Rząd chce wprowadzić weryfikację zagranicznych podmiotów wykonujących badania na obszarach morskich.Zdaniem branży wiatrowej to może wydłużyć kolejne inwestycje o pół roku. Za zmianą stoją jednak względy bezpieczeństwa, które na Bałtyku mają coraz większą wagę.

W poniedziałek doszło do uszkodzenia podmorskiego kabla telekomunikacyjnego, który biegnie po dnie Bałtyku między Litwą a Szwecją. Tego samego dnia pojawiła się też informacja o uszkodzeniu podobnego kabla podmorskiego łączącego Finlandię z Niemcami. Nie jest jeszcze jasne, czy kable uległy awarii w efekcie losowego wypadku, czy zostały celowo przerwane.

Obawy o bezpieczeństwo infrastruktury sprawiły, że rząd szwedzki na początku listopada anulował 13 projektów morskich farm wiatrowych w szwedzkiej części Morza Bałtyckiego, o czym pisaliśmy w DGP. Władze w Sztokholmie argumentowały, że te inwestycje doprowadziłyby do „niedopuszczalnych konsekwencji dla szwedzkiej obrony”. Łączna moc anulowanych projektów offshore to ok. 32 GW, a wartość – 47 mld euro.

– Zdolność do obrony podmorskiej infrastruktury musi być rozwijana niezależnie od rozwoju morskiej energetyki wiatrowej. Znajdują się tam przecież także gazociągi czy połączenia energetyczne. Morskie elektrownie wiatrowe mają być położone relatywnie blisko brzegu, w dużo łatwiej dostępnych miejscach niż przechodzące przez środek morza Baltic Pipe czy SwePol Link. Musimy się więc po prostu nauczyć je chronić – mówi Michał Smoleń, kierownik programu „Energia i klimat” w fundacji Instrat.

Ministerstwo Obrony Narodowej (MON) prowadzi więc operację „Zatoka” w ramach której Marynarka Wojenna RP podejmuje działania dotyczące monitorowania i ochrony infrastruktury krytycznej znajdującej się w polskiej wyłącznej strefie ekonomicznej (EEZ) na Morzu Bałtyckim. Ma to przeciwdziałać potencjalnym incydentom i służyć wykrywaniu podejrzanych działań w rejonach, gdzie są zlokalizowane newralgiczne elementy infrastruktury krytycznej. – Operacja Zatoka i działania Sił Zbrojnych RP stanowią odpowiedź na narastające zagrożenia związane z potencjalnymi aktami sabotażu i prowokacjami, które mogą wpłynąć na bezpieczeństwo i stabilność gospodarczą regionu – podkreśla resort w odpowiedziach przesłanych do DGP.

Ministerstwo zapewnia też, że nie ma zastrzeżeń związanych z bezpieczeństwem, jeśli chodzi o budowę wiatraków na wodach polskiej wyłącznej strefy ekonomicznej. – Aspekty obronne są przez nas brane pod uwagę bardzo poważnie – zapewnia też DGP Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska.

Drony i okręty NATO

Jak wojsko chroni naszą infrastrukturę energetyczną? Podstawowym narzędziem są stałe patrole. Wojsko śledzi ruch jednostek i sprawdza podejrzane zachowania, takie jak brak aktywnego transpondera AIS czy przebywanie statków w rejonach platform lub rurociągów bez wyraźnego celu. Sytuację pod wodą i przy dnie na bieżąco monitorują natomiast podwodne drony. Nie bez znaczenia jest też współpraca międzynarodowa – Marynarka Wojenna RP współpracuje z sojusznikami oraz Dowództwem Sił Morskich NATO (MARCOM), co zwiększa skuteczność działań ochronnych. Na Bałtyku stale operują okręty państw NATO, w tym jednostki US Navy. Wojsko współpracuje też z operatorami infrastruktury – w przypadku podwodnych kabli elektroenergetycznych są to Polskie Sieci Elektroenergetyczne, zaś w przypadku gazoportu i Baltic Pipe – Gaz-System.

W resorcie obrony narodowej w czerwcu powołano zespół zadaniowy do prowadzenia uzgodnień dotyczących stosowania technicznych środków kompensujących negatywny wpływ farm wiatrowych na systemy wojskowe. Resort nie chce jednak udzielać szczegółowych informacji o tym, czym dokładnie zajmuje się zespół, gdyż – jak argumentuje – „zespół ma charakter wrażliwy z punktu widzenia obronności państwa oraz interesu inwestorów morskich farm wiatrowych, a negocjacje nie zostały jeszcze zakończone”.

Siedmiu inwestorów fazy I morskich elektrowni wiatrowych ma już zatwierdzone ekspertyzy, przez które realizują oni obowiązek kompensacji, a powołany przez MON zespół nadzoruje, dostosowuje i doprecyzowuje ustalenia w tym zakresie do bieżących potrzeb i sytuacji obronnej.

Weryfikacja zagranicznych podmiotów

Pojawiają się jednak kolejne obostrzenia wynikające z obaw o bezpieczeństwo. Chodzi o przepisy dotyczące weryfikacji zagranicznych podmiotów wykonujących badania na obszarach morskich, wprowadzanych w ramach nowego projektu nowelizacji ustawy o obszarach morskich, będącego na etapie komisji prawniczej. Jak przekazuje nam Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej, wcześniejsza wersja projektu, konsultowana latem, dotyczyła badań naukowych. Teraz jest mowa o „badaniach”, co może być interpretowane w ten sposób, że jeśli choć jeden podmiot w całym procesie nie będzie polski, to będzie konieczne uzyskanie dodatkowego pozwolenia. Administracja chce bowiem wprowadzić tryb uzgadniania badań na polskich obszarach morskich. Wniosek o pozwolenie będzie trzeba złożyć trzy miesiące przed planowanym rozpoczęciem badań, będzie on na dodatek opiniowany przez dziewięć różnych organów. Według PSEW może to wpłynąć na dodatkowe wydłużenie inwestycji o pół roku. Stowarzyszenie postuluje przeprowadzenie dodatkowych konsultacji publicznych lub przywrócenie pierwotnego zapisu ustawy. Jeśli to nie będzie możliwe, to według PSEW badania na rzecz realizacji MFW powinny zostać wyłączone z zakresu tych przepisów. A jeśli to też niemożliwe, to branża wiatrowa domaga się skrócenia czasu na weryfikację z trzech do jednego miesiąca przy jednoczesnym zastosowaniu trybu milczącej zgody po upływie tego okresu.

Za mało polskiego udziału w offshore

Prąd z wiatraków powinien popłynąć w pierwszej kolejności z projektu Baltic Power, realizowanego przez Orlen oraz Northland Power. „To jedyny w Polsce projekt offshore wind, który osiągnął fazę budowy. Prace postępują zgodnie z harmonogramem i planowana farma w 2026 r. włączy do krajowego systemu energetycznego ok. 1,2 GW mocy. Baltic Power pokryje ok. 3 proc. zapotrzebowania Polski na energię, tym samym ograniczając krajową emisję CO2 o ok. 2,8 miliona ton rocznie” – przekazuje Orlen.

Arkadiusz Marchewka, wiceminister infrastruktury, zapowiedział, że w nieodległej przyszłości dyrektorzy urzędów morskich mają przedstawić Ministerstwu Infrastruktury raporty, w których zostaną zaproponowane nowe potencjalne lokalizacje farm wiatrowych. Jest to odpowiedź na postulaty branży, która sygnalizowała, że w poprzednich oficjalnych dokumentach rząd nie doszacował potencjału morskich wiatraków. Zgodnie z założeniami obecnie obowiązującej wersji Polityki Energetycznej Polski do 2040 r. (PEP2040) łączna moc offshore w fazach I i II ma wynieść ok. 11 GW. Branża skupiona w PSEW szacuje z kolei, że maksymalny potencjał może być nawet trzy razy większy. Na wczorajszej konferencji Offshore Wind Poland w Warszawie były premier Jerzy Buzek ocenił, że w I fazie rozwoju offshore inwestorzy nie wykorzystują w pełni potencjału krajowych przedsiębiorców.

Eksperci szacują, że w łańcuchu dostaw dla offshore I fazy udział local content, czyli krajowych podmiotów, w całym łańcuchu dostaw może wynieść 10–15 proc. ©℗

ikona lupy />
Planowane polskie inwestycje w farmy wiatrowe na Bałtyku / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe