Polskie Sieci Elektroenergetyczne chciałyby rozdzielenia publicznego wsparcia na źródła wytwórcze i na magazyny energii. Dzięki temu Polska ma uniknąć kłopotów, przez które przechodzi teraz część europejskich gospodarek.

„Każdy, kto oczekiwał, że znacząco zwiększone wykorzystanie źródeł wytwórczych o najniższym uśrednionym koszcie przełoży się na niższe rachunki, może być rozczarowany, że Krajowy Operator Systemu Energetycznego (NESO) nie komunikował w sposób bardziej klarowny, jak zmiany w miksie energetycznym odbiją się na cenach” – w ten sposób Centrum Badań nad Energią Zjednoczonego Królestwa (UKERC), powołane przez czołowe brytyjskie uniwersytety i instytucje badawcze, odniosło się w swoim corocznym raporcie do perspektyw transformacji energetycznej na Wyspach.

Choć rozwój OZE ograniczył podatność na wahania cen gazu, rządowi planiści stoją przed znaczącymi wyzwaniami „zarówno jeśli chodzi o dekarbonizację energetyki w deklarowanym terminie, jak i wypełnienie tego celu w sposób, który zapewni korzyści konsumentom”. Znaczącym, a nieuwzględnianym dotąd w planach inwestycyjnych, obciążeniem dla odbiorców mogą się stać według ekspertów UKERC m.in. koszty utrzymania coraz mniej eksploatowanej sieci gazociągowej.

Wielka Brytania była w ostatnich latach jednym z najszybciej transformujących się i najambitniejszych pod tym względem krajów kontynentu. W 2019 r. jako pierwsza z przodujących gospodarek przyjęła prawnie wiążący cel neutralności klimatycznej do 2050 r. Trzy lata później osiągnęła pułap 50 proc. redukcji emisji gazów cieplarnianych względem 1990 r. A w bieżącym roku, jako pierwszy kraj G7, pożegnała się z węglem w energetyce.

Rząd Keira Starmera zadeklarował dodatkowo osiągnięcie bezemisyjnego miksu w elektroenergetyce już w 2030 r., pięć lat szybciej niż planowali to poprzednicy. W ciągu zaledwie sześciu lat Londyn chce więc sprowadzić do zera emisje związane ze spalaniem w elektrowniach gazu ziemnego. A jego udział w tegorocznym miksie wytwórczym – według brytyjskiego think tanku Ember – przekroczy 30 proc. Ostatecznie – pod wpływem rekomendacji NESO – labourzyści minimalnie skorygowali cel dla sektora energetycznego (do 95 proc. czystej energii). Operator ocenił tę propozycję jako „wielkie wyzwanie, ale możliwe do osiągnięcia”.

W ocenie UKERC w dalszym ciągu mamy jednak do czynienia z poważnymi znakami zapytania co do wykonalności rządowych planów. Ośrodek zwrócił uwagę m.in. na fiasko tegorocznej aukcji na rozbudowę energetyki wiatrowej na morzu. Ryzykiem może być także zbyt szybki, w stosunku do zapotrzebowania na energię elektryczną, przyrost mocy zależnych od pogody. To oznaczałoby konieczność stosowania na dużą skalę redukcji OZE na żądanie operatora. A kolejnych wyzwań dla ambicji rządu związanych z porzuceniem paliw kopalnych należy się spodziewać po 2030 r., kiedy prognozuje się przyspieszenie elektryfikacji nowych sektorów gospodarki.

Wielkie kłopoty związane z przyspieszającą transformacją czekają także przyszłą ekipę rządzącą w Niemczech. W zeszłym tygodniu fiaskiem zakończyły się wysiłki pozbawionego już parlamentarnej większości rządu Olafa Scholza, aby przeforsować długo oczekiwany program wsparcia budowy nowych mocy gazowych. Porażka planu zielonego wicekanclerza Roberta Habecka i odsunięcie w czasie niezbędnych inwestycji może być ostatnim gwoździem do trumny jednej z flagowej obietnic ustępującego rządu: zakończenia niemieckiego coalexitu do końca dekady.

Równolegle kolejny w tym sezonie okres tzw. dunkelflaute, charakteryzujący się niską wietrznością i wysokim zapotrzebowaniem na energię, ujawnił napiętą sytuację, jaka panuje na rynku zachodniego sąsiada Polski. W kulminacyjnym momencie spotowe ceny prądu przekroczyły 1000 euro za megawatogodzinę. To wartości niewidziane tam od najdotkliwszej fazy kryzysu energetycznego sprzed dwóch lat. Skutkowało to przestojami w niektórych energochłonnych zakładach przemysłowych.

Wielkie kłopoty związane z przyspieszającą transformacją czekają przyszłą ekipę rządzącą w Niemczech

Niemiecki resort gospodarki uspokajał, że zaistniałe okoliczności miały charakter przejściowy i nie dotkną zdecydowanej większości krajowych odbiorców. Podobnym spokojem nie wykazuje się jednak rząd Norwegii, w którą – mimo wysokiego poziomu bezpieczeństwa dostaw zapewnionego m.in. przez stabilnie działającą energetykę wodną – wysokie ceny uderzają rykoszetem. Przedstawiciele władz w Oslo zasygnalizowali chęć ograniczenia w przyszłości transgranicznej wymiany energii z rynkiem unijnym. Podwyższone notowania energii utrzymywały się w naszej części jeszcze w piątek, po czym coraz silniej wiejący wiatr przyniósł odwrócenie trendów cenowych.

Przed powtórzeniem na gruncie polskim błędów, które przyczyniają się do destabilizacji rynku, przestrzega Grzegorz Onichimowski, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych. – Niemcy pozbawili się energetyki jądrowej, a jednocześnie nie chcieli przyjąć do wiadomości, że w obecnych realiach źródła odnawialne nie są w stanie samodzielnie zapewnić ciągłości dostaw energii. Potrzebują w tym celu wsparcia ze strony mocy dyspozycyjnych (np. utrzymywanych w rezerwie elektrowni gazowych lub węglowych). Nie chcieli się też pogodzić z wynikającą stąd potrzebą reformy rynku, bo przecież pracujące przez stosunkowo niewielką część roku źródła dyspozycyjne nie są w stanie utrzymywać się z samej tylko sprzedaży prądu. Tym bardziej brakuje bodźca, który mobilizowałby do realizacji inwestycji w takie moce. Efekt jest taki, że w momencie wystąpienia bezwietrznego niżu ceny zachowują się tak, jak mogliśmy to zaobserwować w ubiegłym tygodniu – mówi DGP prezes PSE. Przyznaje jednocześnie, że ryzyka, z którymi zmaga się gospodarka zza Odry, dotyczą także Polski. Zdaniem Onichimowskiego wiąże się z tym potrzeba reformy i rozszerzenia już istniejącego rynku mocy w taki sposób, by umożliwił budowę niezbędnych nowych źródeł. – Warto rozważyć też możliwość, aby ci, którzy zobowiążą się do wybudowania źródeł niskoemisyjnych, do czasu ich ukończenia mogli liczyć na wsparcie w utrzymywaniu istniejących źródeł o wyższych emisjach, mam na myśli przede wszystkim bloki węglowe – przekonuje.

Zeszłotygodniowe aukcje na rynku mocy zakończyły się kontraktami – zapewniającymi dochody w zamian za gotowość do dostarczenia energii elektrycznej – przede wszystkim dla zapewniających bilansowanie w ujęciu krótkoterminowym magazynów energii. Wsparcia nie udało się uzyskać inwestycjom w moce wytwórcze, które zabezpieczałyby system w przypadku wystąpienia dłuższych lub sezonowych braków energii ze źródeł odnawialnych ( chodzi m.in. o planowaną przez Eneę elektrownię gazową w Kozienicach). – Będziemy się zwracać do rządu z propozycjami, które z jednej strony oddzieliłyby wsparcie dla źródeł wytwórczych i dla magazynów – bo te dwa instrumenty pełnią w systemie zupełnie inną funkcję – a z drugiej: pozwoliłyby zrealizować niezbędne inwestycje w zakładanym dotychczas harmonogramie – zapowiada Grzegorz Onichimowski. ©℗

ikona lupy />
Europejska energetyka zależna od pogody / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe