Trwająca transformacja sektora energetycznego w Polsce jest procesem wieloletnim, wymagającym bardzo intensywnego rozwoju odnawialnych źródeł energii (OZE), ale też jednocześnie zagwarantowania polskim odbiorcom bezpieczeństwa energetycznego. Właśnie te dwa kluczowe cele realizuje Grupa PGE w ramach swojej strategii.

Autorem opinii jest Ryszard Wasiłek, wiceprezes PGE Polskiej Grupy Energetycznej i prezes Towarzystwa Gospodarczego Polskie Elektrownie.
Rozwijane przez PGE projekty OZE spowodują, że w ciągu ośmiu lat aż połowa energii wytwarzanej w Grupie będzie pochodzić z odnawialnych źródeł. Wbrew nieprawdziwym argumentom podnoszonym przez niektórych aktywistów Grupa PGE już teraz jest liderem zielonej zmiany. Nie tylko ze względu na planowane inwestycje w tym obszarze. Grupa PGE jest obecnie największym wytwórcą zielonej energii w Polsce. Wystarczy spojrzeć na dane. W 2020 r. udział rynkowy PGE w produkcji OZE w Polsce wyniósł 9,5 proc., bez współspalania biomasy i biogazu, czyli technologii wykorzystujących do produkcji energii również paliwa konwencjonalne. Ten udział został wyliczony w oparciu o ogólnodostępne dane Agencji Rynku Energii i produkcję OZE raportowaną przez największych wytwórców energii ze źródeł odnawialnych.
Od początku 2020 r. powiększyliśmy portfel OZE o 143 MW mocy, w tym głównie o farmy wiatrowe, co jest najlepszym wynikiem wśród spółek energetycznych w Polsce. Obecnie PGE realizuje na Morzu Bałtyckim projekty farm wiatrowych o łącznej mocy ok. 2,5 GW, a docelowo do 2040 r. offshore w Grupie PGE ma osiągnąć co najmniej 6,5 GW. Co stawia nas w roli lidera morskiej energetyki. Pierwszy prąd wytworzony przez bałtyckie wiatraki wybudowane przez PGE popłynie do sieci już za cztery lata.
Kwestionując pozycję PGE jako lidera zielonej zmiany, aktywiści środowiskowi (Piotr Wójcik z Greenpeace Polska, „Płacimy za błędy spółek i zaniechania kolejnych rządów”, DGP z 17 lutego) zdają się nie dostrzegać skali wspomnianego zaangażowania.
Plan inwestycji Grupy PGE związanych z rozwojem OZE jest i będzie konsekwentnie realizowany w racjonalnym oraz możliwym do osiągnięcia tempie. Podczas procesu transformacji musimy zapewnić stabilne dostawy energii do polskich domów, ponieważ obecnie ponad 40 proc. zużywanego w Polsce prądu wytwarzają elektrownie należące do PGE. Dlatego z przykrością musimy zauważyć, że naiwne postulaty natychmiastowego zamykania elektrowni konwencjonalnych podnoszone przez aktywistów ekologicznych zupełnie nie uwzględniają tego, że inwestycje w OZE wymagają wieloletnich harmonogramów inwestycyjnych. Obejmują one m.in. trwające nawet kilka lat procedury administracyjne, w tym związane z uzyskiwaniem pozwoleń środowiskowych, a także przygotowanie skomplikowanych projektów oraz konieczność zapewniania finansowania w skali sięgającej dziesiątek miliardów złotych. Do 2030 r. wszystkie inwestycje PGE związane z transformacją energetyczną wyniosą w sumie aż 75 mld zł. W tej kwocie ponad 35 mld zł to wyłączne źródła OZE. Dzięki temu, w tym czasie, połowa wytwarzanej przez nas energii będzie pochodziła ze źródeł odnawialnych.
Jednak warunkiem realizacji tych inwestycji jest zgromadzenie funduszy. Tymczasem zapewnienie nieprzerwanych dostaw prądu do domów Polaków coraz częściej wiąże się z koniecznością transferowania pieniędzy z Polski do innych krajów, w związku z obowiązkowym zakupem uprawnień do emisji CO2 przez krajowe elektrownie węglowe. Deficyt uprawnień do emisji w latach 2013–2020 kosztował już polską gospodarkę równowartość ok. 13 mld zł, które zasiliły budżety innych państw sprzedających swoje niewykorzystane nadwyżki uprawnień do emisji. Bezpowrotna utrata wielu miliardów, które mogły posłużyć do transformacji polskiej energetyki, była powodem, dla którego Towarzystwo Gospodarcze Polskie Elektrownie rozpoczęło kampanię edukacyjno-informacyjną. Zwraca ona uwagę na to, że obecnie już 60 proc. kosztów wytwarzania energii w Polsce to wydatki na obowiązkowy zakup uprawnień do emisji CO2. Elektrownie są obciążane wysokimi cenami CO2, które tylko w ubiegłym roku wzrosły ponad trzykrotnie – z ok. 30 euro do ponad 90 euro za tonę. Koszty zakupu uprawnień mają więc bezpośredni wpływ na kształtowanie się cen hurtowych energii elektrycznej, a w konsekwencji przekładają się na ceny energii dla odbiorców końcowych – zarówno firm, jak i gospodarstw domowych, które dotknęły ostatnie podwyżki energii.
Moim zdaniem kampania osiągnęła swoje cele. Rozpoczęła szeroką dyskusję, także na forum Unii Europejskiej, nie tylko na temat zaostrzania polityki klimatycznej w ramach tzw. pakietu „Fit for 55”, lecz także na temat reformy systemu EU ETS. Skala zmian czekających polską energetykę oraz rozmiar inwestycji wdrażanych przez PGE są ogromne. Musimy jednak pamiętać, że ich realizacja wymaga czasu i ogromnych środków finansowych. Dlatego jeżeli chcemy, aby transformacja energetyczna w Polsce przebiegła sprawnie i z korzyścią dla gospodarki, to branża powinna mieć szerokie wsparcie w realizacji planów inwestycyjnych w OZE. ©℗
Deficyt uprawnień do emisji w latach 2013–2020 kosztował już polską gospodarkę równowartość ok. 13 mld zł, które zasiliły budżety innych państw