Dzisiaj Orlen zaprezentuje nową strategię. Ma ona dać największemu polskiemu koncernowi impuls na rozpoczęty rok. Impuls niezmiernie potrzebny, bo Orlen jako jedna z niewielu spółek WIG 20 zakończył 2024 r. na minusie.

To skutek słabszych od oczekiwań wyników finansowych, które dostarczyły zarazem paliwa politycznego poprzedniemu zarządowi i dzisiejszej opozycji, dla której Orlen miał być ucieleśnieniem rosnącej potęgi gospodarczej Polski.

Rzeczywistość była bardziej skomplikowana, bo zeszły rok był dla spółki przede wszystkim czasem audytów, sprzątania i wykrywania afer, np. niejasnych wydatków sponsoringowych albo 1,5 mld zł wydanych przez szwajcarską spółkę Orlenu na ropę, która nigdy nie dotarła do kraju (o głównym problemie nieco później). Dlatego analitycy rynku nie tracą zaufania do nowego zarządu i czekają na dokończenie porządków. Od początku stycznia notowania Orlenu wzrosły o ok. 5 pkt proc. Dlaczego? Zdania są podzielone. Według ekspertów w listopadzie i grudniu 2024 r. spółka była ewidentnie niedoceniona. W samym Orlenie słyszymy nieoficjalnie, że odbicie pokazuje duże nadzieje rynku związane z nową strategią.

Czego możemy się spodziewać? Przede wszystkim zapowiedzi dalszych porządków korporacyjnych. Po zamknięciu sieci kiosków Ruchu czekamy na decyzje w sprawie sprzedaży biznesu prasowego w postaci Polska Press, który w zeszłym roku miał przynieść Orlenowi ok. 250 mln zł straty. Ma zostać wydzielona logistyczna odnoga, czyli Orlen Paczka. W kwestiach energetycznych można oczekiwać raczej korekty dotychczasowego kursu niż jego gruntownej zmiany, bo przestrzeni do rewolucji nie ma. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się też, że nie ma co liczyć na przyspieszenie terminu osiągnięcia neutralności klimatycznej, bo „2050 r. to i tak ambitna data”. Można się natomiast spodziewać zwiększenia inwestycji w odnawialne źródła energii: akwizycji nowych farm wiatrowych na lądzie, fotowoltaiki, dalszego zaangażowania w wiatraki na Bałtyku. Spółka ma podtrzymać zaangażowanie w małe reaktory jądrowe, by dywersyfikować miks wytwórczy. Nowościami mają być wejście w segment magazynów energii i nowa oferta dla gospodarstw domowych i firm.

Z perspektywy inwestorów to wszystko jest ważne, ale drugorzędne. Niezależnie od tego, jak dobrze na papierze będą wyglądać strategia czy plan transformacji, spółka musi przynosić zysk, a z tym w ostatnim czasie był poważny problem. Kulą u nogi są oczywiście Olefiny, które według byłego prezesa spółki Daniela Obajtka miały być flagowym projektem Orlenu, a które obecny zarząd nazywa pułapką. Pięciokrotny wzrost nakładów inwestycyjnych skłonił nowe władze do podjęcia radykalnych działań, bo trudno jest zarabiać, jeśli ma się zaplanowane wielomiliardowe wydatki na kilka następnych lat. A inwestorzy oczekują cięcia wydatków inwestycyjnych i wypłacania dywidend. Sprawie nie pomogło też zamieszanie informacyjne. Przed Bożym Narodzeniem zarząd przekazał, że „zatrzymuje” Olefiny, przez co kurs giełdowy szybko spadł, a nowe władze naraziły się na ataki polityczne.

Jednak jeśli się wgryźć w szczegóły, można dojść do wniosku, że o żadnym zatrzymaniu nie może być mowy, a Orlen w dalszym ciągu będzie realizował tę inwestycję, choć pod nową nazwą, w zmienionym kształcie i w mniejszej skali. Zaangażowanie w Olefiny można porównać z sytuacją z rafinerią w Możejkach na Litwie w 2005 r. O wiele mniejszy wówczas koncern wydał na Możejki zawrotną jak na tamte czasy kwotę 10 mld zł i przez wiele lat przynosiły one straty. Obecnie rafineria jest rentowna. W przypadku Olefin nie ma takiej pewności; inwestorzy wolą wykładać pieniądze na projekty petrochemiczne tam, gdzie jest odpowiednia podaż surowca (Bliski Wschód), albo tam, gdzie jest popyt na produkty (Daleki Wschód).

Europa, której celem jest neutralność klimatyczna, jest pod tym względem mało atrakcyjna. Dlatego, nawet jeśli strategia Orlenu będzie słuszna, a koncern będzie się angażował tylko w trafione inwestycje, trudno będzie o to, by ich skala przebiła skalę strzału w stopę, jakim okazały się Olefiny. ©℗