Wsteczny termin obowiązywania, inny okres porównawczy dla 90-proc. zużycia oraz objęcie niższymi cenami także dużych firm czy reforma rynku węgla – to niektóre postulaty zmian rządowych propozycji

Rząd na dniach, a Sejm w przyszłym tygodniu mają przyjąć ustawę dotyczącą maksymalnej ceny na energię – ma być nie wyższa niż 693 zł za 1 MWh dla gospodarstw domowych i 785 zł za 1 MWh dla samorządów, MŚP i odbiorców wrażliwych.
Mechanizm ten ma obowiązywać przy rozliczeniach od 1 grudnia br. do końca 2023 r. Cena ma dotyczyć poboru nie większego niż 90 proc. średniego zużycia energii wyliczanego na podstawie danych z poprzedniego roku.
Właśnie tej kwestii dotyczy jedna z uwag rzecznika MŚP Adama Abramowicza. Jak podkreśla, nie można – jako porównawczego dla restauracji, branży fitness czy hotelowej – stosować okresu pandemii, gdy były one zamknięte. Jak zapowiada, zrobi wszystko, by przekonać rządzących do zmiany w tej sprawie. Drugi jego postulat dotyczy okresu obowiązywania limitu. Abramowicz opowiada się za wyznaczeniem go od czerwca br. – gdyż – jak podkreśla – firmy dostawały astronomiczne, pięciokrotnie wyższe niż dotychczas, oferty cenowe już od lata. Co do stawek wskazanych przez rząd rzecznik MŚP ocenia je pozytywnie.
Grzegorz Onichimowski, były szef Towarowej Giełdy Energii, ekspert Instytutu Obywatelskiego, ocenia natomiast, że propozycje te są niezwykle skomplikowane. Bez projektu ustawy, jak mówi, jest za wcześnie, żeby oceniać szczegóły. Zwraca jednak uwagę na to, że z opisu projektu w wykazie prac rządu wynika, że bardzo wysoki procent węgla, którym zasilane są polskie elektrownie, pochodzi z importu. – A pamiętajmy, że importowany węgiel jest kilka razy droższy. Pytanie zatem, jaka jest prawda i jak to się ma do zapewnień rządu, że polska energetyka nie zasila się z importu, wynika też z tego, że rząd chce przerzucić miejsce generowania największych marż z wytwarzania na wydobycie. Teraz będą je więc windować spółki wydobycia, a nie koncerny energetyczne. Jednak dla odbiorców efekt będzie taki sam – przestrzega.
Przypomina, że projekt Koalicji Obywatelskiej zakłada, że energia wytwarzana jest na bazie węgla krajowego. Przewiduje też rozwiązanie, już zawartych, umów na przyszły rok po wyższych cenach. – Wytwarzanie miałoby zatem ograniczoną cenę, co pozwoliłoby de facto wyeliminować konieczność rekompensat – wyjaśnia.
Z kolei rząd, jak zauważa, nie proponuje wypowiedzenia tych umów. Zamiast tego wprowadza mechanizm rekompensat. – Wszystko to prowadzi do bardzo dużych problemów po stronie spółek obrotu. Z jednej strony będą brały od swoich odbiorców cenę zapisaną jako maksymalna. A po drugiej stronie będą musiały płacić cenę kontraktową spółkom wytwarzania. To spowoduje szalony chaos i upadek wielu tych spółek. Bo po pierwsze realizacja tego mechanizmu będzie skomplikowana. A po drugie jest pytanie o płynność finansową przy realizacji tej operacji – przewiduje Onichimowski.
Podkreśla: – Rozumiem, że rząd ma policzone, że to się domknie, ale moim zdaniem jest to bardzo wątpliwe.
Czy duże firmy będą objęte tym limitowaniem cen? Według Grzegorza Onichimowskiego nie. – Tak wynika z projektu rozporządzenia Rady Europejskiej. Tam się mówi tylko o małych i średnich przedsiębiorstwach. Co więcej, MŚP w projekcie rozporządzenia Rady miałyby być objęte tym mechanizmem tylko na cztery miesiące – od grudnia do marca przyszłego roku – tłumaczy.
Tymczasem, jak podkreśla ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich Piotr Wołejko, bardzo ważne jest objęcie limitowaniem cen również dużych firm. W przeciwnym razie nie uda się osiągnąć efektu antyinflacyjnego, a poza tym konsekwencje uderzenia w koncerny dotkną ich licznych kooperantów.
– Argumentem przeciw wsparciu dużych firm nie może być oparty na unijnych wytycznych system rekompensat dla sektorów energochłonnych. Dotyczy on zaledwie kilkuset podmiotów i obejmuje poniesione już straty wynikające z wysokich cen energii i gazu we wcześniejszych miesiącach. Tymczasem zamrożenie cen energii to mechanizm skierowany na przyszłość. Nie można też pominąć dużych firm, które nie są energochłonne, a istnieje ryzyko, że mogłyby znaleźć się poza jakimikolwiek ramami wsparcia. Duże przedsiębiorstwa to nie tylko znaczący pracodawcy i podatnicy, lecz przede wszystkim dziesiątki, jak nie setki kooperantów – firm współpracujących, zapewniających rozmaite komponenty oraz usług – tłumaczy Wołejko.
Na kolejny aspekt sprawy zwraca uwagę Krzysztof Mazurski z Energy Solution. Jak mówi, działania rządu doprowadziły do urealnienia wycen energii na rynku hurtowym w ramach TGE (kontrakt na 2023 r. odnotował spadki z 1800 zł/MWh do 1000 zł/MWh w kilka sesji). Z drugiej strony, dodaje, wielu grupom odbiorców zapewniane są ceny maksymalne zdecydowanie poniżej niedawnych wycen rynkowych. – Zmiany są dynamiczne i głębokie, rynek musi się do nich szybko dostosować. W naszym odczuciu sama reforma rynku hurtowego doprowadziłaby szybko do udrożnienia rynku detalicznego, ale determinacja rządzących przekroczyła nasze oczekiwania – wskazuje Mazurski.
Z kolei szef Fundacji Instrat Michał Hetmański uważa, że szansą na przełamanie impasu w aktualnym kryzysie cen prądu jest reforma rynku węgla kamiennego. ©℗