kamienna Góra oraz inicjator Spółdzielni Energetycznej Sudecka Energia podczas wydarzenia Polskiej Zielonej Sieci. Podkreślał, ze warto założyć spółdzielnię dopiero wtedy, gdy autokonsumpcja jest wysoka, a liczba posiadanych źródeł energii jest wystarczająca.

Z kolei Agnieszka Stupkiewicz, radczyni prawna z Fundacji Frank Bold wskazywała, że zmiana systemu rozliczeń spółdzielni energetycznych nie jest rozwiązaniem na ewentualne problemy operatorów sieci związanych z bilansowaniem systemu. - Rozwiązaniem jest wprowadzenie takich mechanizmów, żeby zachęcać osoby w spółdzielniach do tego, żeby konsumowały maksymalnie dużą ilość energii, żeby korzystały z magazynów sieciowych – mówiła. Dodała, ze ważne będzie także tworzenie magazynów sieciowych. Z kolei skala działalności spółdzielni nadal nie jest duża (ich moc zainstalowana to obecnie 39 MW) i to nie czas na rozmowę o końcu wsparcia dla spółdzielni. ©℗