Polska przeorientowała import węgla. System jego dystrybucji z udziałem gmin może zostać z nami na stałe i być uruchamiany w sytuacjach nadzwyczajnych.
Dziś Ministerstwo Aktywów Państwowych ma podsumować sezon grzewczy 2022/2023, zwłaszcza pod kątem tego, jaką rolę odegrał interwencyjny system importu węgla z zagranicy. Po wprowadzeniu embarga na rosyjski surowiec system stworzono tak, że ściąganiem węgla do kraju zajmowały się państwowe spółki, a jego dystrybucją – samorządy lokalne. DGP dotarł do raportu MAP, który pokazuje skalę i zakres tych działań. Awaryjny import wojenny oznaczał zmianę kierunków dostaw. Z Rosji, która dominowała w poprzednich latach, sprowadzono 2,6 mln t, o ponad 5,6 mln t mniej niż rok wcześniej.
Raport pokazał też przydatność węgla z najważniejszych kierunków importu dla gospodarstw domowych. Bezkonkurencyjny okazał się ten kolumbijski: jest najbardziej kaloryczny, najmniej zasiarczony i jest z niego najmniej popiołu. Gorszy, ale nadal niezły, jest surowiec z Indonezji. W domowych piecach nie powinien być za to palony surowiec australijski i południowoafrykański. To o tyle ciekawe, że Południowa Afryka i Australia zajęły dwa pierwsze miejsca na liście naszych partnerów importowych. W sumie w zeszłym roku sprowadzono ponad 20 mln t węgla, zaś rok wcześniej było to 12,5 mln t. Z kolei w sezonie grzewczym, trwającym od lipca 2022 r. do kwietnia 2023 r., do Polski przyjechało 12,4 mln t. PGE Paliwa i Węglokoks sprowadziły odpowiednio 70,4 oraz 29,6 proc. tego wolumenu. „Do 30 kwietnia 2023 r. do polskich portów i blisko położonych portów zagranicznych wpłynęło i rozładowano 242 statki. W tym 161 statków sprowadzających węgiel na zlecenie spółki PGE Paliwa oraz 81 statków z importem węgla na zlecenie spółki Węglokoks” – wynika z dokumentu. Węgiel z importu przechodził również przez porty zagraniczne: łotewskie (PGE Paliwa, 348 tys. t), litewskie (Węglokoks, 15 tys. t), ARA (Amsterdam, Rotterdam, Antwerpia) i niemiecki Rostock.
Jeśli chodzi o sprzedaż węgla do gospodarstw domowych, zeszły rok oznaczał zupełną rewolucję. Na rynek weszły firmy państwowe, a jednocześnie powstał nowy system dystrybucji przez samorządy. Przystąpiło do niego 2,5 tys. gmin, które wstępnie zamówiły 3 mln t. Do połowy kwietnia otrzymały ponad 2 mln t, z czego do końca 2022 r. trafiło do nich 871 tys. t. Większość, bo 63,5 proc. węgla sprzedanego do gospodarstw domowych, pochodziło z wydobycia krajowego. Najmniej węgla w programie dystrybucji odebrano w gminie Podedwórze w województwie lubelskim. Gmina zamówiła 3 t dla jednego gospodarstwa domowego. Lekka zima spowodowała, że udało się uniknąć kłopotów z tym kanałem dystrybucji. Część samorządów została nawet z węglem, ale jak wynika z szacunków MAP, w skali kraju nie jest go dużo, bo 1–1,5 proc. wielkości zamówień. – Jesteśmy po sezonie ze sporymi zapasami. Wiele osób już teraz jest zaopatrzonych na kolejną zimę – mówił wczoraj wiceprezes Węglokoksu Sławomir Brzeziński.
Zdaniem rozmówców z rządu w przyszłym sezonie grzewczym niedoborów ani podwyżek cen węgla nie będzie. – Kolejne okresy grzewcze będą dużo spokojniejsze. W zeszłym roku było dużo paniki na rynku, każdy chciał się zaopatrzyć natychmiast, a kiedyś to był proces rozłożony na miesiące. W ubiegłym roku (po wprowadzeniu embarga – red.) udało się całkowicie zastąpić rosyjski węgiel surowcem z innych kierunków. Przez najbliższe lata naturalny import rzędu 11–12 mln t powinien się utrzymać – podkreśla Brzeziński. Jak wynika z naszych ustaleń, rząd zastanawia się nad wprowadzeniem stałego mechanizmu, który umożliwiałby uruchomienie interwencyjnej dystrybucji węgla przez gminy, np. w przypadku znacznych podwyżek cen na rynkach. – Na podstawie porozumienia społecznego będziemy zasilać nasze elektrownie polskim węglem, ale import będzie musiał być realizowany, bo samym krajowym wydobyciem nie pokryjemy zapotrzebowania jeszcze przez 10–15 lat – podkreślał były wicepremier Janusz Steinhoff. ©℗