Wczoraj zamknięto pierwszą rundę przetargów. Odbiorcy chcą kupić 11,6 mld m sześc. gazu.

Choć o wspólnych zakupach gazu UE mówiła już na długo przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji w Ukrainie, a o stworzenie takiego mechanizmu apelowały kraje szczególnie uzależnione od dostaw surowca ze Wschodu, procedura ruszyła formalnie dopiero w ubiegłym tygodniu. W minioną środę została otwarta, a wczoraj zamknięta pierwsza runda przetargów na zakup gazu. Pełne wyniki mają zostać ogłoszone jutro. Według informacji przekazanych przez Komisję Europejską oferty na łączny wolumen 11,6 mld m sześc. gazu (to odpowiednik 80 proc. prognozowanego na ten rok zużycia tego paliwa w Polsce) przedstawiło 77 europejskich firm, z czego 2,8 mld m sześc. będzie stanowił gaz skroplony (LNG), a pozostałe 9,6 mld m sześc. miałoby zostać dostarczone rurociągami. Zgłoszenia dotyczą okresu od czerwca tego roku do maja 2024 r.

Jak zauważają analitycy serwisu Energy Intelligence, to mniej niż połowa wolumenu szacowanego na podstawie wcześniejszych deklaracji firm. Ale kolejne przetargi mają być organizowane co dwa miesiące. Czy system zakupów będzie tylko narzędziem stricte kryzysowym na najbliższy rok, czy zagości na unijnym rynku na dłużej? Tego Bruksela na razie nie przesądza.

Kryzys niezakończony

Łącznie chęć udziału w platformie nazwanej AggregateEU zadeklarowało 107 firm, w tym polski Orlen. Teraz na zapotrzebowanie ze strony europejskich odbiorców gazu mają odpowiedzieć światowi producenci, ale do momentu zamknięcia wydania DGP Bruksela nie miała jeszcze ostatecznych danych na temat tego, ilu jest chętnych do zaopatrzenia unijnych odbiorców w ramach nowego mechanizmu. Wcześniej z Komisji płynęły jednak zapewnienia, że dostawcy stanowią większość uczestników zarejestrowanych na platformie. Informowano też, że są oni zainteresowani tym narzędziem.

UE dzięki wspólnym zakupom gazu chce – jak tłumaczy wiceszef KE Maroš Šefčovič – zapewnić sobie bezpieczeństwo dostaw, konkurencyjną pozycję na światowych rynkach i możliwość negocjowania możliwie najniższych cen. Wszystko w kontekście rezygnacji z dostaw z Rosji.

Konkurencyjność jest zmartwieniem, zwłaszcza jeśli chodzi o dostawy LNG – realizowane drogą morską i dotyczące rynku o zasięgu globalnym. W przypadku wzrostu zapotrzebowania odbiorcy w Europie mogą być zmuszeni do rywalizacji o surowiec z odbiorcami z Azji.

Zainteresowanie nowym narzędziem wspierającym zakupy gazu może obniżyć utrzymujący się od grudnia ub.r. trend spadkowy notowań gazu w Europie. W momencie zamknięcia tego wydania DGP 1 MWh surowca z dostawą na czerwiec w holenderskim hubie TTF kosztowała ok. 32 euro. To najmniej od grudnia 2021 r.

Ale większość ekspertów uważa, że ogłaszanie końca gazowego kryzysu byłoby przedwczesne. Według analityków Goldman Sachs w kolejnym kwartale należy się liczyć z podwojeniem dzisiejszych cen, a firma doradcza McKinsey stwierdza w niedawnym raporcie, że aby uchronić się przed ryzykiem związanym z odbiciem azjatyckiego popytu na LNG, Unia powinna szybko zredukować swoje zużycie o kolejne 55 mld m sześc. Tyle zaoszczędzono w zeszłym roku.

Zgodnie z przyjętymi pod koniec ub.r. regulacjami państwa UE, które dysponują podziemnymi magazynami, muszą zgłosić na nowej platformie zapotrzebowanie odpowiadające co najmniej 15 proc. planowanych zapasów na zimę. Unijne magazyny powinny zostać do końca października zapełnione w co najmniej 90 proc. Oznacza to, że minimalny poziom zapotrzebowania zmobilizowanego na platformie powinien sięgnąć ok. 13,5 mld m sześc. błękitnego paliwa. Procedura ta nie musi się jednak zakończyć obowiązkowym zakontraktowaniem surowca.

Ograniczyć koszty

Według Brukseli platforma ma pomóc szczególnie mniejszym odbiorcom gazu, którzy wspólnie z większymi graczami będą mogli negocjować atrakcyjniejsze warunki zawieranych kontraktów. Mechanizm powinien też zwiększyć przejrzystość rynku gazu. Z systemu wspólnych zakupów będą mogły ponadto korzystać kraje stowarzyszone z UE. Jak Ukraina, która zyska możliwość zatłoczenia swoich przepastnych magazynów, i Mołdawia, która należy do krajów szczególnie podatnych na szantaż energetyczny Kremla. W ramach UE nowe narzędzie może być istotne zwłaszcza dla krajów, które nie dysponują własnymi terminalami LNG, takich jak Czechy, Słowacja czy Austria.

Ustalenie konkretnych warunków umów ma jednak należeć do importerów i eksporterów i – jak zastrzega Komisja – dopiero po ich zawarciu dowiemy się, jakie skutki przyniosło pierwsze zastosowanie mechanizmu wspólnych zakupów. Bruksela pełni w tych transakcjach jedynie rolę koordynatora i zapewnia techniczne wsparcie w negocjacjach, natomiast ustalanie warunków transakcji leży już w gestii samych przedsiębiorstw. KE liczy jednak na to, że warunki będą na tyle atrakcyjne, że ograniczą koszty energii na terenie UE. Jak stwierdził sam Šefčovič, „wciąż musimy obniżać ceny gazu w Europie, aby utrzymać konkurencyjność europejskiego przemysłu”.

Pierwsze kontrakty zawarte dzięki platformie, których – według sygnałów z KE – należy się spodziewać już w najbliższych tygodniach, mogą przyśpieszyć odwrót Unii od dostaw błękitnego paliwa z Rosji. Trwałość tej strategii może potwierdzić w tym tygodniu szczyt G7 w Hiroshimie. Według opisanego przez „Financial Times” wstępnego projektu konkluzji znalazły się tam zapisy, które zablokują możliwość uruchomienia na powrót nieużywanych obecnie szlaków dostaw gazu do Europy, w tym biegnącego przez Polskę rurociągu jamalskiego, przynajmniej dopóki trwa rosyjska inwazja na Ukrainę. ©℗