Stanowiska ugrupowań opozycyjnych w sprawie atomu przeszły istotną ewolucję w czasie dwóch kadencji rządów PiS.

Polski program jądrowy nabiera rumieńców – jest już jasne, że pierwsza elektrownia stanie w gminie Choczewo na Pomorzu, a technologię dostarczy amerykański koncern Westinghouse; druga ma powstać w Pątnowie w ramach prywatnego projektu ZE PAK, Polskiej Grupy Energetycznej i koreańskiego KHNP. Tematy energetyczne odegrają w nadchodzącej kampanii znaczącą rolę, ale jeszcze nie można liczyć na wspólne stanowisko ze strony ugrupowań opozycyjnych w sprawie atomu.

Koalicja Obywatelska, Polska 2050, Polskie Stronnictwo Ludowe i Lewica zgodnie krytykują rządowe projekty dotyczące energetyki jądrowej jako niewystarczająco transparentne. Wiceprzewodniczący sejmowej komisji ds. energii, klimatu i aktywów państwowych, poseł Tomasz Nowak (PO), przekonuje w rozmowie z DGP, że jego partia będzie dążyć do neutralności klimatycznej do 2050 r., „a może i wcześniej”. – Uważamy, że elektrownie jądrowe powinny powstać, ale z akceptacją społeczności lokalnych – mówi. Komentując plany rządu w tym zakresie, podkreśla, że obecnie nie jest znany model finansowania: – Nie wiemy, jak to się odbije na przyszłych kosztach energii dla użytkownika ani jaki rodzaj kontraktu zostanie zastosowany – mówi.

Posłowie innych partii opozycyjnych, którzy w parlamencie zajmują się energetyką, podkreślają, że rząd przyjął strategię dotyczącą atomu, nie dopuszczając do głosu innych stronnictw politycznych. – O zamiarze budowy dużych jądrowych siłowni dowiedzieliśmy się z Twittera – mówi poseł PL2050 Michał Gramatyka, który w 2013 r. był wiceprezesem Tauronu. Jego partia utworzyła wspólnie z PSL „listę wspólnych spraw”, na której nie znalazł się zapis o przyszłym kształcie programu jądrowego. Gramatyka uważa jednak, że Polska powinna iść w kierunku energetyki rozproszonej i budować małe reaktory, których rolą w przyszłości miałoby być stabilizowanie źródeł odnawialnych, zamiast budować duże jednostki. Za takim samym rozwiązaniem opowiedział się również poseł Lewicy Dariusz Wieczorek.

Stanowiska obecnych partii opozycyjnych w sprawie atomu przeszły istotną ewolucję w czasie dwóch kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości. Jesienią 2015 r. premier Ewa Kopacz deklarowała, że „bezpieczeństwo energetyczne Polski oparte jest na węglu brunatnym i kamiennym”. Podobnie deklarowało wtedy również koalicyjne PSL – oficjalnie z powodu katastrofy w elektrowni Fukushima w 2011 r., nieoficjalnie był to ukłon w kierunku górniczych związków zawodowych. SLD przed wyborami parlamentarnymi w 2015 r. w swoim programie wyborczym wprost opowiadał się przeciwko atomowi.

Prognoza dotycząca produkcji energii elektrycznej opracowana w 2015 r. (za rządów PO-PSL) przez resort gospodarki zakładała, że w 2050 r. węgiel w dalszym ciągu będzie dominującym źródłem w polskim miksie – elektrownie na węgiel kamienny i brunatny miały wyprodukować 84,7 TWh energii (dokument powstał jeszcze przed podpisaniem paryskiego porozumienia klimatycznego, które mówiło o ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych); prognoza dla źródeł odnawialnych wynosiła 74,2 TWh, dla elektrowni gazowych 20,4 TWh. Uwzględniano też powstanie siłowni jądrowych, których produkcja miała dojść w 2050 r. do 43,2 TWh energii. Wtedy zakładano, że Polska będzie korzystać z atomu w 2025 r. Miała o to zadbać spółka PGE EJ 1 założona w 2010 r. Jednak według raportu Najwyższej Izby Kontroli z marca 2018 r. podmiot ten „nie wykonał do końca września 2017 r. żadnego z działań przewidzianych w I etapie Polskiego Programu Energetyki Jądrowej”. NIK szacowała też, że w związku z kilkuletnim opóźnieniem programu jądrowego w latach 2024–2030 Polska będzie tracić 2,6 mld zł rocznie na dodatkowe opłaty za uprawnienia do emisji, które w „scenariuszu wysokim” miały kosztować ok. 75 euro/t. W 2023 r. były dni, gdy cena przekraczała 100 euro/t.

Sprawy nie ułatwiał fakt, że w nadmorskiej gminie Gąski, która była rozważana jako potencjalna lokalizacja elektrowni jądrowej, w referendum w 2016 r. 94 proc. mieszkańców opowiedziało się przeciwko temu projektowi. Siedem lat później nastroje społeczne zmieniły się diametralnie – według sondażu Instytutu Badań Pollster z początku maja 62 proc. Polaków jest za atomem, 23 proc. jest przeciwko. Proatomowa postawa głównych partii opozycyjnych odzwierciedla więc nastroje społeczne, chociaż wchodząca w skład Koalicji Obywatelskiej Partia Zieloni celuje raczej w przeciwników energetyki jądrowej. – Zamiast prowadzić w nieskończoność dyskusje o atomie, będziemy przekonywać naszych partnerów do inwestowania w OZE – powiedział w rozmowie z DGP Przemysław Słowik, współprzewodniczący Zielonych. ©℗