Pierwsze dni obowiązywania sankcji naftowych na Rosję przyniosły zakłócenia, ale nie miały one większego wpływu na notowania ropy.
Pierwsze dni obowiązywania sankcji naftowych na Rosję przyniosły zakłócenia, ale nie miały one większego wpływu na notowania ropy.
„Jedna z najpotężniejszych interwencji na rynku ropy w historii” - tak obowiązujące od poniedziałku sankcje naftowe określa brytyjski „Financial Times”. I raportuje pierwsze zakłócenia związane z wejściem w życie nowych przepisów.
U wybrzeży Turcji powstał zator, ponieważ władze w Ankarze weryfikują, czy zawijające do portów tankowce posiadają pełne ubezpieczenie - a to właśnie ograniczenie dostępu do tych usług, zdominowanych przez firmy europejskie, jest jednym z kluczowych elementów najnowszych restrykcji wobec rosyjskiej ropy. Firmy, obawiając się reperkusji związanych z naruszeniem sankcji, nie podają informacji, o które zwracają się do nich tureckie władze.
Według norweskiego towarzystwa ubezpieczenioweg Gard nowe wytyczne zostały wydane przez Ankarę 16 listopada i są bezpośrednim rezultatem przyjętych sankcji. Przepisy przyjęte m.in. przez Unię Europejską, Wielką Brytanię i USA zakładają okres przejściowy, umożliwiający realizowanie zakontraktowanych wcześniej dostaw do 19 stycznia.
„Financial Times” podaje, że tankowcowy „korek”, który liczy już co najmniej dwadzieścia kilka statków, rośnie już od ponad tygodnia, wpływając na utrudnienia w ruchu statków w tureckich cieśninach, które stanowią wyjście na światowe wody dla jednostek wyruszających z rosyjskich portów rejonu Morza Czarnego.
Na uderzenie w rosyjskie dostawy składają się przede wszystkim dwa elementy.
Unijne embargo na dostawy realizowane drogą morską w dużej mierze odcina Rosję od rynków, na które trafiała jeszcze niedawno ponad połowa eksportowanego przez nią surowca. A limit cen nałożony przez UE wspólnie z krajami G7 i Australią ogranicza dostęp do usług europejskich firm dla dostaw rosyjskiej ropy realizowanych powyżej ceny 60 dol. za baryłkę (z możliwością korygowania tego pułapu w zależności od dynamiki notowań).
Według szacunków fińskiego Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem od początku inwazji na Ukrainę Rosja zarobiła ok. 157 mld euro na eksporcie ropy i produktów naftowych, z czego za niemal 68 mld euro odpowiadały kraje Unii Europejskiej.
Mimo stopniowego eliminowania rosyjskich dostaw UE pozostała największym odbiorcą rosyjskiej ropy do samego końca - w listopadzie jej zakupy nieco nawet wzrosły, bo część firm, zwłaszcza z Niemiec i Włoch, zdecydowała się na zwiększone zakupy bezpośrednio przed wejściem w życie embarga. Równolegle swój import rosyjskich paliw zwiększały inne kraje, m.in. Chiny, Indie i Turcja, które od rozpoczęcia wojny zapewniły Rosji naftowe przychody szacowane odpowiednio na 42, 12 i 10 mld euro.
Kreml szykuje odpowiedź na restrykcje. Wczoraj wicepremier Aleksander Nowak zapowiedział, że jeszcze przed końcem roku wejdzie w życie mechanizm, który odetnie od surowca odbiorców stosujących się do maksymalnej ceny wyznaczonej przez zachodnią koalicję.
- Będziemy sprzedawać ropę i produkty naftowe tylko do tych krajów, które będą współpracować z nami na zasadach rynkowych, nawet jeśli będzie to oznaczało konieczność nieznacznego zredukowania naszego wydobycia - zaznaczył.
Według amerykańskiej Agencji Informacji Energetycznej (EIA) spodziewana skala rosyjskich cięć produkcji w I kw. przyszłego roku może sięgnąć nawet 1,35 mln baryłek dziennie. OPEC szacuje obniżkę na 850 tys. baryłek. Instytut Bruegla podaje, że w 2020 r. rosyjski eksport sięgał ponad 5 mln baryłek dziennie, z czego dostawy morskie - ok. 3,8 mln.
Rosyjski wicepremier jest przekonany, że kraj znajdzie klientów na swój surowiec. - Ilość ropy na świecie jest ograniczona, a ropa rosyjska była i zawsze będzie potrzebna do zaspokojenia zapotrzebowania. Owszem, łańcuchy dostaw się zmienią. Ale z naszego punktu widzenia nie oznacza to tragedii - mówił. Moskwa ostrzega jednocześnie, że limit cenowy zdestabilizuje światowe rynki, prowadząc do zakłóceń dostaw.
Pierwsze dni obowiązywania naftowych sankcji nie wywołały wstrząsu na giełdach. Notowania ropy Brent rozpoczęły tydzień od spadków i we wtorek po południu jej baryłka w kontrakcie na kolejny miesiąc kosztowała niecałe 82 dol. - prawie 10 dol. mniej, niż wynosiła średnia cena w listopadzie. Pod wpływem sankcji zwiększyła się różnica pomiędzy ropą Brent a rosyjską Urals (po raz pierwszy od sierpnia była większa niż 25 dol. za baryłkę), których średnie ceny w ostatnich dniach były już tylko minimalnie wyższe niż pułap ustanowiony przez zachodnią koalicję (60,62 dol. za baryłkę). Według analityków presję cenową związaną z sankcjami i spodziewanym ożywieniem gospodarczym w Chinach zneutralizowało m.in. umocnienie się dolara oraz obawy przed recesją.
Z informacji „Financial Timesa” wynika, że w ramach przygotowań do sankcji Rosja pozyskała w ostatnich miesiącach ponad 100 używanych tankowców, które mają umożliwić jej realizowanie dostaw ropy własną flotą.
Według Agencji Reutera w odstawione z użytkowania tankowce zaopatrzyły się też m.in. firmy z Bliskiego Wschodu i wschodniej części Azji. Rekordowe zapotrzebowanie na takie jednostki to efekt zwiększenia rentowności usług dla rosyjskiej ropy - według informacji Reutersa ze źródeł rynkowych dzienne stawki za jej przewóz sięgają nawet 100-130 tys. dol., dla porównania typowa stawka na Morzu Śródziemnym to 80 tys. dol.
W omijanie sankcji mogą też włączyć się jednostki, które były już zaangażowane w podobny proceder z ropą z Iranu czy Wenezueli. W interesach z rosyjskimi paliwami brały udział m.in. spółki zarejestrowane w Szwajcarii. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama