Kraje niemające dostępu do morza chcą sprowadzać paliwo między innymi przez planowany terminal w Zatoce Gdańskiej.

Już mamy jako kraj duże możliwości przyjmowania i przesyłu do innych krajów gazu dostarczanego drogą morską, a potencjał w tej dziedzinie będzie rozwijany, jeśli zawrzemy umowy z odbiorcami z Czech i ze Słowacji. LNG zainteresowane są też Węgry i Austria. Niemiecki gigant chemiczny zawarł właśnie gigantyczny kontrakt z USA.

Zakończyła się tzw. procedura open season, czyli badanie zainteresowania rynku pływającym terminalem LNG w Zatoce Gdańskiej. W jej ramach Gaz-System, operator jednostki, podpisał z Orlenem umowę na usługi regazyfikacji, na mocy której płocki koncern zarezerwował pełną przepustowość FSRU (ang. Floating Storage Regasification Unit), czyli 6,1 mld m sześc. gazu rocznie.

Zwiększenie mocy pływającego gazoportu jest jednak stosunkowo łatwo wykonalne. FSRU to nic innego jak statek magazynujący gaz skroplony z instalacją zmieniającą stan skupienia surowca z płynnego na gazowy, skąd potem paliwo jest wtłaczane do sieci. Przy jednostce, z której będzie korzystać Orlen, może stanąć druga, o mocy przerobowej 4,5 mld m sześc. rocznie. Według pełnomocniczki rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Anny Łukaszewskiej-Trzeciakowskiej trwają rozmowy ze stroną czeską, która wstępnie byłaby zainteresowana sprowadzaniem LNG z Gdańska. Wiązać się to będzie ze wznowieniem zamrożonego w 2019 r. projektu gazociągu Stork 2, łączącego systemy Polski i Czech, ponieważ istniejące połączenie nie byłoby w stanie obsłużyć zamówień naszych południowych sąsiadów. Czeski premier Petr Fiala powiedział w lipcu, że rurociąg ma być gotowy do 2026 r.

Gaz-System rozmawia także ze swoim słowackim odpowiednikiem SPP oraz rządem w Bratysławie na temat dostaw gazu skroplonego za Tatry. Byłoby to możliwe dzięki uruchomionemu w 2022 r. interkonektorowi Polska-Słowacja.

Polska już teraz sprowadza gaz z litewskiego FSRU w Kłajpedzie, od 2024 r. przepustowość gazoportu w Świnoujściu zostanie zwiększona do 8,4 mld m sześc. Dzięki temu sprowadzany gaz będzie mógł być sprzedawany do krajów sąsiednich. Jednak efekt nawiązywania więzi energetycznych jest znacznie większy: – Jeśli państwa współpracują na polu energetycznym, łatwiej jest im poszerzyć możliwości inwestycyjne. Ponadto, dzięki wzmożonym kontaktom biznesowym, wzmacnia to postrzeganie Polski jako lidera Europy Środkowo-Wschodniej – mówi DGP Mariusz Marszałkowski, analityk rynku gazu i redaktor naczelny portalu Polon.pl.

Rynek gazu skroplonego jest bardziej konkurencyjny

Również Węgry, których energetyczne więzy z Rosją pozostają silne, zostały zmuszone do szukania alternatywnych dostaw. Budapeszt za pośrednictwem swojej spółki MVM ma zamiar sprowadzać gaz skroplony z chorwackiego terminalu LNG na wyspie Krk. Ma to jednak nastąpić od 2027 r., ponieważ, jak uzasadnił węgierski minister spraw zagranicznych Peter Szijjarto, wcześniej Katar może mieć problem z wygospodarowaniem odpowiednich mocy eksportowych, w obliczu zwiększonego zainteresowania na gaz skroplony ze strony państw europejskich.

Jeszcze do niedawna problem ze swoimi terminalami LNG mieli Niemcy. Po porzuceniu dostaw z Rosji uruchomione zostały jednostki w Wilhelmshaven, Brunsbüttel i Lubminie. Jednak udział LNG w strukturze importu gazu Niemiec był niski. W I poł. 2023 r. wyniósł on nieco powyżej 3 mld m sześc., w porównaniu z 47,9 mld m sześc. całości importu, co stanowiło zaledwie 6,4 proc. Niemieckie terminale mogłyby rocznie importować ok. 11,8 mld m sześc. gazu; oznacza to, że wykorzystywana jest ledwie ćwierć ich przepustowości. Jednak we wtorek doszło do podpisania długoterminowej umowy pomiędzy niemieckim koncernem BASF a amerykańskim Cheniere (jednym z dostawców LNG do Polski). BASF będzie kupował 800 tys. t LNG rocznie; umowa będzie obowiązywać w latach 2026–2043. Oznacza to, że w obliczu porzucenia dostaw z Rosji zapotrzebowanie na gaz skroplony w Europie będzie rosnąć skokowo.

Czy krajom eksportującym LNG wystarczy mocy przerobowych, by zaspokoić popyt na błękitne paliwo w Europie? Według Mariusza Marszałkowskiego rosną również możliwości eksportowe krajów takich jak Stany Zjednoczone czy Katar. Przypomina on, że umowy podpisywane w ostatnich latach przez PGNiG (obecnie Orlen) zakładały dostawy z obiektów, które jeszcze wtedy nie istniały. – Z tego powodu większych dostaw możemy się spodziewać w drugiej połowie dekady, kiedy inwestycje te miałyby zostać ukończone – mówi DGP. W samych Stanach Zjednoczonych w najbliższych latach mają powstać cztery nowe terminale, podobne ruchy planuje Katar.

Ryzykiem, które wiąże się z przestawieniem Europy na LNG, jest globalny charakter tego rynku. Pokazały to niedawne strajki w australijskich terminalach, co mimo nikłego udziału w strukturze importu do EU spowodowało znaczny wzrost cen na holenderskiej giełdzie TTF (Title Transfer Facility), która jest punktem odniesienia dla rynków w całej Europie. Jednak zdaniem rozmówcy DGP przeważają tu korzyści, ponieważ rynek gazu skroplonego jest bardziej konkurencyjny. – Niebezpieczeństwo wstrząsów pozostaje, ale wielość dostawców i odbiorców sprawia, że jest on bardziej transparentny niż w przypadku dostaw rurociągami – przekonuje Marszałkowski.

Od rosyjskiej inwazji na Ukrainę udział Moskwy w dostawach gazu do Unii Europejskiej gwałtownie spadł. O ile w I kw. 2022 r. Gazprom odpowiadał za 38,8 proc. dostaw błękitnego paliwa do Europy, to w analogicznym okresie 2023 r. było to tylko 17,4 proc. Spadł również udział Rosji w dostawach gazu skroplonego w europejskim rynku, z 18,1 proc. w I kw. 2022 r. do 13,2 proc. w I kw. 2023 r. ©℗