Notowania gazu idą w górę po tym, jak ukraińskie wojska zdecydowały się zaatakować Rosjan w obwodzie kurskim. To największa ofensywa na terytorium Rosji od początku inwazji na Ukrainę. Wojska ukraińskie pojawiły się m.in. w miejscowości Sudża, gdzie znajduje się punkt poboru dla gazociągu o tej samej nazwie. Po wstrzymaniu dostaw przez Nord Stream i gazociąg jamalski to część jedynej linii przesyłowej, którą rosyjski gaz trafia bezpośrednio na terytorium Unii Europejskiej. Z tego kanału pochodzi ok. 6 proc. całości dostaw surowca do UE. Gdy wojna dotarła do Sudży, pojawiły się obawy, że przepływ gazu może być zagrożony. Eksperci oceniają, że gdyby to źródło zostało gwałtownie odcięte, ceny w Europie mogłyby jeszcze wzrosnąć.
– Uważamy, że zarówno Rosja, jak i Ukraina mają motywację, aby utrzymać przepływ gazu ziemnego na normalnym poziomie – ocenił Maggie Xueting Lin, analityk Citigroup, w notatce skierowanej do inwestorów. Umowa tranzytowa, na mocy której rosyjski gaz płynie przez Ukrainę, obowiązuje do końca roku. Zarówno dostarczający surowiec rosyjski Gazprom, jak i strona ukraińska zapewniają, że tranzyt przez Sudżę przebiega bez zakłóceń.
Ceny gazu rosły już wcześniej
Jednak cena gazu w Europie, którą wyznacza holenderski rynek TTF, rosła już wcześniej. Od kwietnia, od kiedy zaczyna się napełnianie magazynów przed kolejnym sezonem gazowym rozpoczynającym się w październiku, notowania poszły w górę o ponad 40 proc. To przede wszystkim skutek fali upałów w Europie i Azji, które zwiększyły popyt. Z kolei w sierpniu konserwację swoich instalacji prowadzą Norwegowie, największy dostawca gazu do UE. Te czynniki sprawiają, że sytuacja na rynku jest napięta, a reakcja inwestorów na choćby potencjalne zakłócenia w dostawach – dość gwałtowna. Szczególnie narażone na potencjalne problemy są Austria czy Słowacja, dla których tranzyt przez Ukrainę jest głównym źródłem dostaw.
– Gaz normalnie płynie przez Ukrainę, więc wzrost cen można postrzegać jako emocjonalną reakcję inwestorów. To nie jest nic niezwykłego na giełdzie – mówi Wojciech Jakóbik z Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego.
Wzrost cen raczej chwilowy
Z reguły, kiedy za zmianą notowań stoją jedynie obawy inwestorów, ceny w końcu wracają do wyjściowych poziomów. W tym roku taki schemat był widoczny na rynku ropy i był związany z obawami o rozlanie się konfliktu na Bliskim Wschodzie. Choć sytuacja w tym regionie świata daleka jest od stabilizacji, to na razie cena ropy naftowej jest na podobnym poziomie jak na początku roku.
Sytuacja jest napięta, a reakcja inwestorów dość gwałtowna
– Wzrost cen mógłby mieć trwały charakter, gdyby np. Rosjanie chcieli wykorzystać sytuację jako pretekst do przypisywania winy Ukraińcom za wstrzymanie dostaw gazu. Dokładnie tak, jak zrobili to w przypadku dostaw ropy do Czech, Węgier i na Słowację – zwraca uwagę Jakóbik.
W lipcu to na Ukrainę spadły oskarżenia o wstrzymanie tranzytu ropy od rosyjskiego Łukoilu. Okazało się, że to rosyjski koncern wstrzymał dostawy, powołując się na siłę wyższą.
Podwyżka niekorzystna dla odbiorców
Utrzymywanie się cen na podwyższonym poziomie, nawet jeśli jest przejściowe, nie jest oczywiście korzystne dla odbiorców gazu.
– Kontrakty na dostawy gazu do Polski zawierają element odnoszący ceny dostaw do kursów rynkowych. To nie jest przełożenie jeden do jednego, ale wyższe ceny w dostawach powodują, że droższa jest produkcja energii elektrycznej z gazu, a także surowiec jest droższy, przynajmniej dla części odbiorców – ocenia Jakóbik. W jego ocenie nie powinniśmy się obawiać, że akurat obecny wzrost notowań przełoży się na gwałtowną zwyżkę cen na rynku krajowym.
Dla odbiorców chronionych, takich jak gospodarstwa domowe, taryfy wyznacza Urząd Regulacji Energetyki i z reguły robi to raz do roku. Wyższe ceny na rynku także mogą mieć wpływ na poziom ustalonych taryf. Natychmiast wzrost cen odczują natomiast firmy przemysłowe, jeśli część swojego zapotrzebowania pokrywają, kupując gaz bezpośrednio na giełdzie. Notowania na warszawskiej TGE podążają za trendami widocznymi w Europie. Więcej będą musieli zapłacić odbiorcy przemysłowi, którzy dostawy mają zabezpieczone kontraktami długoterminowymi, bo również na płacone przez nich ceny notowania giełdowe znajdą przełożenie. ©℗