Konieczność wprowadzenia w sierpniu tego roku dwudziestego stopnia zasilania była dla branży nauczką. Tak poważną, że zaczęła ona szukać rezerw w systemie. Czeka nas teraz kilka lat łatania dziur.
Polskie Sieci Elektroenergetyczne zrezygnowały w ostatnich dniach z planów wyłączenia wyeksploatowanego bloku w Bełchatowie. To dodatkowe zabezpieczenie przed niedoborami, bo bełchatowski blok nie będzie mógł pracować z pełną mocą 370 MW, w dodatku może działać tylko 1500 godzin w roku.
Kolejne działanie to wynegocjowanie z koncernami energetycznymi przesunięcia terminów remontów bloków z okresu szczytu zimowego na późniejsze miesiące. Poza tym ma być wprowadzona od nowego roku interwencyjna zimna rezerwa mocy – w razie niedoborów energii będą włączane wyeksploatowane już bloki elektrowni Siersza i Stalowa Wola (Tauronu), a także Zespołu Elektrowni Dolna Odra (PGE) o łącznej mocy 830 MW. Przetarg na świadczenie tej usługi PGE rozstrzygnął w 2014 r., spodziewając się kłopotów od 2016 r. To w praktyce oznacza podtrzymywanie przy życiu przestarzałych mocy wytwórczych.
– Mam wątpliwości co do tego rozwiązania. To nie jest sposób na szybkie uzupełnienie braków – proces uruchamiania bloków trochę trwa. I pamiętajmy, że mówimy o bardzo wyeksploatowanych blokach. Chciałbym mieć pewność, że one w ogóle dadzą się uruchomić. Przydałby się audyt, zresztą ta potrzeba dotyczy całego systemu energetycznego – wykłada Tomasz Chmal z Instytutu Studiów Przemysłowych.
Czeka nas kilka trudnych lat, kiedy będziemy skazani na takie doraźne działania. – Myślę, że ten okres potrwa około dekady. W tym czasie powinna zostać opracowana i realizowana strategia dla sektora energetycznego – uważa Filip Elżanowski, radca prawny z kancelarii Elżanowski, Cherka, Wąsowski. – To zadanie dla rządu, bo energetyka jest branżą silnie regulowaną i jej rozwój oraz kondycja zależą w decydującym stopniu od kształtu prawa i regulacji. Trzeba tę lekcję odrobić – dodaje Elżanowski.
Sierpniowe ograniczenia w dostawach energii były tylko zapowiedzią problemów. To prawda – nastąpił wtedy wyjątkowy splot niekorzystnych okoliczności (pogoda, niski stan wód, awaria bloku w Bełchatowie), ale wyszło, że polski system energetyczny ma zbyt małe rezerwy. – Wyłączenia nie były zaskoczeniem, od lat wiadomo, że mamy opóźnienie w budowie nowych mocy – twierdzi Tomasz Chmal. Wprawdzie energetyka rozpoczęła dość intensywny proces inwestycji – tylko jeśli chodzi o moce węglowe, ma powstać w najbliższych latach ok. 4 GW nowych. Gros inwestycji węglowych przypada na trzy projekty: realizowaną przez PGE budowę dwóch bloków o mocy 900 MW w Elektrowni Opole (koszt każdego z nich to 11 mld zł), budowę bloku Jaworzno III przez Tauron i inwestycję Enei w Kozienicach – każda z nich da dodatkowo ok. 1000 MW nowych mocy. Kiedy się zakończą? Jako pierwszy wystartuje w 2017 r. blok w Kozienicach. Na przełomie 2018 i 2019 r. dołączą nowe bloki elektrowni Opole, w 2019 r. do systemu zostanie włączony nowy blok w Jaworznie.
Liczby robią wrażenie, ale te inwestycje mogą się okazać niewystarczające. Według wcześniejszych szacunków PSE do 2020 r. trzeba będzie wycofać z eksploatacji 6,6 GW, a do końca następnej dekady co najmniej 10 GW. Przynajmniej tak się wydawało do niedawna – nowe konkluzje BAT zaostrzające normy emisji innych substancji niż dwutlenek węgla mogą sprawić, że trzeba będzie wyłączyć więcej bloków, niż się wcześniej wydawało. Prezes PSE w jednym z wywiadów wspomniał, że w związku z tymi dyrektywami istnieje realne zagrożenie wycofania mocy wytwórczych w kraju na poziomie 7 tys. MW do 2020 r. i 12 tys. MW do 2030 r. To dwa razy więcej niż wcześniejsze szacunki. To oznaczałoby, że do 2020 r. musiałoby powstać ponad 9 tys. MW nowych mocy, a do 2030 r. 17 tys. MW. Według ubiegłorocznego raportu URE do 2028 r. firmy energetyczne planują około 10,5 GW nowych mocy (do tego dochodzi jeszcze ok. 7,5 GW z OZE).
Konieczne są zatem kolejne inwestycje, jednak i one mogą się okazać problematyczne. – Obecnie nikomu nie opłaca się finansowanie inwestycji energetycznych opartych na węglu – twierdzi Tomasz Chmal. Z powodu polityki klimatycznej UE dawno zarzuciły inwestycje w ten sektor takie instytucje jak EBOiR i EBI, teraz dołącza do nich coraz więcej banków komercyjnych. Nawet na pozór dysponujące miliardami złotych polskie koncerny energetyczne mogą się okazać zbyt słabe.
N ie przesądza to oczywiście, że energii zabraknie, wciąż bowiem PSE utrzymuje rezerwę mocy – średnio 4,5 tys. MW. Sęk w tym, że w przypadku takich nieprzewidzianych zdarzeń jak w sierpniu może się okazać, że ta rezerwa jest za mała. PSE uspokaja, że w kryzysowych sytuacjach możemy kupować prąd z zagranicy (m.in. poprzez uruchomiony ostatnio most energetyczny z Litwą), ale podkreśla, że na dostawach z zagranicy nie można budować bezpieczeństwa.