Spółka PEJ komunikuje kolejne sukcesy w staraniach o pozyskanie finansowania na inwestycję na Pomorzu. Optymizmu nie podzielają rządowi opiekunowie projektu, którzy mówią: jesteśmy na początku drogi.

„Na podstawie otrzymanych do tej pory listów intencyjnych Polskie Elektrownie Jądrowe zgromadziły deklaracje zaangażowania finansowego na łączną równowartość ponad 95 mld zł” – poinformował w zeszłym tygodniu inwestor odpowiedzialny za realizację elektrowni w nadmorskiej gminie Choczewo. Za lwią część wzmiankowanej kwoty – ponad 70 mld zł – odpowiada amerykański Exim BANK. W ostatnim czasie do grona zainteresowanych dołączyły jednak kolejne agencje kredytów eksportowych z USA (DFC), Kanady (Export Development Canada) i Francji (Bpifrance Assurance Export i Sfil). – Konsekwentnie realizujemy naszą strategię pozyskania finansowania dla projektu i powiększamy grono współpracujących z nami czołowych podmiotów finansujących sektor nuklearny – podkreśla wiceprezes PEJ Piotr Piela.

Z punktu widzenia przedstawianych do tej pory szacunków kwota podana przez PEJ jest znacząca. Rząd komunikował, że docelowy udział państwa w projekcie to 30 proc., do maksymalnej kwoty ok. 60 mld zł. Można na tej podstawie wyliczyć, że maksymalny koszt przedsięwzięcia przyjmuje się na ok. 200 mld zł, z czego 140 stanowiłoby finansowanie dłużne. Przy tych założeniach suma, na którą opiewają zgromadzone już przez PEJ listy intencyjne, to ok. dwie trzecie koniecznych do zabezpieczenia pożyczek.

Ale od listów do faktycznego podpisania umów i przekazania pieniędzy droga może być bardzo daleka. Jak wskazuje dr Bożena Horbaczewska, ekonomistka ze Szkoły Głównej Handlowej i współautorka dedykowanego inwestycjom jądrowym modelu SaHo, żeby podjąć decyzje o faktycznym finansowym zaangażowaniu się w projekt, instytucje finansowe będą musiały poznać i przeanalizować warunki, na jakich będzie funkcjonować przyszła elektrownia. – Tylko w ten sposób będą mogły ocenić, czy będzie miała zagwarantowane przychody na poziomie, który pozwoli jej spłacić zaciągane zobowiązania, czyli, inaczej mówiąc, czy projekt spełnia kryteria bankowalności – mówi DGP.

Tymczasem, jak przyznał w zeszłym tygodniu na spotkaniu z dziennikarzami Wojciech Wrochna, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, prace nad szczegółowym modelem finansowania dla elektrowni dopiero się zaczynają. Na braki koncepcyjne w tej dziedzinie wskazywano też w dyplomatycznie sformułowanych uwagach Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, która analizowała polski projekt w ramach integrowanego przeglądu (INIR). Organizacja rekomendowała inwestorowi oraz jego rządowym opiekunom „dalsze prace” nad biznesową i finansową stroną przedsięwzięcia.

Droga do pozyskania wiążących decyzji pożyczkodawców wiedzie – podobnie jak osiągnięcie innych, kluczowych dla projektu, kamieni milowych – przez uzyskanie warunków pomocy publicznej ze strony Komisji Europejskiej. Rząd zwrócił się do Brukseli z wnioskiem o akceptację instrumentów wsparcia dla planowanej elektrowni – na które składają się bezpośrednie dofinansowanie PEJ z budżetu, gwarancje kredytowe oraz mechanizm zabezpieczający przychody elektrowni w postaci dwustronnego kontraktu różnicowego (systemu publicznych dopłat do sprzedaży energii poniżej uzgodnionej ceny referencyjnej i zwracania nadwyżek, gdy na rynku prąd jest droższy) – we wrześniu. Do tej pory, do czego przyczynił się m.in. kalendarz zatwierdzania nowego kolegium komisarzy, czeka wciąż na formalne otwarcie postępowania. Rząd jest przekonany, że nastąpi ono jeszcze przed końcem roku.

Dopiero od tego momentu zaczną się właściwe negocjacje. Były już pełnomocnik Maciej Bando deklarował, że liczy na pozytywne rozstrzygnięcie Brukseli w sprawie wniosku już w III kw. 2025 r. O wątpliwościach, czy oczekiwania te są realne i jak ewentualne opóźnienie decyzji KE wpłynie na kolejne ogniwa harmonogramu, przede wszystkim podpisanie kontraktu na budowę elektrowni z amerykańskim konsorcjum Westinghouse i Bechtel czy ulokowanie się w kolejce po zamówienia najbardziej czasochłonnych komponentów (tzw. long-lead items), pisaliśmy w DGP już we wrześniu. Dziś Wojciech Wrochna przyznaje otwarcie, że będzie to trudne, wskazując, że przeciętny czas oczekiwania na decyzje Komisji w sprawie inwestycji jądrowych to ok. 1,5 roku.

A szybkie zakończenie postępowania w sprawie pomocy publicznej będzie tym trudniejsze, że w dotychczasowych rozmowach z Komisją nie udało się wypracować warunków, które zapewniałyby pracę elektrowni z wysokim wykorzystaniem mocy, a co za tym idzie – gwarantowałyby jej konkurencyjność cenową. To kolejna kwestia, którą od miesięcy poruszaliśmy w publikacjach DGP. Wsparcie w formule kontraktu różnicowego nie zapewnia elektrowni gwarancji zbytu całej energii, którą jest w stanie wyprodukować – co jest rozwiązaniem optymalnym zarówno z punktu widzenia jej przychodów, jak i oddziaływania elektrowni atomowej na krajowe ceny prądu. Zgodnie z precedensową decyzją Brukseli w sprawie projektu rozbudowy czeskiej elektrowni Dukovany „jądrówka” powinna dostosowywać się do bieżącej sytuacji na rynku energii, w tym w szczególności poziomu produkcji ze źródeł odnawialnych. Według Bożeny Horbaczewskiej, której analizę w tej sprawie opublikowała niedawno uczelniana „Gazeta SGH”, obostrzenia nałożone przez Komisję w „decyzji czeskiej” oraz brak zgody na długoterminowy (60-letni) charakter kontraktu, mogą oznaczać w praktyce podniesienie średniego kosztu megawatogodziny z atomu z kilkuset do nawet ponad 2 tys. zł.

Do tej pory ze strony PEJ płynęły jednak sygnały uspokajające. Z analiz polskiej spółki miało wynikać, że elektrownia jądrowa będzie mogła sprzedawać energię praktycznie w każdym momencie, kiedy notowania na rynku hurtowym będą dodatnie. Po stronie inwestora przyjęto założenie, że negocjacje z KE, podobnie jak wcześniejsze prace nad wnioskiem notyfikacyjnym, powinny być realizowane tak, żeby doprowadzić do jak najszybszego rozstrzygnięcia, umożliwiającego finalizację umowy z Amerykanami oraz przejście do właściwej budowy. Zakładano, że Polska powinna w maksymalnym możliwym stopniu wpisać się w orzecznictwo KE i Trybunału Sprawiedliwości. I działać tak – jak opisuje to nasz rozmówca ze spółki – jakby pożądane dla projektu zmiany, takie jak reforma rynku energii czy zmiana „priorytetu dla OZE”, miały nie nastąpić.

Podejście to tworzy dysonans z nowo ukształtowaną perspektywą administracji, gdzie zakłada się, że warunki uzgodnione z KE będą kluczowe z punktu widzenia cen energii i konkurencyjności atomu. Na spotkaniu z dziennikarzami minister Wrochna przyznał, że oznacza to perspektywę „bardzo trudnych” rozmów z KE, których pozytywne zakończenie będzie „gigantycznym wyzwaniem”. Zaznaczył jednocześnie, że kierownictwo resortu przemysłu zainicjowało już rozmowy z wiceszefową KE Teresą Riberą, a dialog w tej sprawie będzie otwarty i zarazem „stanowczy”. ©℗