Rosja ponownie uderzyła w ukraińską energetykę, wskutek czego nasi sąsiedzi czasowo utracili niemałą część swoich mocy wytwórczych. Kijów mógł jednak liczyć na pomoc państw unijnych, w tym Polski.
Zdaniem Macieja Zaniewicza z Forum Energii ostatnie ataki na ukraińską infrastrukturę energetyczną były największe od początku wojny. – Spodziewaliśmy się zmasowanych ataków w okresie zimowym, jak to miało miejsce na przełomie lat 2022 i 2023, ale doszło do niego dopiero pod koniec sezonu grzewczego – zauważa. W jego rezultacie ponad 200 tys. mieszkańców Charkowa, który jest częstym celem rosyjskich ostrzałów, straciło dostęp do prądu. W obwodzie kijowskim uszkodzone zostały linie energetyczne, a w dwóch osiedlach prąd utraciło 1400 gospodarstw domowych. Rosjanie uderzyli też w infrastrukturę energetyczną w okolicach Lwowa; szef administracji obwodowej Maksym Kozycki powiedział, że opanowanie pożarów zajęło strażakom większość dnia.
Jednak najbardziej dotkliwy okazał się atak na Dnieprzańską Elektrownię Wodną (DniproHES) w obwodzie zaporoskim. Zaniewicz uważa, że samo odgruzowanie obiektu będzie czasochłonne, więc ocena zniszczeń zajmie jeszcze trochę czasu. – Odbudowa mocy będzie priorytetem, ponieważ celem ataków były źródła elastyczne, najważniejsze z punktu widzenia bilansowania systemu elektroenergetycznego. Elektrownie wodne pracują z największą wydajnością w momentach szczytu zapotrzebowania na prąd. Sama DniproHES ma moc 1,5 GW, czyli więcej niż jeden blok jądrowy. Dla porównania zniszczona w zeszłym roku Kachowska Elektrownia Wodna miała moc 350 MW – mówi w rozmowie z DGP. Jego zdaniem niewykluczone, że w ciągu najbliższych lat odzyskanie pełni mocy będzie niemożliwe, ponieważ wymagałoby to kompleksowej odbudowy, na co Ukraina obecnie nie ma pieniędzy.
Wskutek ataków DTEK, największy koncern energetyczny w Ukrainie, utracił połowę mocy wytwórczych. W takiej sytuacji Kijów musi zwiększyć import, żeby zbilansować system. Polskie Sieci Elektro energetyczne, operator naszego systemu przesyłowego, poinformowały DGP, że w piątek operator Ukrenerho uzgodnił z PSE pomoc awaryjną o łącznej wartości 4250 MWh prądu. W niedzielę ukraińskie ministerstwo energetyki przekazało, że planuje import 14,9 tys. MWh od wszystkich sąsiadów, nie przewidując jednocześnie eksportu. Czy to znaczy, że połączenia transgraniczne mogą się okazać wąskim gardłem? Zdaniem Zaniewicza obecnie Ukrainie to nie grozi, choć ukraiński operator zaraz po ostrzale zdecydował się na kontrolowany blackout.
– W dłuższej perspektywie import będzie dla Ukraińców drogim sposobem na bilansowanie systemu – ocenia. Jego zdaniem zwiększone zapotrzebowanie na polski prąd raczej nie wpłynie na ograniczenie przymusowych wyłączeń odnawialnych źródeł energii, ponieważ dochodzi do tego zazwyczaj w słoneczne i wietrzne weekendy, kiedy produkcja jest wysoka, a zapotrzebowanie niskie. – W Ukrainie zapotrzebowanie w weekendy również jest niższe i poradzą sobie z mocami, które mają, dlatego możliwość wysłania tam prądu jest ograniczona. Byłoby to możliwe przy wysokiej produkcji OZE w czasie największego zapotrzebowania – mówi nasz rozmówca. ©℗
200 tys. charkowian przez ostrzał nie miało prądu