Po raz pierwszy od kilku lat aukcję rynku mocy zdominowały magazyny energii. Nawet te, które jeszcze nie powstały.

Polskie Sieci Elektroenergetyczne, operator polskiego systemu przesyłu energii elektrycznej, rozstrzygnęły aukcję główną rynku mocy. Niemal czterokrotnie więcej mocy niż przed rokiem zakontraktowano w magazynach energii. Aukcja dotyczy tzw. obowiązku mocowego na 2028 r., a jej zwycięzcy otrzymają wynagrodzenie za pozostawanie wówczas w gotowości do dostaw mocy.

Brak magazynów to główny czynnik wskazywany przez ekspertów jako ograniczenie rozwoju OZE, więc przyrost mocy w tej technologii jest dobrym prognostykiem. Rynek mocy to system, który jednak

Firmy energetyczne dostają pieniądze nie tylko za produkcję prądu, lecz także za gotowość do jego dostarczenia, gdy będzie potrzebny. Konkretne firmy licytują po prostu na aukcji, ile mocy (możliwości wytwarzania prądu) mogą zapewnić w przyszłości ze swoich źródeł. Dzięki temu systemowi można uniknąć przerw w dostawach prądu w momentach, gdy wszyscy naraz go potrzebują (np. w zimie lub upalne dni).

Ostatnia aukcja zakończyła się w 7. rundzie z cenami w przedziale od 223,77 do 268,48 zł/kW rocznie. Cenę wywoławczą ustalono na 536,80 zł/kW rocznie. Rok wcześniej było to ok. 450 zł/kW rocznie. Łącznie Polskim Sieciom Elektroenergetycznym udało się zakontraktować prawie 7071 MW.

Rynek mocy uchodził też długo za łódź ratunkową dla starych bloków węglowych, które w poprzednich latach właśnie dzięki niemu ratowały swoją rentowność. To się jednak zmieniło i tym, co odróżnia tegoroczne aukcje od poprzednich, jest fakt, że po raz pierwszy od kilku lat zabrakło dużych projektów gazowych, a jednocześnie nastąpił wysyp bateryjnych magazynów energii. W sumie ponad 30 takich jednostek pozyskało 17-letnie kontrakty mocowe na łącznie ok. 1,7 GW.

– W polskich warunkach rynek mocy w wielu przypadkach decyduje o rentowności inwestycji w wielkoskalowe magazyny energii – mówi Maciej Gacki, członek zarządu firmy Xoog działającej na rynku energii.

Co istotne, wcale nie jest konieczne, by instalacje biorące udział w aukcjach w ogóle powstały. Magazyny, których jeszcze nie ma, otrzymały już jednak wcześniej odpowiednie warunki przyłączenia i pozwolenia na budowę. Aukcja wcale nie zapewnia im jednak rentowności. – Owszem, rynek mocy zapewni im przychody, ale wbrew pozorom nie będzie ich największym źródłem dochodu. Magazyny energii zarabiają na spreadach, tj. gromadzą one nadmiarowy prąd z rynku wtedy, gdy jest on bardzo tani, a oddają go z powrotem, kiedy cena wzrasta – wyjaśnia Maciej Gacki.

Według danych Urzędu Regulacji Energetyki, w kontraktach na 2028 r. magazyny energii otrzymały 15 proc. mocy w ramach rynku mocy. 1229 MW przypadło na elektrownie szczytowo-pompowe, a 1899 MW – na bateryjne magazyny energii. Dla porównania, w zeszłorocznych aukcjach dotyczących 2027 r. magazyny energii zdobyły zaledwie 4 proc. dostępnych mocy; 582 MW przypadły na elektrownie szczytowo-pompowe, a 165 MW na magazyny bateryjne.

– W tej chwili widać, że rynek łaknie nowych magazynów energii. Sprzyjają temu regulacje, metody wyliczania stawek czy prognozy PSE dotyczące ich przyszłej roli w miksie energetycznym – dodaje Gacki.

Magazyny są postrzegane jako potencjalne antidotum na bolączki miksu energetycznego opartego na odnawialnych źródłach energii, tj. niedopasowania popytu do podaży. Najbardziej słoneczne godziny w ciągu doby nie pokrywają się z dobowymi szczytami zapotrzebowania na prąd, które przypadają na godziny poranne i wieczorne. Jest to odczuwalne szczególnie latem, kiedy operator jest zmuszony wyłączać poszczególne instalacje słoneczne, bo nie ma wtedy chętnych na zakup taniego prądu z fotowoltaiki. Magazyny energii mogłyby więc jednocześnie ustabilizować system, zbić ceny i zmienić polski miks wytwórczy na korzyść OZE. ©℗