Sytuacja prawna węglowego giganta znowu się komplikuje. Najlepszym wyjściem może okazać się ponowne przeprowadzenie postępowania dotyczącego wpływu turoszowskiej kopalni na środowisko.

Specjaliści, których poprosiliśmy o opinię w sprawie Turowa są zgodni: przynajmniej przez kilka najbliższych lat dolnośląski kompleks pozostanie nieodzowny dla zaspokojenia potrzeb energetycznych kraju. Tymczasem kopalnię czeka seria batalii, która może zatrząść prawnymi podstawami jej funkcjonowania.

We wtorek światło dzienne ujrzała decyzja Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o zawieszeniu wykonania decyzji środowiskowej dotyczącej eksploatacji położonych w Bogatyni złóż węgla brunatnego, który zasila czwartą co do wielkości elektrownię w kraju (ponad 2 GW mocy). Choć to, czy i w jaki sposób decyzja warszawskiego sądu wpływa na możliwość kontynuacji wydobycia budzi na razie wątpliwości, sąd przychylił się do obaw, że funkcjonowanie kopalni na warunkach określonych przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska może przyczynić się do poważnych szkód środowiskowych. Teraz odwołania od decyzji WSA – złożone przez GDOŚ oraz właściciela Turowa, grupę PGE – powinien rozpatrzyć Naczelny Sąd Administracyjny. Ma na to 2 miesiące. Najpóźniej do września zapaść z kolei powinien wyrok WSA, który merytorycznie odniesie się do zarzutów stawianych decyzji środowiskowej dla Turowa.

W ocenie naszych rozmówców, aby uniknąć kolejnego kryzysu wokół kopalni (spór z rządem czeskim sprzed 2 lat kosztował budżet państwa ponad 100 mln euro) rząd powinien przyjrzeć się możliwości ponownego przeprowadzenia procesu konsultacji i opracowania kontestowanego dokumentu. Tym bardziej, że to zaledwie wstęp do kolejnych orzeczeń, które mają w tej sprawie zapadać w kolejnych miesiącach.

Zdaniem Michała Smolenia z Fundacji Instrat położenie odkrywki w przygranicznym regionie i jej znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego Polski oznacza, że w tej sprawie konieczne jest „szczególne przywiązanie do procedur” i „dyplomatyczne podejście”. „Kolejne perypetie Turowa, ale też nerwowa reakcja na postanowienie sądu, pokazują zamiast tego aroganckie podejście strony rządowej i spółek” – komentuje w analizie sporządzonej dla DGP. Premier Mateusz Morawiecki, ministrowie oraz szef PGE odnosząc się do decyzji WSA zapowiedzieli, że o zatrzymaniu wydobycia nie może być mowy.

Jeszcze dalsze wnioski wyciąga Daniel Radomski, ekspert związany z Klubem Jagiellońskim i portalem Biznes Alert. Jeżeli potwierdzi się, że zastrzeżenia wobec decyzji środowiskowej dla kopalni mają poważne podstawy, według niego, należałoby rozważyć powtórzenie całej procedury konsultacyjnej. - Jeśli raport o środowiskowych uwarunkowaniach inwestycji jest przygotowany porządnie, całe to postępowanie można przeprowadzić w maksymalnie dwa lata, czyli przed wygaśnięciem obowiązującej dziś koncesji na wydobycie. Żeby ryzyko ograniczyć do minimum, należałoby działać szybko i podjąć odpowiednie decyzje zaraz po otrzymaniu wyroku WSA stwierdzającego wadliwość decyzji środowiskowej – przekonuje nasz rozmówca.

Podobnego zdania jest Grzegorz Onichimowski, b. szef Towarowej Giełdy Energii, obecnie doradzający w sprawach energetycznych Koalicji Obywatelskiej. - Niestety wygląda na to, że procedury zostały przeprowadzone w sposób niefrasobliwy; sąd najprawdopodobniej nie ma innego wyjścia niż stwierdzić wadliwość decyzji środowiskowej. Jeśli to się potwierdzi, można już tylko uruchomić całe postępowanie na nowo, zapraszając do niego wszystkich interesariuszy, w tym naszych sąsiadów – uważa. - Przywoływany przez przedstawicieli obozu rządzącego fakt, że w regionie działa wiele odkrywkowych kopalni, które nie zmagają się z podobnymi problemami, stanowi koronny dowód ich nieudolności. To prawda, podobne jednostki w sąsiednich krajach nie mają takich problemów, bo wszystkie papiery mają w porządku. Siłą zagranicznych podmiotów w sprawie Turowa są zaniedbania po stronie polskiego państwa i PGE – dodaje ekspert KO.

Rozmówcy DGP sugerują również, że elementem „nowego otwarcia” w sprawie Turowa powinna być rewizja terminu wygaszenia kopalni. Przewidziane w koncesji kontynuowanie eksploatacji do 2044 r. uważane jest nie tylko za niezgodne z celami klimatycznymi, ale również nierealne w kontekście coraz trudniejszej pozycji rynkowej węgla brunatnego. W praktyce, według Onichimowskiego, już pod koniec bieżącej dekady bloki opalane tym paliwem będą wykorzystywane w minimalnym stopniu. - Tak naprawdę już dziś eksploatacja elektrowni Turów jest na niskim poziomie. Opowieści o jej rozwoju i pracy do 2044 r. należy włożyć między bajki. Realizacja przez PGE planowanych w tej chwili jednostek gazowych sprawi, że do końca dekady Turów „wypadnie” z systemu, rozważać będzie można co najwyżej pozostawienie jednego czy dwóch najnowocześniejszych bloków w roli „zimnej rezerwy”. Sama PGE chce de facto pozbyć się problemu, oddając Turów do NABE, a następnie wypchnąć go z rynku nowymi jednostkami gazowymi – mówi ekspert.

Krytyczny wobec deklaracji mówiących o kontynuowaniu eksploatacji dolnośląskich złóż aż do 2044 r. jest też Michał Smoleń. „Spalanie dużych ilości węgla czy gazu po 2035 i tym bardziej 2040 r. nie daje się pogodzić z zobowiązaniami klimatycznymi i po prostu odpowiedzialnością Polski jako zamożnej gospodarki Unii Europejskiej. Mrzonki o tak długiej przyszłości gospodarki węglowej w Bogatyni to okłamywanie pracowników i mieszkańców, a także zaniedbywanie przygotowań do sprawiedliwej transformacji społeczno-gospodarczej” – czytamy w jego analizie.

Według raportu brytyjskiego think tanku Ember składająca się z 7 bloków elektrownia Turów była w zeszłym roku trzecim (po Bełchatowie i Kozienicach) największym emitentem CO2 w kraju, a dziewiątym w Europie. Specjaliści wskazują również, że nowy harmonogram zamykania Turowa pozwoliłby regionowi zgorzeleckiemu ubiegać się w przyszłości o środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, a szacuje się, że miałby on szanse na wsparcie rzędu 200 mln euro. W pierwszym rozdaniu Komisja Europejska nie przyznała mu jednak pieniędzy, ponieważ warunkiem skorzystania z nich jest przedstawienie planów zmierzających w kierunku odejścia od węgla już w tej dekadzie.

W resorcie klimatu na pytania dotyczące możliwości przyspieszenia pożegnania z Turowem w resorcie klimatu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Z kolei PGE przekazało, że właściciel kompleksu „nie prowadzi i nie planuje prowadzić działań badawczych i analiz, co do zmiany dotychczasowego harmonogramu wygaszania pracy Elektrowni Turów lub przyspieszenia przejścia tej jednostki do rezerwy”. Spółka twierdzi jednocześnie, że nie ma przeciwwskazań, aby region zgorzelecki ubiegał się w kolejnych latach o unijne środki na sprawiedliwą transformację i zapewnia, że może liczyć w tej sprawie na „współpracę i pełne wsparcie” PGE.

Kontrowersji wokół położonej nieopodal trójstyku granic Polski, Czech i Niemiec odkrywki nie zakończyło podpisane przed ponad rokiem porozumienie z władzami w Pradze. Kolejne decyzje, które umożliwić mają dalsze funkcjonowanie kopalni są kontestowane m.in. przez przygraniczne samorządy terytorialne czeskie i niemieckie oraz organizacje ekologiczne.

Jak tłumaczy w rozmowie z DGP Agnieszka Stupkiewicz, radczyni prawna z Fundacji Frank Bold, która reprezentuje część tych podmiotów, zakwestionowany przez sąd dokument ma poważne wady. W decyzji niemal całkiem pominięto, według niej, wpływ działalności Turowa na klimat, a wszelkie niejasności interpretowane były na korzyść inwestora. Najpoważniejsze uchybienia dotyczą jednak – zdaniem prawniczki – wpływu kopalni na okoliczne społeczności. - Kwestie te zostały potraktowane przez GDOŚ po macoszemu. Np. we fragmencie dotyczącym pobliskiej miejscowości Opolno Zdrój, gdzie praca kopalni może spowodować zniszczenie nawet połowy substancji miejskiej, stwierdzono, że zarządzanie konsekwencjami tych zniszczeń, czyli de facto organizacja na nowo życia w Opolnie Zdroju, powierzone zostaną samej społeczności. Generalna Dyrekcja nie nałożyła żadnych obowiązków na inwestora – mówi nam Stupkiewicz.

Dlaczego sytuacja prawna kopalni po ostatniej decyzji sądu jest niejasna? W uzasadnieniu postanowienia przeczytać można, że dalsze wydobycie węgla na warunkach ustalonych w decyzji środowiskowej „może doprowadzić do powstania nieodwracalnych szkód nie tylko w środowisku, ale może mieć negatywny wpływ na zdrowie mieszkańców pobliskich miejscowości”, a decyzja WSA winna skutkować „natychmiastowym wstrzymaniem ewentualnej dalszej realizacji przedsięwzięcia”, czyli eksploatacji złoża. W środę jednak rzeczniczka prasowa sądu stwierdziła, że wtorkowe postanowienie nie wstrzymuje pracy kopalni.

Niejasne jest też, jaki skutek będzie miała ewentualna decyzja NSA o podtrzymaniu decyzji sądu wojewódzkiego. PGE sugeruje, że nawet w takim wypadku kopalnia będzie mogła dalej pracować. Zakwestionowana przez sąd decyzja była podstawą wydawania przez MKiŚ w lutym br. koncesji, która pozwolić miała na prowadzenie wydobycia węgla w dolnośląskiej odkrywce aż do 2044 r. Ale obecna działalność kopalni – według spółki – prowadzona jest na podstawie starszej koncesji, która obowiązuje do 2026 r. Ten dokument został z kolei wydany na podstawie uproszczonej procedury, która była możliwa w ramach obowiązujących do 2021 r. regulacji.

Odmiennego zdania są ekolodzy. Jak przekonuje Agnieszka Stupkiewicz, skuteczne zakwestionowanie decyzji środowiskowej oznaczać będzie pozbawienie podstaw objętej koncesją działalności kopalni, czyli eksploatacji złoża Turów. - W mojej opinii nie można tego postanowienia odnosić tylko do koncesji po 2026 r. – mówi.

Starsza koncesja również została przez ekologów zaskarżona, jednak – jak słyszymy – na rozstrzygnięcie tego postępowania trudno liczyć wcześniej niż za parę lat. Inaczej jest w przypadku postępowań dotyczących decyzji środowiskowej, w których sądy są związane określonymi terminami. Stupkiewicz przyznaje, że sytuacja prawna wokół odkrywki jest zagmatwana, a to m.in. ze względu na luki w polskim prawie oraz fakt, że zazwyczaj decyzja środowiskowa jest podejmowana na etapie przedinwestycyjnym.

Na pomoc wymiaru sprawiedliwości w uporządkowaniu prawnego galimatiasu wokół Turowa – mimo krytyki najnowszego stanowiska WSA – zdaje się liczyć także resort klimatu. W odpowiedzi na pytania DGP podkreślił on, że sądy administracyjne „wydając wyroki »negatywne« z punktu widzenia organu wydającego skarżone rozstrzygnięcia, zobowiązane są do wskazania w uzasadnieniach wytycznych co do dalszego postępowania”.

Spór o Turów z Czechami kosztował 100 mln euro