Inwestycje w infrastrukturę uniezależniły nas od dostaw z Rosji. Zakręcenie kurka już nam niestraszne. I może nawet będziemy paliwowym hubem.
Połączenia gazowe Polski / Dziennik Gazeta Prawna
Walka o dywersyfikację źródeł zaopatrzenia w gaz została zakończona powodzeniem. Po uruchomieniu terminalu LNG w Świnoujściu będzie techniczna możliwość pokrycia 90 proc. krajowego zapotrzebowania dostawami ze źródeł innych niż rosyjskie. Techniczna – bo do 2022 r. obowiązuje nas kontrakt jamalski, z którego w myśl umowy możemy odbierać do 10,2 mld m sześc. gazu rocznie. Praktycznie jest to ok. 8–9 mld m sześc. Resztę zapotrzebowania zaspokajamy dzięki własnemu wydobyciu – to 4–5 mld m sześc. W ostatnich latach pojawiła się też możliwość fizycznego rewersu na gazociągu jamalskim – to 5,5 mld m sześc. Krajowe zapotrzebowanie wynoszące ok. 14,5 mld m sześc. jest zatem pokryte.
Ale nowa ekipa rządowa i władze spółek Skarbu Państwa mają ambitniejsze plany. – Jesteśmy zainteresowani nie tylko dywersyfikacją, ale również budową konkurencyjnego rynku gazu w regionie – deklaruje wiceprezes PGNiG Janusz Kowalski. Polska mogłaby odgrywać rolę hubu gazowego. Czego potrzeba, by tak się stało? Po pierwsze dużych ilości gazu, pod drugie rozbudowanej infrastruktury. W jednym i drugim przypadku rząd deklaruje determinację. Większe ilości gazu mają zapewnić rozbudowa terminalu LNG i budowa Baltic Pipe – gazociągu, który połączyłby Polskę ze złożami norweskimi.
Dziś przepustowość terminalu to 5 mld m sześc. rocznie, w drugim etapie miał być rozbudowywany do 7,5 mld m sześc. Niewykluczone jednak, że będzie odgrywał jeszcze większą rolę. – Mamy plany elastycznego dostosowania możliwości pierwszego terminalu do zapotrzebowania. Jego przepustowość będzie mogła być stopniowo podwyższana z ok. 5 mld m sześc. obecnie do ok. 10 mld m sześc. W tym mieści się możliwość budowy trzeciego zbiornika, ale nie tylko – twierdzi Piotr Naimski, pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Rząd nie wyklucza również budowy drugiego terminalu LNG w okolicach Gdańska, ale w ostatnich wypowiedziach Naimski sugeruje, że priorytetem na dziś jest rozbudowa pierwszego.
Drugim poważnym źródłem zaopatrzenia byłby gazociąg Baltic Pipe łączący Polskę ze złożami na Morzu Norweskim. Zdaniem Janusza Kowalskiego o opłacalności tego projektu będzie można mówić przy przepustowości ok. 7 mld m sześc. Wprawdzie nie jest to nowy projekt – o podłączeniu się pod norweskie złoża myślał już rząd Jerzego Buzka, co zostało zarzucone za rządów SLD, ale dziś nabiera realnych kształtów. – Rząd podjął decyzję, że projekt norweski będzie zrealizowany – deklaruje Naimski. Obecnie Gaz System i duński operator Energinet.dk pracują nad studium wykonalności, które ma być gotowe do końca roku. Gazociąg ma powstać do 2022 r., kiedy to kończy się kontrakt z Gazpromem.
Docelowo zatem tylko z tych dwóch źródeł możemy dysponować 17 mld m sześc. paliwa. Jeśli dodamy do tego możliwość rewersu na gazociągu jamalskim, pojawia się znaczna nadwyżka, a przecież rezygnacja z rosyjskiego gazu nie jest wcale przesądzona (chociaż zmiana warunków dostaw już raczej tak). – Potrzebujemy dwóch, trzech źródeł dostaw surowca do Polski – podkreśla minister Naimski.
Co robić z nadwyżką? Sprzedawać do innych krajów w regionie. Temu mają służyć planowane nowe połączenia – rozbudowa interkonektora z Czechami do 6,5 mld m sześc., ze Słowacją (do 5,7 mld m sześc.) czy z Litwą (w pierwszym etapie do 2,4 mld m sześc). Zainteresowana zakupem gazu od Polski jest również Ukraina, która postawiła (na razie z powodzeniem) na całkowite uniezależnienie się od dostaw rosyjskiego gazu. Nasz wschodni sąsiad myśli o połączeniu o przepustowości 8 mld m sześc., na przeszkodzie jednak stoją na razie trudności finansowe. Także Litwa wiąże z Polską spore nadzieje. – Budowa Gazociągu Polska–Litwa i połączenia między Estonią i Finlandią stworzy olbrzymią przestrzeń połączonych rynków. Polska mogłaby tu pełnić rolę hubu – mówił podczas niedawnej wizyty w Warszawie litewski minister energetyki Rokas Masiulis. Nie wykluczał, że Polska mogłaby magazynować litewski gaz. – Także Czesi są zainteresowani odbiorem surowca z naszego gazoportu – zwraca uwagę Wojciech Jakóbik, ekspert Instytutu Jagiellońskiego.
Jego zdaniem jest potencjał do tego, żeby Polska stała się hubem gazowym. – Mamy atuty w postaci naszego położenia i wielkości rynku – podkreśla ekspert, zwraca jednak uwagę na jeden problem: Nord Stream 2. Realizacja tej inwestycji znacznie utrudniłaby realizację naszych planów – i to Niemcy dysponujący ogromnymi ilościami rosyjskiego surowca staliby się głównym rozgrywającym w regionie. – Polski rząd bardzo aktywnie występuje przeciwko temu projektowi. I bardzo dobrze. Mocnym akcentem był list przeciwko Nord Stream 2 podpisany przez 10 szefów państw z regionu – podkreśla Jakóbik.