Współpraca z kontrolerami NIK, którzy od miesięcy przyglądają się sytuacji w programie jądrowym, unijne postępowanie w sprawie pomocy publicznej dla planowanej na Pomorzu elektrowni, negocjacje warunków realizacji przedsięwzięcia z wykonawcami (konsorcjum firm Westinghouse i Bechtel), opracowanie aktualizacji programu jądrowego, która zdeterminuje kształt całego sektora. To tylko niektóre z wyzwań, przed którymi w najbliższym roku staną urzędnicy mający pieczę nad atomem.
Nadzór państwa
W rządzie właśnie krystalizuje się kształt państwowego nadzoru. Oba kluczowe dla tej dziedziny organy: pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej oraz departament energii jądrowej urzędują już w ramach jednego resortu – Ministerstwa Przemysłu. Pierwszy, czyli pełniący tę funkcję Maciej Bando, odpowiada m.in. za nadzór nad spółką Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ), powołaną do realizacji planów jądrowych rządu. Drugi, czyli DEJ, zajmuje się m.in. regulacjami, sektorowym otoczeniem projektu. Ten nowy ład zastępuje układ przyjęty za rządów PiS, w którym urząd pełnomocnika, skrojony pod osobę Piotra Naimskiego, podlegał bezpośrednio premierowi, zaś odrębny wobec jego biura departament energii jądrowej był umocowany kolejno w resortach: gospodarki, energii i klimatu. Po ostatnich zmianach poza nadzorem Ministerstwa Przemysłu pozostają już tylko nieliczne jednostki uczestniczące w projekcie, takie jak sprawująca nadzór nad bezpieczeństwem jądrowym kraju Państwowa Agencja Atomistyki, która pozostaje pod nadzorem ministra klimatu i środowiska.
W poniedziałek resort przemysłu poinformował o powołaniu dr. inż. Pawła Gajdy, cenionego w środowisku eksperta i wiceprezesa European Nuclear Society, na funkcję dyrektora departamentu energii jądrowej. W branży nominacja jest przyjmowana z nadzieją. Uważa się, że jako specjalista z zapleczem akademickim nowy dyrektor może znaleźć wspólny język z minister przemysłu Marzeną Czarnecką. Jego atutem będzie też znajomość: z pełnomocnikiem rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej czy z ministrem finansów Andrzejem Domańskim, z którym Gajda współpracował w czasie, gdy był on głównym ekonomistą Instytutu Obywatelskiego, think tanku Platformy.
Część obserwatorów niepokoi jednak to, że zmiana jest realizowana w atmosferze chaosu. W zeszłym tygodniu portal branżowy Energetyka24 informował, że niemal połowa osób zatrudnionych w departamencie została przeniesiona do innych komórek ministerstwa. Potwierdzają to nasze źródła w resorcie. A fala nowych przydziałów dotyczy m.in. doświadczonych specjalistów, od lat zajmujących się problematyką atomu.
Zmiany strukturalne
Do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze kwestia wzajemnych relacji pomiędzy biurem pełnomocnika a departamentem energii jądrowej. Na ten moment w grze są dwa scenariusze. Jeden to powierzenie nadzoru nad oboma organami Maciejowi Bandzie, który ma mieć w resorcie przemysłu status wiceministra. Drugi – przypisanie DEJ bezpośrednio szefowej resortu, która uzyskałaby tym samym rolę arbitra pomiędzy komórkami, których relacje nie były do tej pory pozbawione napięć. To bardziej kwestia uwarunkowań strukturalnych niż kompetencji. Podstawową rolą pełnomocnika jest opieka nad flagowym projektem jądrowym i realizującą go spółką, domeną departamentu są zaś szersza perspektywa sektorowa i otoczenie gospodarcze projektu.
Do komplikacji piętrzących się przed projektem dochodzą kolejne. DGP udało się potwierdzić informacje, według których pomiędzy podpisaną rok temu umową na usługi inżynieryjne związane z zaprojektowaniem elektrowni na Pomorzu a właściwym kontraktem na budowę może być konieczne podpisanie kolejnego dokumentu. Ma to być umowa pomostowa, która ma umożliwić dalszą realizację prac projektowych do czasu podpisania głównego kontraktu na budowę. Bez tego projektowi mogłyby grozić przestój i opóźnienia w harmonogramie. O udział w procesie negocjacji poproszono Prokuratorię Generalną, czyli nadzorowany przez premiera organ czuwający nad majątkowymi i prawnymi interesami Skarbu Państwa. Może to więc wskazywać na próbę zapanowania nad narastającymi kosztami inwestycji.
„Wykorzystanie doświadczeń Prokuratorii Generalnej niewątpliwie wspomoże spółkę w dążeniu do wynegocjowania partnerskich warunków umów, które zapewnią wykonanie elektrowni o najwyższej jakości, w tym w zakresie bezpieczeństwa, w rozsądnym terminie i przy optymalnych kosztach” – informuje w odpowiedzi na nasze pytania prokuratoria.
Forma rozliczeń
Z naszych nieformalnych ustaleń wynika, że stronie polskiej zależy m.in. na tym, żeby – w porównaniu z poprzednią umową – większa część kosztów była ustalona na sztywno, a nie na podstawie rozliczeń wykonanej pracy.
O szczegółach zaistniałej sytuacji nie chcą mówić PEJ ani biuro pełnomocnika, które w poinformowały nas, że realizacja kontraktu ESC przebiega „zgodnie z jej postanowieniami, w tym z harmonogramem”. Gospodarze projektu przyznają jedynie, że trakcie realizacji obowiązującego do marca 2025 r. kontraktu „strony zidentyfikowały potrzebę dalszego zaawansowania prac projektowych i to jest aktualnie przedmiotem rozmów”. Jednocześnie – jak podkreślono – toczą się z amerykańskimi partnerami rozmowy „o zakresie umowy na wykonawstwo elektrowni”. „Wszystkie te działania nie będą miały negatywnego wpływu na harmonogram realizacji projektu” – uspokajają spółka i nadzorujący ją organ.
Powodów do niepokoju nie widzą też nasi rozmówcy z koncernów amerykańskich, którzy przekonują, że obecne rozmowy toczą się w atmosferze „wzajemnego zrozumienia” i dotyczą kontynuacji prac w okresie poprzedzającym podpisanie umowy wykonawczej. Według jednej z osób uczestniczących w negocjacjach zaproszenie Prokuratorii Generalnej do udziału w rozmowach wynika z naturalnej potrzeby „wzmocnienia się” w wymiarze prawnym
Wszystko to dzieje się w realiach napiętego do granic możliwości harmonogramu pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Jak pisaliśmy w DGP w poniedziałek, rząd liczy, że Komisja Europejska w ciągu niespełna roku wyda zgodę na pomoc publiczną dla PEJ – szybciej, niż miało to miejsce w przypadku jakiegokolwiek projektu jądrowego w ostatnich latach. Jeszcze w tym samym roku – według biura pełnomocnika – miałoby dojść do podpisania umowy z amerykańskim konsorcjum na budowę elektrowni. Wszystko to miałoby umożliwić rozpoczęcie budowy pierwszego reaktora w 2028 r. i pierwsze dostawy prądu z atomu do polskiej sieci osiem lat później. Rzecz w tym, że – jak wynika z naszych ustaleń – dopiero po wydaniu decyzji KE Westinghouse i Bechtel przekażą polskim partnerom wiążącą ofertę umowy EPC. ©℗