W przyszłym tygodniu rząd może podjąć strategiczną decyzję, która pozwoli spółkom pozbyć się uciążliwych aktywów – wynika z ustaleń DGP

Projekt rządowego programu „Transformacja sektora elektroenergetycznego w Polsce. Wydzielenie wytwórczych aktywów węglowych ze spółek z udziałem Skarbu Państwa” zatwierdził już Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów (KERM). - Dyskusje były gorące, ale rzeczywiście merytoryczne. Wydaje się, że wszystkich udało się już przekonać - tłumaczy informator DGP. Nie bez znaczenia jest zapewne to, że w końcówce zeszłego roku wicepremier i szef resortu aktywów państwowych Jacek Sasin przejął od premiera Mateusza Morawieckiego przewodnictwo w KERM. - Dla Sasina to sprawa prestiżowa. Trudno, by kierowane przez niego gremium miało wstrzymywać projekt, na którym mu zależy - twierdzi jeden z naszych rozmówców z rządu.
Jak słyszymy, program zakładający „uwolnienie” państwowych spółek od nawisu węglowego był dyskutowany w drugiej połowie zeszłego roku. Sprawa przeciągnęła się na tyle długo, że resort aktywów zaczął się niepokoić o los projektu. Teraz widać przyspieszenie - wczoraj nasi rozmówcy wskazywali, że prawdopodobnie w przyszłym tygodniu zajmie się nim rząd.
Nie oznacza to, że napięcia wokół niego zniknęły i że otrzyma on zielone światło. - Program jest na takim poziomie ogólności, że nie powinien budzić kontrowersji, a mimo to widzieliśmy spory. Clou jest to, jak zostanie wpisany w akty wykonawcze, co będzie wymagało negocjacji ze związkami i co z pomocą publiczną - twierdzi nasz rozmówca z rządu. Podkreśla, że najważniejsze jest rozstrzygnięcie, jak zostanie uregulowane dopłacanie do tego systemu po 2025 r. - Właśnie w tej sprawie istniał spór między spółkami i ministrem Sasinem z jednej strony, a ówczesnym ministrem klimatu Kurtyką i ministrem Naimskim odpowiedzialnym za strategiczną infrastrukturę energetyczną z drugiej - dodaje.
Jak słyszymy, w koalicyjnych dyskusjach przewijały się argumenty, że Narodowa Agencja Bezpieczeństwa Energetycznego, czyli nowy podmiot, do którego miałyby trafić wszystkie aktywa węglowe spółek państwowych, stanie się swego rodzaju „umieralnią”. - Trochę tak będzie, innego wyjścia nie ma. Większość elektrowni będzie dogorywać, bo to inwestycje często z lat 50. i 60. - przyznaje osoba z MAP. - Tyle że uwolnione od aktywów węglowych spółki będą mogły prowadzić projekty niskoemisyjne i pozyskiwać dofinansowanie zewnętrzne w bankach czy funduszach. Wyodrębnienie węgla to sygnał dla kapitału zagranicznego, który dziś nie wchodzi w takie przedsięwzięcia, o ile nie mają „zielonego” charakteru. Dzięki zmianom np. PGE, uwolnione od PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, może wtedy pójść do np. amerykańskiej instytucji finansowej i poprosić o dofinansowanie dla wiatraków na Bałtyku - przekonuje rozmówca DGP.
Jednak spór dotyczy także tego, jak system ma działać i jaki będzie jego wpływ na rynek energetyczny. W praktyce oznacza on bowiem, że 70 proc. rynku energii - a tyle obecnie pochodzi z węgla - znajdzie się w jednym podmiocie. - Sedno dotyczy kwestii finansowych. Sasin jest wspierany przez spółki, które są zainteresowane nie tylko pozbyciem się tych aktywów, ale jak najlepszą ich wyceną i pozbyciem się części zadłużenia z tego tytułu. Z kolei Naimski chciałby, żeby pomoc była uzależniona od zdolności do zaspokajania potrzeb rynku energii - słyszymy.
Jak informował portal wysokienapiecie.pl, w trakcie rządowych konsultacji projektu Piotra Naimskiego interesowało m.in. to, jaki wpływ będzie miało powstanie takiego dużego i jednego podmiotu „na hurtowe ceny energii, jak i ceny dla gospodarstw domowych w horyzoncie 2021-2030” oraz „czy spółka będzie miała możliwość samofinansowania bez dodatkowych środków finansowych w okresie do 1 lipca 2025 r.?”.
Doktor Maciej Bukowski, prezes zarządu think tanku WiseEuropa, zgadza się, że to istotny ruch z punktu widzenia spółek energetycznych. Jednak w całym procesie widzi dwa zagrożenia. Pierwsze wynikające z samej pozycji tak dużego podmiotu jak NABE. - Rząd mógłby zrobić kilka NABE, wówczas istniałaby konkurencja. Duży znak zapytania dotyczy tego, jak spółka zagwarantuje podnoszenie wydajności, czy każda luka nie będzie zasypywana dotacjami. Pytanie, czy to zyska akceptację Brukseli, ponieważ stawia znak zapytania nad konkurencją na rynku energii - podkreśla Bukowski.
Osobną kwestią jest wpływ całości tych zmian na polski rynek prądu. - Widać, że państwo stara się faworyzować spółki publiczne i opóźnia wiele zmian w systemie, bo boi się, że nie poradzą sobie z podmiotami prywatnymi. Dlatego istotne zagrożenie dotyczy tego, że transformacja energetyczna będzie wolna, a spółki Skarbu Państwa będą faworyzowane - podkreśla ekonomista.

www.gazetaprawna.pl/biznes-i-klimat/