Na ostatniej prostej przed planowanym wygaszeniem jedynego działającego reaktora jądrowego władze Republiki Chińskiej deklarują otwartość na atom.

Od początku tygodnia jedyny reaktor jądrowy na wyspie – Maanshan 2 – jest wyłączony w związku z załadunkiem paliwa i cyklicznymi pracami utrzymaniowymi. Przerwa w pracy potrwa jeszcze przez ponad miesiąc, ale główna spółka energetyczna kraju, Taipower, triumfalnie ogłosiła już, że nie ma mowy o zagrożeniu dla ciągłości dostaw. Koncern poinformował, że potrzeby kraju są zaspokajane przez bezemisyjną energetykę odnawialną i „niskoemisyjny gaz”. Szczególnie akcentowano rolę odgrywaną przez źródła wiatrowe, które w pierwszych dobach po zatrzymaniu reaktora jądrowego miały generować ponaddwukrotnie więcej energii niż maksymalny potencjał tej jednostki.

System działa „na styk”

W praktyce sytuacja energetyczna Tajwanu różowa wcale nie jest. Miks jest dopięty „na styk”. Rezerwy mocy, które mogą zostać uruchomione w razie potrzeby, utrzymuje się jak dotąd ponad pułapem 10 proc. w ciągu dnia i 7 proc. w godzinach nocnych, ale wartości te uznawane są za minimum z punktu widzenia bezpieczeństwa systemu i jego narażenia na niedobory sił wytwórczych, które mogłyby dać o sobie znać np. w przypadku nieoczekiwanych awarii lub nagłego skoku zapotrzebowania na prąd.

Wyłączenie atomu oznacza też podniesienie i tak skrajnie wysokiego poziomu zależności tajwańskiej gospodarki od importu paliw kopalnych. Węgiel, gaz i ropa odpowiadają wciąż za miażdżącą większość dostaw energii elektrycznej. We wczorajszym szczycie zużycia za ponad trzy czwarte dostaw energii elektrycznej, kluczowe OZE – wiatrowe i słoneczne – zaspokajały w tym czasie odpowiednio ok. 2 proc. i 20 proc. zapotrzebowania. Jeszcze mniej korzystnie relacja sił między źródłami odnawialnymi (16 proc.) a kopalnymi (ponad 80 proc.) przedstawia się w ujęciu dobowym.

Co szczególnie znaczące, rosną też ceny energii. Od początku roku taryfy podniesiono już dwukrotnie, a ostatnia podwyżka wyniosła dla odbiorców przemysłowych 12,5 proc.

Syndrom Fukushimy

Sytuacja w tajwańskiej energetyce w czasie rutynowych prac wokół reaktora jest obserwowana baczniej niż kiedykolwiek, ponieważ już w maju przyszłego roku planowane jest jego ostateczne wyłączenie. To jeden z ostatnich epizodów zarządzonego przez sprawującą władzę na wyspie od 2016 r. Demokratyczną Partię Postępu wygaszania atomu, który przez wielu obserwatorów uważany jest za politykę samobójczą z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego oraz przyszłości przemysłu w tym kraju. Zgodnie z oficjalnymi statystykami zaspokajanie potrzeb energetycznych Tajwanu jest w ponad 96 proc. zależne od importu, przede wszystkim ropy naftowej, węgla i gazu. Choć na tę zależność składają się także dostawy paliwa jądrowego, większość ekspertów jest zgodna, że akurat ten składnik miksu wyspy jest korzystny z punktu widzenia jej niezależności: przy niewielkim udziale w wartości importu uran zabezpiecza bowiem znaczące wolumeny energii na długi czas.

Decyzje o odejściu od atomu podjęto na fali obaw związanych z katastrofą w Fukushimie, choć kontrole i audyty bezpieczeństwa nie zidentyfikowały poważniejszych zagrożeń w systemach bezpieczeństwa działających na Tajwanie elektrowni. W ostatnich sześciu latach od sieci odłączono już pięć reaktorów o łącznej mocy ponad 4 GW. Przypieczętowano też los dwóch niemal ukończonych nowych bloków jądrowych, których budowę przerwano po Fukushimie, o mocy 2,7 GW. W latach bezpośrednio poprzedzających katastrofę rozpatrywano możliwość budowy kolejnych sześciu takich jednostek. Z kolei w istniejących reaktorach planowano wymianę turbin i wydłużenie ich pracy o 20 lat, przy jednoczesnym zwiększeniu ich mocy netto.

Atom bardziej bezpieczny

Ale na ostatniej prostej przed planowanym wygaszeniem Maanshan-2 stanowisko władz wobec denuklearyzacji energetyki znowu się chwieje. Decydująca, jak się wydaje, okazała się groźba utraty pozycji na światowym rynku technologii cyfrowych. Ale na korzyść atomu zdaje się dziś przemawiać także bezpieczeństwo, w tym w obliczu ćwiczenia przez komunistyczne Chiny blokady morskiej Tajwanu w ramach ćwiczeń wojskowych. Testowana przez Pekin w ostatnich miesiącach taktyka zakłada zakłócenie dostaw surowców energetycznych, które ma doprowadzić do blackoutu i, w konsekwencji, gospodarczej zapaści wyspy. Władze w Tajpej ogłosiły, że ewentualna próba wprowadzenia w życie blokady przez ChRL będzie traktowana jak wypowiedzenie wojny.

W wywiadzie z agencją Bloomberga premier Cho Jung-tai zapewnił o pełnej otwartości na energetykę jądrową jako jedno z narzędzi, które może pomóc zaspokoić dynamicznie rosnące zapotrzebowanie na elektryczność związane z energochłonnymi technologiami sztucznej inteligencji (AI). – Mamy nadzieję, że Tajwan nadąży za globalnymi trendami związanymi z nowymi technologiami jądrowymi – powiedział szef rządu Republiki. Cho Jung-tai zastrzegł, że warunkiem – z punktu widzenia Tajpej – jest społeczny konsensus w sprawie bezpieczeństwa jądrowego i odpowiednie gwarancje dotyczące składowania odpadów radioaktywnych. Nie ma też na razie mowy o rewizji planowanego wygaszenia Maanshan-2. Tajwan, według niego, musi się dopiero przygotować na powrót do atomu i ma się oprzeć na bezpieczniejszych technologiach kolejnej generacji. Zasygnalizował jednak zarazem, że rząd chce, żeby państwowy koncern Taipower utrzymał etaty specjalistów związanych z energetyką jądrową. Komentatorzy dostrzegają jednak wyraźną zmianę tonu. Mimo zachowawczego charakteru deklaracji płynących z tajwańskiego rządu już pojawiły się też podmioty wyrażające gotowość zaangażowania się np. w analizy dotyczące wykonalności restartu zatrzymanych tajwańskich reaktorów. Bo to one – w powszechnym przekonaniu – są najprostszą i najtańszą drogą do zagwarantowania dostaw przewidywalnej i czystej energii.

Zgodnie z oficjalnymi prognozami do 2030 r. zapotrzebowanie na prąd w tajwańskiej gospodarce zwiększy się o 13 proc., a w samym segmencie AI należy się liczyć z ośmiokrotnym wzrostem w perspektywie najbliższych pięciu lat. Niepokój co do dostępności energii na wyspie wyrażała już m.in. amerykańska Nvidia. W USA rosnące potrzeby wielkich koncernów big-tech już wywołały nową falę zainteresowania atomem, w tym możliwością restartu jednostek wyłączonych w ostatnich latach z eksploatacji. ©℗

ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe