Przepisy o obywatelskich społecznościach energetycznych (OSE) są tak skomplikowane, że ich powstawanie jest mocno wątpliwe – twierdzą eksperci.

Rozwój energetyki rozproszonej to jeden ze sposobów na zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego. Pozwala on obniżyć koszty energii, a także wzmacnia wspólnotę lokalną, zwiększa konkurencyjność regionów i może być narzędziem walki z ubóstwem energetycznym.

− Tak to wygląda w teorii, bo o tym, czy da się wykorzystać możliwości, jakie daje energetyka rozproszona, decyduje jakość przepisów, wprowadzających konkretne rozwiązania. W mojej ocenie autorom regulacji implementującej dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2019/944 z 5 czerwca 2019 r. w sprawie wspólnych zasad rynku wewnętrznego energii elektrycznej do polskiego porządku prawnego oraz dyrektywę 2018/2021, tzw. RED III, zależało raczej na tym, żeby wywiązać się z obowiązku implementacji, niż stworzyć narzędzie, z którego będą mogły faktycznie korzystać wspólnoty sąsiedzkie, by mieć tańszą energię – ocenia Agnieszka Stupkiewicz, radczyni prawna Fundacji Frank Bold, ekspertka społeczności energetycznych.

Możliwość zakładania OSE wprowadziła nowelizacja prawa energetycznego, która weszła w życie 7 września 2023 r. (t.j. Dz.U. z 2024 r. poz. 266). Jednak uzyskanie obowiązkowego wpisu do prowadzonego przez prezesa URE rejestru OSE jest możliwe dopiero od 24 sierpnia br., a to pierwszy krok w tworzeniu OSE.

− Mój podstawowy zarzut do tych przepisów sprowadza się do tego, że są one bardzo skomplikowane. Bez fachowej wiedzy z prawa energetycznego grupa sąsiedzka osób fizycznych, które miały być w założeniu beneficjentami tego rozwiązania, nie będzie w stanie z niego skorzystać – uważa Stupkiewicz. Jak podkreśla, nie ma żadnej publicznej instytucji, do której zainteresowani powołaniem OSE mogliby zwrócić się o pomoc.

− Kolejny problem to finansowanie. Załóżmy, że uda się dopełnić wszystkich formalności i powołać OSE. Taka społeczność może np. wytwarzać, sprzedawać, magazynować energię czy też świadczyć usługi np. ładowania samochodów na rzecz swoich członków lub udziałowców. Na zbudowanie potrzebnej infrastruktury potrzebne są jednak pieniądze. Ułatwieniem byłoby stworzenie dedykowanych OSE programów typu „Mój prąd” czy „Czyste powietrze” – uważa Stupkiewicz.

OSE mogą skoncentrować się na zielonej energii, ale mogą też działać w energetyce konwencjonalnej. Dla każdego (osób fizycznych, mikro, małych i średnich firm, samorządów), kto będzie chciał zaangażować się w OSE, kluczowa będzie informacja o korzyściach. Agnieszka Stupkiewicz zwraca uwagę, że spółdzielnie energetyczne mają obniżoną część opłat dystrybucyjnych, a energię wprowadzoną do sieci jako nadwyżkę rozliczają ilościowo, jak w systemie net meteringu. To pozwala im na znaczne obniżenie kosztów energii.©℗