Nie sądzę, nie jesteśmy zainteresowani eskalacją konfliktu. To rząd jest od tego, by porządkować sposoby finansowania energetyki. Naszym zadaniem jest jedynie przypominać, że Europa przestaje być przyjaznym miejscem do prowadzenia działalności gospodarczej dla przemysłu, i prezentować w imieniu branż i firm, które reprezentujemy, opinie i stanowiska. Dzisiaj ponad połowa energochłonnych firm niemieckiego przemysłu chce przenieść produkcję poza obszar Unii Europejskiej, a jednym z powodów są właśnie ceny prądu. Dla nas groźniejsze jest to, że rządzący nie dostrzegają globalnych trendów i nie reagują na problemy polskiego i europejskiego przemysłu, niż to, że ceny prądu wzrosną o kilkanaście procent. Firmy, które funkcjonują w Europie i są objęte systemem handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS), ponoszą znacznie większe koszty od swoich konkurentów, którzy wytwarzają dokładnie takie same produkty w innych obszarach świata. Jeśli ceny prądu w Unii Europejskiej nie zaczną spadać, to energo chłonnych branż przemysłu nie będzie na naszym kontynencie.
W wyniku wojny w Ukrainie od 2022 r. ceny energii elektrycznej wzrosły w Polsce ponad dwukrotnie, dlatego potrzebujemy rządowego wsparcia, by ten wzrost rekompensować i dać odpór napływowi do Europy wyrobów przemysłowych produkowanych w innych częściach świata. Naszym priorytetem powinno być trwałe obniżenie cen energii elektrycznej dla odbiorców przemysłowych o co najmniej połowę. Nie bez powodu już na początku kryzysu energetycznego, 24 marca 2022 r., KE opublikowała Tymczasowe kryzysowe ramy środków pomocy państwa w celu wsparcia gospodarki po agresji Rosji wobec Ukrainy, a pierwszą regulacją, którą zastosował Rząd Federalny Niemiec, by ulżyć zakładom przemysłowym, już 1 lipca 2022 r., było zniesienie dopłat do energii produkowanej w OZE.
Obecnie nikt nie potrafi przewidzieć, jak i czy ostatecznie CBAM zadziała. Mało kto też ma świadomość, że w intencji urzędników KE ma on zastąpić szereg mechanizmów wprowadzonych z inicjatywy europejskiego przemysłu, które obecnie skutecznie zmniejszają koszty produkcji przemysłowej (m.in. energii elektrycznej), a które pojawiły się po wprowadzeniu Europejskiego Systemu Handlu Emisjami (EU ETS). Najważniejsze z nich to przydziały darmowych uprawnień do emisji CO2 oraz rekompensaty pośrednich kosztów emisji (szczególnie istotne dla Polski).
Niepokój polskich firm energochłonnych budzą też zróżnicowane formy wspierania przez kraje UE rodzimych przemysłów. Każde państwo członkowskie stara się to robić na swój sposób, co różnicuje pozycję konkurencyjną przedsiębiorstw w zależności od miejsca prowadzenia działalności gospodarczej. Na razie w Polsce firmy korzystają z darmowych uprawnień do emisji oraz rekompensat pośrednich kosztów emisji, bez których energochłonne branże polskiego przemysłu nie mogłyby funkcjonować. Obecnie rynkowy koszt wyemitowania 1 t CO2 to 72 euro, nie tak dawno było to ok. 100 euro, a w przyszłości spodziewamy się wzrostu tego kosztu nawet do ponad 200 euro. Z czasem darmowe uprawnienia przestaną być wydawane, a w roku 2039 KE całkowicie zaprzestanie wydawania uprawnień do emisji, jednocześnie utrzymując obowiązek ich rozliczania. Przemysł musi się do tego dostosować, wprowadzając zeroemisyjne technologie produkcji.
Producenci cementu, aluminium, nawozów sztucznych, energii elektrycznej, wodoru, stali i żelaza są już pilotażowo objęci CBAM-em. W mojej ocenie, jeśli mechanizm ten zostanie wprowadzony w całości, to na obszarze UE nastąpi drastyczny wzrost kosztów wszystkich produktów przemysłowych. Obecnie funkcjonujące mechanizmy obniżania kosztów produkcji do poziomu konkurencji, np. z Chin, Indii czy Stanów Zjednoczonych, zostaną zastąpione cłem granicznym, które zwiększy ceny materiałów i towarów importowanych do poziomu ich kosztu produkcji w UE. Natomiast biorąc pod uwagę polską politykę energetyczną, możemy zakładać, że ceny prądu będą coraz wyższe, więc nasze towary i tak będą coraz droższe. Zagrożeń jest mnóstwo, bo to graniczne cło będą musieli opłacić wszyscy europej scy importerzy. Ponadto kwestia CBAM musi zostać uzgodniona z naszymi partnerami handlowymi, np. z Chin czy USA, a negocjacje w tej sprawie będą bardzo trudne.
Pragnę dobitnie podkreślić, że organizacje samorządu gospodarczego skupiające energochłonne branże polskiego przemysłu były, są i pozostaną apolityczne. Formułując swoje stanowiska , opieramy się na najlepszej możliwej do zdobycia wiedzy, praktyce rynkowej oraz przekonaniu, że działamy w dobrze pojętym interesie całej polskiej gospodarki. W szczególności nie dzielimy rządów na sprzyjające bądź niesprzyjające naszym celom. Pamiętajmy, że europejski, w tym polski, przemysł jest narażony na bardzo agresywną konkurencję międzynarodową, a uruchomienie każdego nowego zakładu produkcyjnego w tych warunkach wiąże się z olbrzymim ryzykiem politycznym i regulacyjnym. Przypominam, że system zielonych certyfikatów został wprowadzony w czasach, kiedy Polska nie była w stanie wyprodukować tyle zielonej energii, ile oczekiwała od nas UE. Teraz sytuacja jest zgoła inna, OSP ogranicza produkcję energii elektrycznej w źródłach OZE, bo krajowy system elektroenergetyczny nie jest w stanie jej przyjąć. W obecnych warunkach rynkowych rentowność instalacji OZE z pewnością nie jest uzależniona od dalszego funkcjonowania systemu zielonych certyfikatów, to tylko jedna z wielu możliwości zwiększania zysków z instalacji OZE, a dla wszystkich odbiorców końcowych dodatkowy koszt.
W obecnych warunkach funkcjonowania krajowego systemu elektroenergetycznego powinniśmy wykorzystać wszystkie możliwości, by zbilansować podaż energii, w szczególności odnawialnej, z popytem. Zakłady przemysłowe mogą magazynować energię elektryczną w produkcie w okresach nadmiarowej generacji pogodozależnych źródeł OZE. To najtańszy i najbardziej efektywny sposób jej wykorzystania. W każdej firmie proces ten może być realizowany w różny sposób. Nasze bezpieczeństwo energetyczne w dalszym ciągu oparte jest na blokach węglowych, równocześnie szybko rozwijamy źródła odnawialne, ale nie dbamy o to, by wykorzystać produkowany przez nie prąd. Tymczasem przemysł, jako główny konsument energii w Polsce, w największym stopniu jest zainteresowany racjonalizacją kosztów samej energii elektrycznej, jej dostawy oraz zapewnienia bezpieczeństwa w KSE, jak również eliminowaniem błędów w polityce energetycznej. Każdy zakład przemysłowy na swój sposób może zwiększać elastyczność krajowego systemu elektroenergetycznego, czy to wprowadzając zmiany w technologiach produkcji, czy też budując źródła energii przyłączane do własnych sieci elektroenergetycznych. Muszą tylko znaleźć się na te cele środki finansowe.
Jeśli chodzi o programy wsparcia przygotowane przez MRiT na podstawie komunikatu KE pt. „Tymczasowe kryzysowe ramy środków pomocy państwa w celu wsparcia gospodarki po agresji Rosji wobec Ukrainy”, to musiały być one zgodne z wytycznymi Komisji Europejskiej, a jeśli te wytyczne uznamy za skomplikowane, to nasz system wsparcia nie mógł być od nich oderwany. W sytuacji, w jakiej znalazł się polski przemysł w 2022 r., wydawało się, że firmy będą ustawiać się w kolejce po rządowe pieniądze, ale nie do końca tak było. Większe firmy dysponujące zasobami kadrowymi mogły się ubiegać o wsparcie samo dzielnie, ale duża grupa mniejszych firm nie miała takich możliwości. W programach wsparcia za lata 2022 i 2023 duża część środków nie została wykorzystana, być może zarządy mniejszych firm miały wątpliwości, czy warto wziąć w nich udział, a może obawiały się związanych z tym ryzyk. Jednym z powodów wprowadzenia tych programów był mechanizm wyceny energii elektrycznej na rynkach hurtowych, który pozwalał i pozwala nadal technologiom inframarginalnym (takim, które produkując energię elektryczną, nie ponoszą kosztów paliw i uprawnień do emisji CO2) uzyskiwać wysokie zyski. Trudno zaprzeczyć, iż największym beneficjentem mechanizmu merit order jest w Polsce właśnie branża OZE. Analizując aktualną sytuację cenową na rynkach energii elektrycznej, można zauważyć (być może chwilową) stabilizację poziomu tych cen, cały czas występuje jednak duża różnica notowań na rynkach energii w Polsce i w takich krajach jak Niemcy, Francja czy Hiszpania. Co niepokojące, różnice te rosną w kontraktach zawieranych na lata 2027–2028. Ostatecznie zachowania odbiorców przemysłowych zależeć będą od tego, ile stabilnej zielonej, zeroemisyjnej energii po akceptowalnych cenach będą mogli uzyskiwać z sieci KSE. Trzeba doprowadzić do stabilizacji tych cen na poziomie nie wyższym niż 60 euro/1 MWh. Zrobili to już Francuzi, gdzie państwowy koncern energetyczny – EDF, podpisał umowę z rządem, na mocy której prąd produkowany w elektrowniach jądrowych nie może być droższy niż 70 euro/1 MWh. W ramach tej umowy przemysł może czuć się komfortowo, bo poziom ten został zagwarantowany na okres 15 lat. Dla odbiorców przemysłowych w Polsce największym zagrożeniem jest obecnie to, że bogatsze kraje UE mają od nas znacznie większe możliwości wspierania rodzimego przemysłu.
W Polsce tylko się o tym mówi. Nie wiemy, jak efektywne będą te technologie i ile będą one kosztować. Czujemy się w tej kwestii osamotnieni, bo obecnie żadnej firmy w Polsce nie stać na to, by obok jednego emisyjnego zakładu produkcyjnego wybudować za własne pieniądze drugi, bezemisyjny, stosujący wymienione przez pana technologie. Tym bardziej że większość tych technologii jest niedostępna komercyjnie. Na chwilę obecną jesteśmy skazani na składowanie CO2 w kawernach (podziemnych magazynach), ale na dłuższą metę potrzebna jest do tego infrastruktura (sieć rurociągów i magazynów), o którą musi zadbać polski rząd. W tej sprawie jednak jak na razie nic się nie dzieje. ©℗