Zbliża się sądny dzień dla projektu elektrowni jądrowej, którą miały realizować wspólnie PGE, ZE PAK i koreański koncern KHNP. Klucze do decyzji w tej sprawie leżą w gabinecie Borysa Budki.
Już za dwa dni Walne Zgromadzenie Akcjonariuszy PGE rozpocznie proces sukcesji w największej z państwowych grup energetycznych. Zainicjowane przez Borysa Budkę zmiany w składzie rady nadzorczej spółki pozwolą na powołanie nowego zarządu. Z fotelem prezesa będzie musiał pożegnać się Wojciech Dąbrowski, kojarzony z b. ministrem aktywów państwowych Jackiem Sasinem. W rezultacie na ostrzu noża stanie kwestia jednego z flagowych, choć niezbyt wciąż zaawansowanych przedsięwzięć grupy firmowanych przez dotychczasowe władze PGE.
Chodzi o plany budowy elektrowni jądrowej we wschodniej Wielkopolsce we współpracy z ZE PAK-iem (Zespół Elektrowni Pątnów-Adamów-Konin) Zygmunta Solorza i koreańskim koncernem KHNP. List intencyjny w tej sprawie przedstawiciele trzech spółek podpisali w Seulu jesienią 2022 r. Jednocześnie Jacek Sasin i ówczesny minister handlu, przemysłu i energii Korei Płd. Lee Chang-Yang zawarli porozumienie, w którym wyrazili wsparcie dla projektu.
Podczas tej samej wizyty zawarto również polsko-koreańskie porozumienia o współpracy w dziedzinie obronności. W listopadzie ub. roku elektrownia w Pątnowie otrzymała decyzję zasadniczą, którą w imieniu rządu wydała Anna Moskwa.
Decyzje zapadną na Kruczej
Jak wynika z naszych ustaleń, projekt jest analizowany przez obecne kierownictwo resortu klimatu, gdzie nie wyklucza się jego kontynuacji. – Paulina Hennig-Kloska, która jest posłanką z okręgu obejmującego Konin, wstępnie nie jest do niego nastawiona negatywnie – mówi DGP jeden z rozmówców w MKiŚ.
Rzecz jednak w tym, że kompetencje w zakresie polityki atomowej – jak pisaliśmy w zeszłym tygodniu – mają trafić do Ministerstwa Przemysłu w Katowicach. Część ministerialnych biur pozostanie w Warszawie, a konkretnie w gmachu Ministerstwa Aktywów Państwowych na Kruczej, i to tam najprawdopodobniej przeniesie się z Wawelskiej (tam mieści się resort klimatu) Departament Energii Jądrowej. To w strukturach MAP jest też formalnie umocowana Marzena Czarnecka do czasu ukonstytuowania się swojego resortu. Fakty te, obok relacji osobistych (wiceszef PO był adiunktem w kierowanej przez Czarnecką Katedrze Transformacji Energetycznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach), interpretowane są jako sygnały, że nowy resort, w tym kwestie związane z atomem, należeć będą do nieformalnej strefy wpływów Budki.
Najdroższa elektrownia na świecie pochodzi z Francji
Co najmniej do 2029 r. wydłuży się budowa elektrowni jądrowej Hinkley Point C w południowo-zachodniej Anglii. Szacowane koszty projektu zbliżają się już (po skorygowaniu o wskaźnik inflacji) do 50 mld funtów – wynika z informacji przekazanych w tym miesiącu przez francuski koncern EDF. Dyrektor zarządzający elektrowni Stuart Crooks liczy, że doświadczenia z tej inwestycji pozwolą poprawić tempo realizacji kolejnych reaktorów o 20–30 proc. Ale dla francuskiej spółki to już kolejny projekt, który zmaga się z podobnymi komplikacjami. Budowa reaktora we francuskim Flamanville, którego ukończenie jest planowane w tym roku, trwa od ponad 16 lat, a jego spodziewany koszt przekracza czterokrotnie pierwotnie planowany budżet. Realizacja oddanego w zeszłym roku fińskiego bloku Olkiluoto 3 zajęła z kolei rekordowe 18 lat i pochłonęła ok. 11 mld euro zamiast zakładanych pierwotnie 3 mld. EDF zmaga się też z awariami swoich reaktorów we Francji, które zostały oddane do użytku w latach 90.
To część kryzysu, z jakim zmaga się przemysł jądrowy na całym Zachodzie. Budowa ostatniego bloku AP1000 w USA (trzy reaktory tego samego typu mają stanąć na Pomorzu zgodnie z programem polskiego rządu) wydłużyła się do 10 lat. Realizację dwóch innych anulowano po czterech latach od rozpoczęcia budowy, a straty poniesione przy ich realizacji zepchnęły Westinghouse’a na granicę bankructwa. Mniej więcej połowę nowych jądrówek na świecie od katastrofy w Fukushimie wybudowano w Chinach, a liderem eksportu technologii była w tym okresie Rosja. Kraje rozwinięte, zrzeszone w OECD, przodują pod względem liczby reaktorów wyłączonych w tym okresie z użytkowania. Eksploatację zakończono w kilkudziesięciu jednostkach o łącznej mocy niemal 60 GW. ©℗
W PO entuzjazmu nie ma
Tymczasem w zapleczu Platformy nie brakuje wątpliwości wobec inwestycji kojarzonej z Jackiem Sasinem i Zygmuntem Solorzem. – Projekt na ten moment uważam za fikcyjny, ponieważ poprzedni rząd nie zaproponowałżadnego modelu, w którym mógłby być realizowany – mówi DGP Grzegorz Onichimowski, doradca PO ds. polityki energetycznej, b. szef Towarowej Giełdy Energii.
Jak zauważa, w przeszłości próbowano już realizować program jądrowy za pośrednictwem spółek energetycznych i to się nie udało, m.in. dlatego, że te podmioty nie miały wystarczająco mocnej bazy finansowej. – Dziś nie są wcale silniejsze niż wtedy, wręcz przeciwnie, są słabsze – przekonuje Onichimowski.
Dlatego, jak dodaje ekspert, zanim zapadnie decyzja w sprawie losów projektu, PGE powinna przedstawić swoją strategię i określić, na jakich warunkach chciałaby plany poprzedników kontynuować. Doradca PO zwraca przy tym uwagę, że plany wydzielenia aktywów węglowych mogą pozbawić dzisiejszego lidera elektroenergetyki nie tylko pieniędzy, ale i kadr niezbędnych do realizacji projektów związanych z energetyką konwencjonalną.
– To prawda, że spółki energetyczne są dziś słabsze niż były, ale nie zmienia to faktu, że jeśli będzie wola polityczna, ta elektrownia jest możliwa do zrealizowania – odpowiada, zapytana o te opinie, osoba zaangażowana w projekt pątnowski. Jej zdaniem, choć rok to niewiele dla takich przedsięwzięć, udało się stosunkowo dużo zdziałać, m.in. rozpocząć badania terenowe i doprowadzić niemal do końca negocjacje w sprawie studium wykonalności z KHNP. A perspektywy dla atomu w Pątnowie są obiecujące, o ile tylko nowa władza da mu szansę. – Decyzja o kontynuacji projektu nie będzie pozbawiona ryzyka, do którego politycy zawsze mają awersję, ale nie mam wątpliwości, że jego podjęcie leży w tym wypadku w interesie publicznym. To może być zalążek nowego zagłębia przemysłowego we wschodniej Wielkopolsce – dodaje.
Słowa Onichimowskiego to nie jedyny sygnał wskazujący, że plany elektrowni w Pątnowie traktuje się w obozie rządzącym z rezerwą. Z informacji DGP wynika, że z prezesem KHNP Jooho Whangiem, który w zeszłym tygodniu przyjechał na otwarcie polskiego biura koncernu, nie spotkał się nikt ze strony władz. Szef koreańskiego koncernu zadeklarował w Warszawie podtrzymanie zainteresowania projektem, ale z drugiej dał też do zrozumienia, że oczekuje dość szybkiego określenia stanowiska przez nową ekipę. Do końca marca chciałby bowiem podpisać umowę z PGE PAK, która pozwoli na rozpoczęcie prac nad studium wykonalności projektu – pierwszego z ważnych punktów na drodze do uruchomienia inwestycji.
Nowy rozdział z Francuzami?
W tym samym tygodniu przedstawiciele polskiej administracji spotkali się za to z Philippem Crouzetem, przedstawicielem rządu francuskiego ds. współpracy atomowej z Polską. Dyplomata spotkał się w piątek z wiceministrem klimatu Miłoszem Motyką, by potwierdzić zainteresowanie Paryża udziałem w polskich inwestycjach jądrowych, w tym budową drugiej elektrowni planowanej w ramach rządowego programu.
O kontrakt na sprzedaż technologii EDF ubiegał się od początku, oferując Polsce 4-6 reaktorów typu EPR, z których każdy dysponowałby mocą 1650 megawatów (rozmieszczonych w dwóch lub trzech lokalizacjach) i zaangażowanie na wszystkich etapach inwestycji – od prac projektowych i szkolenia kadr, po wsparcie przy eksploatacji elektrowni. Francuzi podkreślali również swoje doświadczenie w finansowaniu dużych projektów i w negocjacjach z Komisją Europejską, gotowość do zaangażowania kapitałowego w Polsce oraz gotowość do zagwarantowania wysokiego poziomu udziału lokalnych firm w inwestycji (tzw. local content).
Dzień przed wizytą w MKiŚ Crouzet spotkał się także z Mieszkiem Pawlakiem, szefem prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej. Atom był też jednym z tematów styczniowego spotkania Radosława Sikorskiego z szefem francuskiego MSZ Stéphanem Séjourném. Po tych rozmowach francuski polityk wskazał na energię jądrową jako jeden z trzech obszarów, w której chce otworzyć „nowy rozdział” w stosunkach z Polską.
Nieoficjalnie słyszymy, że do piątkowego spotkania w Warszawie doszło z inicjatywy strony francuskiej. A w komunikacie MKiŚ podkreślono, że wybór partnera musi poprzedzić określenie lokalizacji inwestycji oraz szczegółowe analizy. Podjęcie pierwszych rozmów z Francuzami wystarczyło jednak, by na nowo rozgorzały spekulacje, czy Warszawa może porzucić współpracę z Koreańczykami na rzecz EDF lub zdecydować się na równoległą realizację inwestycji w trzech technologiach.
Dywersyfikacja ryzyka czy niepotrzebna konkurencja
Z punktu widzenia orędowników projektu pątnowskiego stanowi on swoiste zabezpieczenie, zwiększające szanse powstania w przyszłej dekadzie elektrowni jądrowej – deklarowany termin uruchomienia pierwszego z dwóch reaktorów APR-1400 to 2035 r., tylko dwa lata po zakładanym starcie pierwszego z amerykańskich reaktorów AP1000 w Choczewie – nawet w przypadku, gdyby realizacja tej pierwszej, rządowej inwestycji napotkała na jakieś komplikacje. Jako zalety projektu widzą też elastyczne podejście strony koreańskiej do współpracy i determinację, by pierwsza elektrownia KHNP w Europie była sukcesem.
Sceptycy obawiają się z kolei, rządowy projekt realizowany przez spółkę Polskie Elektrownie Jądrowe we współpracy z Amerykanami i inwestycja koreańska w Pątnowie będą się nawzajem „kanibalizować” – rywalizując choćby o ograniczoną pulę wysoko wykwalifikowanych specjalistów. Problemem z ich punktu widzenia jest też amerykańsko-koreański spór o prawa do technologii jądrowej, z której korzysta KHNP. Od osób zaangażowanych w projekt pątnowski słyszymy jednak zapewnienia, że zanim zacznie się budowa konflikt ten z pewnością zostanie polubownie rozwiązany, bo leży to w interesie obu stron.
Za kontynuacją projektu przemawia deklaracja zaangażowania kapitałowego KHNP w budowę elektrowni. W grę wchodzi objęcie nawet 49 proc. udziałów w spółce. W przypadku powodzenia inwestycji oznacza to konieczność dzielenia się zyskiem, ale także rozłożenie ryzyka w razie problemów. Jako plusy dla Koreańczyków można zapisać także sprawdzoną technologię, a także know-how w zakresie budowy nowych jednostek, które – na tle konkurencji – były w ostatnich latach dostarczane zgodnie z zakładanym harmonogramem. Opóźnienia były tymczasem w ostatnich latach jedną z głównych bolączek inwestycji jądrowych w USA i Europie. Nasi rozmówcy z branży podkreślają jednak, że nawet największe przekroczenia budżetów i terminów nie muszą odbierać sensu inwestycjom jądrowym, o ile mają one dobrze zaprojektowany model biznesowy. Jako pozytywny przykład wskazuje się w tym kontekście na uruchomiony w zeszłym roku fiński reaktor Olkiluoto 3 zrealizowany w spółdzielczym modelu Mankala, który mimo kosztownych opóźnień pozwala dostarczać tani prąd swoim odbiorcom, wpływając jednocześnie korzystnie na cały rynek energii. Wymaga to jednak od inwestorów gotowości do podzielenia się przyszłymi korzyściami z przedsięwzięcia.
Zdaniem Onichimowskiego te argumenty nie są jednak do końca przekonujące. Wnioski dotyczące terminowości – jak wskazuje – są wyciągane przede wszystkim na podstawie przypadku elektrowni Barakah, pierwszej jednostki jądrowej wybudowanej w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. – Na pewno w Europie nie da się budować reaktorów tak, jak buduje się w Emiratach. Równie dobrze można chwalić Francuzów za to, że bardzo sprawnie i terminowo realizują elektrownie jądrowe w Chinach. Koreańskie reaktory nie posiadają dziś certyfikacji w żadnym kraju UE, a do tego dochodzi spór o prawa do technologii z Amerykanami. Wszystko to powoduje, że na ten moment mamy niewiele poza ambitnymi deklaracjami – ocenia ekspert Platformy.
Z kolei zapytany o perspektywy współpracy z EDF, Onichimowski ocenia, że Francuzom prawdopodobnie łatwiej będzie realizować nową inwestycję w UE niż Koreańczykom. – A potencjalne problemy naszego programu jądrowego na arenie europejskiej byłyby mniejsze, gdybyśmy rozmawiali o współpracy z EDF. Co nie zmienia faktu, że trzeba dostrzegać problemy i opóźnienia, z jakimi zmagały i nadal zmagają się projekty EDF, choćby w Wielkiej Brytanii – podkreśla. ©℗