Organizacje biznesu, kluczowe izby gospodarcze i związki branżowe, a także państwowe instytucje wspierające, Agencja Rozwoju Przemysłu i Bank Gospodarstwa Krajowego – wejdą w skład powołanego przy rządowym pełnomocniku ds. strategicznej infrastruktury energetycznej zespołu ds. udziału krajowych podmiotów w projekcie jądrowym.
Miliardy na budowę polskiego sektora jądrowego
– Jeżeli państwo przeznacza 60 mld zł z budżetu, gwarantuje kolejne 120 mld długu, czy nawet więcej, (…) nie wyobrażamy sobie, żeby te pieniądze nie trafiły również do polskich wykonawców, do polskiego sektora – tłumaczył Wojciech Wrochna. – Jeżeli energetyka jądrowa, a na to się zanosi, stanie się istotnym elementem miksu energetycznego w Europie i na świecie (…), dla polskich firm to jest ogromna szansa, żeby angażując się w polski projekt, mieć możliwość wyjścia na rynki globalne i pracować następnie przy innych projektach – dodał.
Resort przemysłu powołał również zespół ds. deregulacji w energetyce, z udziałem nadzorowanych przez pełnomocnika spółek sieciowych – PSE, GAZ-SYSTEMU i PERN – oraz Centrum Kompetencji Jądrowych, agencji, która ma wspierać budowę kadr i kompetencji dla sektora jądrowego. Do jego zadań, oprócz wsparcia programów kształcenia na poziomie wyższym i zawodowym czy tworzenia programów stażowych, ma należeć m.in. finansowanie kluczowej infrastruktury badawczej, w tym reaktora Maria.
Głównym celem ruchów ogłoszonych przez resort w oczekiwaniu na zaktualizowany program energetyki jądrowej jest mobilizacja zasobów na rzecz osiągnięcia oczekiwanego przez rząd poziomu „polonizacji” budowy elektrowni jądrowej na Pomorzu. O ambicjach w tym zakresie na początku tygodnia, po raz kolejny już, powiedział premier. Donald Tusk ogłosił, że celem rządu jest, aby do polskich firm zaangażowanych w inwestycję trafiło 60 mld zł – czyli ekwiwalent wkładu pieniężnego zakładanego ze strony budżetu państwa i zapisanego w uchwalonej w lutym rządowej nowelizacji specustawy jądrowej (poprzednim razem szef rządu mówił w tym kontekście o kwocie 53 mld zł). Tusk odnotował również w tym kontekście wyłonienie sześciu polskich podmiotów, którym powierzone zostaną zamówienia na komponenty konstrukcyjne tzw. wyspy jądrowej, czyli bezpośredniego otoczenia reaktora.
Rośnie presja na polonizację atomu
Według informacji DGP w aktualizacji Programu Polskiej Energetyki Jądrowej, który w najbliższych dniach ma trafić do konsultacji, przyjęto, że w momencie ukończenia pierwszego bloku elektrowni Lubiatowo-Kopalino poziom local content powinien sięgnąć 40 proc. Przypisano także, czego nie ma w obowiązującej od 2020 r. wersji dokumentu, Polskim Elektrowniom Jądrowym (PEJ) odpowiedzialność za ten obszar.
Kroki podjęte w resorcie przemysłu są też odpowiedzią na narastającą nerwowość po stronie potencjalnych polskich kooperantów przy inwestycji. Jak pisaliśmy w DGP w poniedziałek, polscy przedsiębiorcy interesujący się udziałem w projekcie skarżą się m.in. na ograniczone zaangażowanie na rzecz rozwoju krajowego łańcucha dostaw po stronie państwowej spółki inwestorskiej. PEJ akcentował do tej pory, że zabiega o możliwie najszerszy udział krajowego przemysłu w łańcuchu dostaw dla elektrowni na Pomorzu, ale pod warunkiem wypełnienia przez niego wymagań w zakresie jakości, bezpieczeństwa oraz terminowości prac. Z naszych informacji wynika, że z zaktualizowanego programu atomowego znikną tego rodzaju zapisy, które w przeszłości stanowiły dla spółki podstawę do obrony przed zwiększającym się naciskiem rządu na cele związane z local content.
– Te działania to konsekwencja dotychczasowej podstawy PEJ, którą można streścić jako „niczego nie robimy i przerzucamy absolutnie wszystko na Amerykanów” – mówi nam osoba z branży. W otoczeniu projektu mówi się tymczasem o pojawianiu się niekorzystnych dla polskich firm praktyk po stronie konsorcjum Westinghouse’a i Bechtela (odpowiednio dostawcy technologii i generalnego wykonawcy budowy), takich jak tworzenie umów na prawie amerykańskim czy kształtowanie specyfikacji w sposób, który wyklucza polskich poddostawców. Z dwóch źródeł dociera do nas np. informacja, że na podstawie wyznaczonych przez stronę amerykańską warunków technicznych stal do modułów budynku reaktora będzie musiała zostać zamówiona poza Europą, choć zarówno w UE, jak i w Polsce są zamienniki, które dysponują odpowiednimi parametrami i certyfikatami.
Local content czeka na gospodarza
Niepokój przedsiębiorców budzi też brak jasnych warunków oraz niespieszne działania związane z certyfikacją i negocjacjami umów, które tłumaczone są brakiem podstaw kontraktowych. Tymczasem – jak słyszymy – w momencie podpisania przez PEJ umowy wykonawczej może być już za późno na zabezpieczenie interesów podmiotów krajowych, bo od tego momentu cała odpowiedzialność za projekt spoczywać będzie na konsorcjum amerykańskim. – Jeśli działania Ministerstwa nie przyniosą oczekiwanych skutków widzę zagrożenie, że kwestie właściwego lub jakiegokolwiek uregulowania local content w umowie głównej zostaną pominięte, „żeby nie opóźniać projektu” – mówi nam rozmówca z otoczenia przedsięwzięcia.
– To naturalne, że konsorcjum wykonawcze dąży do tego, żeby w maksymalnym możliwym stopniu korzystać z wypróbowanych łańcuchów dostaw. Dlatego te decyzje nie mogą być wyłącznie po stronie amerykańskiej. Potrzebujemy, żeby local contentu pilnował inwestor. W tej chwili nie mamy takiego przekonania, że czuje się on „właścicielem” tego tematu – przyznaje Piotr Wolejko z Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. – Mamy, jako polskie firmy, zaawansowane kompetencje, zwłaszcza w segmencie wykonawczym. Nie mamy się czego wstydzić w porównaniu do podmiotów z innych państw, więc w naturalny sposób oczekujemy, że te nasze umiejętności zostaną wykorzystane – dodaje.
Zdaniem naszego rozmówcy istotnym przedmiotem troski PEJ i rządu powinno być też to, żeby polskie podmioty nie wylądowały „na najniższym poziomie podwykonawstwa”. – Nie chcielibyśmy, żeby na końcu okazało się, że konsorcjum będzie wynajmować nasze zasoby „na godziny robocze”. Bo na tym, czemu jasno daje wyraz premier, polega clou tej inwestycji, obok bezpieczeństwa energetycznego: żeby polskie firmy nauczyły się nowych kompetencji, żeby się zmodernizowały i żeby w tym renesansie jądrowym znalazły swoje miejsce, być może także poza Polską – przekonuje Wolejko.
Przedstawiciel budowlańców pozytywnie odbiera w tym kontekście utworzenie pod egidą resortu przemysłu zespołu, który będzie stanowić platformę dialogu dla wszystkich interesariuszy w sprawie local contentu. – Mamy do uzgodnienia bardzo wiele spraw. Liczymy, że zespół będzie pracował dynamicznie i pozwoli na lepsze uzgodnienie agendy po stronie polskiej, co pozwoli nam z kolei prezentować bardziej jednolite stanowisko wobec konsorcjum amerykańskiego – podkreślił Wolejko.
Dialog nie zastąpi działania – i efektywnego nadzoru nad inwestycją
– Najważniejsze jest znalezienie dobrego, odpowiedzialnego gospodarza sprawy local contentu, który będzie realnie tym się zajmował, będzie określał szczegółowe zadania i na bieżąco pilnował ich wykonywania. Zespół doradczy może mieć dobre koncepcje, ale kluczowy jest poziom wykonawczy. To na tym poziomie powinniśmy zobaczyć zmiany, które będą wskazywać, że local content staje się jednym z pełnoprawnych priorytetów projektu, że nie polega się już w tym zakresie jedynie na dobrej woli amerykańskiego konsorcjum wykonawczego – komentuje Przemysław Gorzkowski ze spółki doradczej Nuclear PL.
– Kluczowym ogniwem, które powinno wziąć na siebie tę odpowiedzialność, z uwagi na relacje umowne, jest inwestor, ale – mając na uwadze oceny działań docierające ze środowiska kooperantów – poprawy wymaga też funkcjonowanie nadzoru nad nim po stronie biura pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. To on musi wyraźnie określić PEJ cele w zakresie local content, rozliczać PEJ z działań związanych z polonizacją inwestycji. Bo w szesnastym roku przygotowań do projektu bycie na etapie prac nad metodologią liczenia local content potwierdza de facto, że niewiele w tej sprawie robiono – dodaje ekspert.
PEJ zapewnia, że szczegółowo weryfikuje warunki udziału krajowych podmiotów w przetargach realizowanych przez amerykańskich partnerów, w tym – pod kątem „zasadności co do przedmiotu zamówienia, w tym wymagań technicznych, jakościowych i kontraktowych”. "W przypadku, gdyby w postępowaniach zakupowych wprowadzono nieadekwatne wymagania, spółka zagwarantowała sobie narzędzia umożliwiające ich korektę i weryfikację" – deklaruje biuro prasowe PEJ, dodając, że zasady te mają obowiązywać także na etapie budowy. „Dotyczy to także wymagań właściwych dla stali wykorzystywanej w projektach jądrowych. Spółka wraz z konsorcjum Westinghouse-Bechtel rozpoczęła już dialog z rynkiem polskich i europejskich hut w tej sprawie” – podkreśla inwestor. ©℗